Narodowy Jawor

Strona główna » 2013 » Czerwiec (Strona 3.)

Archiwa miesięczne: Czerwiec 2013

Ile zarabiają w starostwie?

Artykuł z Nowej Gazety Jaworskiej

images

Niby dane nie nowe , ale na tak wielkie bezrobocie jakie panuje w powiecie jaworskim i tak kiepskie dochody ludzi i tak zarobki włodarzy szokują mimo upływy tylu lat.

W tym tygodniu prezentujemy treść oświadczeń majątkowych za 2009 r. zamieszczonych na internetowych stronach Biuletynu Informacji Publicznej, złożonych przez starostę i najważniejszych pracowników jaworskiego starostwa.

* Stanisław Laskowski – starosta jaworski oraz przewodniczący Zarządu Powiatu zarobił z tytułu zatrudnienia w ubiegłym roku 140 tys. zł. Posiada dom o powierzchni 209 m. kw. wyceniony na 400 tys. zł oraz działkę budowlaną o powierzchni 670 m kw. wartą 60 tys. zł.

* Michał Lenkiewicz – wicestarosta, członek Zarządu Powiatu, ma mieszkanie o powierzchni 84 m kw. wycenione na 200 tys. zł. Jego zarobki wyniosły w minionym roku 124,5 tys. zł.

* Sekretarz powiatu Bogumiła Wenda posiada 52 tys. zł oszczędności, mieszkanie o powierzchni 48,5 m kw. warte 120 tys. zł, garaż o powierzchni 18 m kw. wyceniony na 17 tys. zł i samochód Audi A3. Jej dochód w 2009 r. wyniósł 47,6 tys. zł.

* Skarbnik powiatu Dariusz Subocz ma mieszkanie o powierzchni 135 m. kw. o wartości 450 tys. zł, działkę budowlaną o powierzchni 7,9 ara wycenioną na 11 tys. zł i samochód Chrysler PT Cruiser. Na koncie zgromadził 11 tys. zł i 303 euro oszczędności. W ubiegłym roku zarobił 102,5 tys. zł.

* Naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska, Leśnictwa i Rolnictwa Leszek Adamiec osiągnął dochód w wysokości 67,9 tys. zł. Ma samochód Mazda 323F i 9,2 tys. zł oszczędności.

* Naczelnik Wydziału Gospodarki Nieruchomościami Zbigniew Stręk zaoszczędził 24 tys. zł. Ma mieszkanie o powierzchni 71 m kw., które wycenił na 50 tys. zł, garaż wart 7 tys. zł oraz Fiata Seicento. Jego zarobki w minionym roku wyniosły 54,7 tys. zł.

* Geodeta powiatowy Jerzy Krakowski ma dom o powierzchni 200 m kw. wyceniony na 200 tys. zł, nieruchomość o powierzchni 0,64 ha wartą 30 tys. zł oraz samochód Peugeot 307. W starostwie powiatowym zarobił w ubiegłym roku 43,3 tys. zł.

* Naczelnik Wydziału Architektury i Budownictwa Małgorzata Jakimowicz zarobiła w ubiegłym roku 63,1 tys. zł. Posiada dom o powierzchni 105 m kw. wart 300 tys. zł, mieszkanie o powierzchni 43 m kw. wycenione na 133 tys. zł oraz inne nieruchomości o łącznej wartości 34,8 tys. zł.

* Naczelnik Wydziału Edukacji, Zdrowia i Polityki Społecznej Beata Janas zgromadziła na koncie 15 tys. zł oszczędności. Posiada dom o powierzchni 140 m kw. wyceniony na 450 tys. zł, działkę o powierzchni 15,75 ara wartą 30 tys. zł oraz samochód Toyota Yaris. Z tytułu zatrudnienia zarobiła w minionym roku 57,3 tys. zł.

* Naczelnik Wydziału Komunikacji i Drogownictwa Adam Świderski posiada mieszkanie o powierzchni 105 m kw. o wartości 315 tys. zł, garaż o powierzchni 15,8 m kw. wart 15,8 tys. zł oraz 34 tys. zł oszczędności. Jego zarobki w 2009 r. wyniosły 45,1 tys. zł.

* Naczelnik Wydziału Finansów i Księgowości Bronisław Midziak osiągnął dochód w wysokości 86,8 tys. zł. Posiada samochód Toyota Corolla, mieszkanie o powierzchni 45 m kw. warte 150 tys. zł oraz 48,5 tys. zł oszczędności.

(golick, na podst. BIP)

http://nowagj.pl/archiwum-www-mainmenu-23/3990-ile-zarabiajp-w-starostwie.html

Burmistrz Jawora Artur Urbański zarobki

ratownicy 002

Król Artur trzyma średnią !

Nasza droga władza – czytaj całość
2008-02-11, 00:00:00, autor Marcin Torz
Burmistrz Środy Śląskiej otrzymuje z kasy urzędu więcej niż prezydent Lubina, Legnicy, a nawet… Krakowa i Poznania! Bogusław Krasucki jest na drugim miejscu naszej listy najlepiej zarabiających samorządowców na Dolnym Śląsku.

Burmistrz Bogusław Krasucki jest drugi na liście najwięcej zarabiających prezydentów i burmistrzów na Dolnym Śląsku. Z naszych ustaleń wynika, że większe dochody ma tylko prezydent Wrocławia – Rafał Dutkiewicz. W naszym rankingu pod uwagę braliśmy tych prezydentów czy burmistrzów, którzy w wyborach 2006 roku zostali ponownie wybrani na najwyższe samorządowe stanowiska, czyli na kolejną kadencję. Interesowały nas miasta – siedziby powiatów – czyli, po prostu, sprawdziliśmy ile zarabia władza w największych miastach Dolnego Śląska.

Ile dostaje burmistrz?

Burmistrz ośmiotysięcznej Środy Śląskiej zarabia prawie 170 tysięcy złotych rocznie (dokładnie 166.144,14 zł). W przeliczeniu, miesięcznie wychodzi aż 13.845,34 złotych! Również jego najbliżsi współpracownicy zarabiają spore pieniądze. Zastępca burmistrza Mieczysław Kudryński ma ponad 115 tysięcy złotych rocznie. Skarbnik gminy, Czesław Osiecki, jest jeszcze zamożniejszy. Może się pochwalić pensją rzędu 122 tysięcy złotych rocznie. Takie zarobki to niekiedy marzenia… burmistrzów innych miast na Dolnym Śląsku! Dochody czwartej, ważnej osoby w gminie, sekretarza Andrzeja Bielskiego, wyglądają licho w porównaniu z poprzednio wymienionymi. Zarabia bowiem „zaledwie” 66 tysięcy złotych rocznie. Sumując zarobki średzkiej władzy wychodzi rocznie prawie pół miliona złotych!

Fot. WFP

Dla przykładu – premier Polski zarabia niecałe 14 tysięcy miesięcznie. Jedna różnica. Na pensję premiera składa się cała Polska. Na pensję burmistrza Środy – tylko średzianie. Nasi parlamentarzyści też mogą zazdrościć zaradnemu burmistrzowi. Otrzymują niecałe 12 tysięcy. Niewiele więcej zarabiają wiceministrowie, czy marszałkowie sejmu i senatu.

Kraków i Poznań – z tyłu

Korzystając z dostępu do oświadczeń majątkowych (znajdują się na stronach internetowych gmin), sprawdziliśmy dochody szefów magistratów innych miast. Prezydent Legnicy Tadeusz Krzakowski dostaje rocznie 137.874,33 zł. Legnica ma ponad 100 tysięcy mieszkańców, a także znacznie większy budżet! Prezydent Poznania Ryszard Grobelny też ma mniej – 162, 4 tys. zł. A co ma powiedzieć prezydent… Krakowa? Prezydent blisko milionowego miasta, byłej stolicy Polski i wielkiej (kilka milionów turystów w ciągu roku) atrakcji turystycznej, zarabia zaledwie około 100 tysięcy złotych rocznie! Co ciekawe… – Nie chcę skłamać, ale chyba pan prezydent Majchrowski jest na 6. lub 7. miejscu, jeśli chodzi o pensje w krakowskim magistracie. Nie przyjmuje żadnych dodatków – tłumaczy rzecznik prasowy prezydenta Krakowa, Marcin Helbin.

W cieniu burmistrza Środy Śląskiej jest również prezydent Wałbrzycha Piotr Kruczkowski, który rocznie dostaje prawie 124 tysięcy złotych rocznie. Tymczasem burmistrz 17 tysięcznych Ząbkowic Śląskich, Krzysztof Kotowicz, zarabia zaledwie nieco ponad 4 tysiące (netto) miesięcznie. – Niektórzy samorządowcy z mojego regionu zarabiają więcej ode mnie – mówi burmistrz Kotowicz. – Jednak ja nie upominałem się i nie będę się upominał o lepsze wynagrodzenie. Moja pensja to decyzja radnych.

Równie ciekawie wyglądają zarobki władzy w Złotym Stoku. Burmistrz zarabia tam niecałe 5 tysięcy złotych miesięcznie. Jego zastępca, sekretarz i skarbnik (średnio) inkasują nieco ponad trzy tysiące.

To radni zdecydowali

Pensję burmistrza ustalają radni. To oni zdecydowali o takiej kwocie. – Ile?! – zdębiał jeden z radnych, kiedy powiedzieliśmy mu ile zarabia Krasucki. – Nie mogę w to uwierzyć… Tak dużo? Więcej od prezydenta Krakowa? O rany… – dziwił się radny, który prosił nas o zachowanie jego nazwiska w tajemnicy. – Przyznam, że głosowałem ,,za”, kiedy ważyła się pensja burmistrza. Jednak wtedy myślałem, że za te pieniądze burmistrz będzie się zajmował wszystkimi mieszkańcami gminy. Teraz uważam, że zarabia za dużo w stosunku do tego, co robi – kończy radny.

Inne radni mają jednak odmienne zdanie. – Za dobrą prace, należy się dobra płaca – twierdzi jeden z radnych, który również prosi o anonimowość.

Sześciokrotność pensji

Urszula Grega, Regionalna Izba Obrachunkowa we Wrocławiu: – Pensja samorządowca nie może przekroczyć sześciokrotności przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstwo. Średnie wynagrodzenie ustala prezes Głównego Urzędu Statystycznego.

A w starostwie…

Starosta średzki Sebastian Burdzy zarabia niecałe 9 tysięcy złotych brutto. Jego zastępca – Mariusz Wojewódka dostaje dwa tysiące mniej. Podobnie (około 7 tysięcy złotych) inkasuje skarbnik, jak i sekretarz.

Zapytaliśmy średzkich radnych, na co można przeznaczyć pół miliona złotych

Wiesław Hamkało: – Takie pieniądze przeznaczyłbym na rezerwę. Można by je wykorzystać w sytuacjach kryzysowych. Na przykład naprawiając skutki pożaru, powodzi, czy innego nieszczęścia.

Jerzy Fink: – Pół miliona złotych przeznaczyłbym na kanalizację wsi. Pozwoli to na rozwój tych miejscowości, gdzie jeszcze te inwestycje nie zostały poczynione. Kanalizacja zdecydowanie ułatwi życie mieszkańcom.

Jarosław Pauka: – Na pewno dodatkowe pół miliona złotych przydałyby się gminie. Tak, jak każde pieniądze. Zawsze się coś znajdzie, co wymaga nakładów finansowych.

Adam Ruciński: – 500 tysięcy złotych przeznaczyłbym na wyposażenie świetlic wiejskich. Powinien być zainstalowany w nich np. Internet. Dzieci i młodzież z terenów wiejskich zasługują na to.

Najmniejszy ma (prawie) najlepiej

Roczne zarobki dolnośląskich samorządowców: (przedstawiamy zarobki szefów magistratów wybranych rok temu na drugą kadencje. Miasto musi mieć powiat)

1. Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia (prawie 700 tysięcy mieszkańców) – 192 tysiące złotych brutto

2. Bogusław Krasucki, burmistrz Środy Śląskiej (około 8 tysięcy mieszkańców) – 166 tysięcy złotych brutto

3. Ireneusz Żurawski, burmistrz Złotoryi (około 17 tysięcy mieszkańców) – 159 tysięcy złotych brutto

4. Piotr Roman, prezydent Bolesławca (około 50 tysięcy mieszkańców) – 157 tysięcy złotych brutto

5. Wojciech Murdzek, prezydent Świdnicy (około 65 tysięcy mieszkańców) – 155 tysięcy złotych brutto

6. Jan Bronś, burmistrz Oleśnicy (około 37 tysięcy mieszkańców) – 154 tysiące złotych brutto

7. Marek Piorun, burmistrz Dzierżoniowa (około 35 tysięcy mieszkańców) – 142 tysiące złotych brutto

8. Witold Krochmal, burmistrz Wołowa (około 12 tysięcy mieszkańców) – 139 tysięcy złotych brutto (oświadczenie za 2005 rok. Brak oświadczenia za 2006 rok)

9. Artur Urbański, burmistrz Jawora (około 24 tysięcy mieszkańców) – 138 tysięcy brutto

10. Tadeusz Krzakowski, prezydent Legnicy (około 100 tysięcy mieszkańców) – 137 tysięcy złotych brutto

11. Robert Raczyński, prezydent Lubina (około 80 tysięcy mieszkańców) – 137 tysięcy złotych brutto

12. Ludwik Kaziów, burmistrz Lwówka Śląskiego (około 10 tysięcy mieszkańców) – 125 tysięcy złotych brutto

13. Piotr Kruczkowski, prezydent Wałbrzycha ( około 130 tysięcy mieszkańców) – 123 tysiące złotych brutto

14. Jerzy Matusiak, burmistrz Strzelina (około 13 tysięcy mieszkańców) – 123 tysiące złotych brutto

15. Henryk Rogacki, burmistrz Lubania (około 22 tysiące mieszkańców) – 114 tysięcy złotych brutto

16. Franciszek Październik, burmistrz Oławy (około 30 tysięcy mieszkańców) – 72 tysiące (uwaga: stan na 31 VII 2006 r.)

Fatalne statystki na tle całej Polski DEKLASUJĄ  miasto Jawor tak pod względem rynku pracy jak i innych danych

http://www.dane-miast.pl/site/miasta/Jawor.html

Extreme Adrenaline

104-1009-thickboxO Nas

       Extreme Adrenaline to polska marka odzieży ulicznej powstała w 2010 roku. Charakter i styl marki nawiązuje do tematyki odzieży kibicowskiej oraz patriotycznej. Skierowana jest do wszystkich osób ceniących sobie wygodę a zarazem poszukujących wysokiej jakości odzieży w przystępnych cenach. W bogatej ofercie naszego sklepu jest również sporo wzorów dla ludzi uprawiających rożnego typu sztuki walki. Mamy nadzieję, że każdy znajdzie w ofercie sklepu coś ciekawego dla siebie.

     Od początku działalności firmy kładziemy duży nacisk na profesjonalizm i jakość oferowanych produktów. Każdy z naszych klientów jest inny, ma swój niepowtarzalny
styl – szanujemy to i mając to na uwadze staramy się, aby nasza odzież była różnorodna i trafiała w Wasze potrzeby. Zadowolenie i satysfakcja klienta to nasz priorytet. Jeśli podoba Ci się styl naszej odzieży to marka Extreme Adrenaline jest stworzona właśnie dla Ciebie.

      Wspieramy nasz rodzimy rynek, dlatego wszystkie oferowane produkty w sklepie produkowane są z polskich materiałów, co daje gwarancję wysokiej jakości odzieży. Z myślą o naszych klientach chcemy się ciągle rozwijać i poszerzać asortyment. Mamy nadzieję, że nam w tym pomożecie. Zapraszamy do przejrzenia oferty naszego sklepu.

http://www.extremeadrenaline.pl/

ProdukcjaZajmujemy się produkcją odzieży oraz wszelkich gadżetów widocznych na stronie. Obsługujemy firmy i indywidualnych odbiorców. Jeżeli poszukujesz wysokiej jakości odzieży w postaci: bluzy, koszulki, polówki, torby , saszetki itp. to dobrze trafiłeś. Uszyjemy to specjalnie dla Ciebie w przystępnych cenach. Wszystko tworzymy od podstaw z polskich materiałów. Napisz do nas, a na pewno dojdziemy do porozumienia tak, aby obie strony były zadowolone.
WspółpracaProwadzisz sklep stacjonarny lub internetowy, interesują Cię produkty naszej marki? Chciałbyś wprowadzić je do sklepu? Nic prostszego napisz lub zadzwoń do nas. Proponujemy warunki współpracy satysfakcjonujące dla obydwu stron.

W razie jakichkolwiek wątpliwości lub pytań prosimy o kontakt.

Extreme Adrenaline

Osoba kontaktowa: Łukasz

Telefon: 500-281-589

sklep@extremeadrenaline.pl

 

Polsko-niemieckie „przymierze” na Kresach

AUTOR ! DK (120)

 

Niemieckie podejście i polityka okupacja wobec Polaków, była podyktowana sprzymierzeniem się polskiego rządu z bolszewikami Układ Sikorski- Majski. Ale jak wiadomo Sikorski za zbyt wnikliwe dopytywanie się o Katyń oraz powojenne granice Polski stał sie nie wygodny tak dla ruskich jak i anglików. Wtedy go zabili. Jenak układ który nas Polaków wciągał do kolaboracyjnej współpracy z bolszewikami pozostał. Bo trzeba sobie jasno powiedzieć że my Polacy podczas II Wojny Światowej nie byliśmy neutralni. Kolaborowaliśmy z największymi mordercami naszego narodu sowietami ! Stworzyliśmy armie we współpracy z sowietami i utrzymywaliśmy dyplomatyczne stosunki. Jednak ludzie którzy przeżyli okupacje sowiecką dobrze wiedzieli co to kurwa znaczy mieć u siebie czerwoną zarazę i ze z czerwonym diabłem sie nie paktuje lecz bije się go z kim tylko można.

Dlaczego Niemcy pozwolili przejść przez pół Polski 860 akowcom w pełnym uzbrojeniu?

Koniec lipca 1944, okolice Warszawy. Przez mosty na Wiśle cofają się hitlerowskie wojska. Razem z nimi nadciąga od strony Buga 860-osobowy polski oddział: konno, w przedwojennych mundurach, w peł-nym uzbrojeniu – jakby prosto z kampanii wrześniowej. Ciągną ciężkie karabiny maszynowe i tabory: przeszło setkę furmanek, na nich walizy i pierzyny, na pierzynach baby z dzieciakami. Mają nawet własnego kapelana.

To przybyły spod Nowogródka Polski Oddział Partyzancki porucznika Adolfa Pilcha ps. „Góra”. Jak przeszli 400 kilometrów przez tereny wojującej III Rzeszy, pozostanie na zawsze ich tajemnicą. Wiadomo, że przez poprzednie pół roku wojowali z sowiecką partyzantką, w tym z żydowskim oddziałem Tewjego Bielskiego.

Fakt, że na Kresach Wschodnich polska partyzantka brała broń od Niemców, a nawet wchodziła z nimi w lokalne sojusze, był nieuchronnym skutkiem realizacji sowieckiego planu zniszczenia polskiego podziemia niepodległościowego

W debacie nad filmem „Opór” i historią oddziału Tewje Bielskiego wspomina się często o walkach pomiędzy polskimi a sowieckimi oddziałami partyzanckimi w latach 1943 – 1944 na terenach byłego woj. nowogródzkiego oraz na Wileńszczyźnie. Polscy historycy i publicyści mają z tym nie lada problem, ponieważ partyzanci polscy wspierani byli w trakcie tych walk przez niemieckich okupantów. Dostarczali oni Polakom broni i amunicji, miały miejsce nawet wspólne polsko-niemieckie akcje przeciwko sowieckim partyzantom. Na pierwszy rzut oka był to niewątpliwy przypadek kolaboracji. Ten zarzut zachodni publicyści i historycy podnoszą od lat, natomiast historycy polscy jakby chowali głowę w piasek.

Z polecenia Stalina

Tymczasem te udokumentowane przypadki nie są bynajmniej świadectwem polskiej kolaboracji. Są jakby „produktem ubocznym”, nieuchronnym skutkiem sowieckiej zdrady i skrytobójczych mordów, które miały miejsce na Kresach jeszcze w trakcie okupacji niemieckiej, podczas niszczenia polskiego podziemia niepodległościowego, i które były szeregiem kolejnych sowieckich zbrodni na narodzie polskim. A wszystko to działo się nie tylko za wiedzą, ale wręcz z polecenia Stalina. Dostępne dziś dokumenty z archiwów moskiewskich nie pozostawiają tutaj żadnych wątpliwości.

Wybuch wojny niemiecko-sowieckiej większość Polaków na Kresach, i nie tylko, przywitała z ulgą, a nawet radością, co w obliczu sowieckiego terroru nie powinno dziwić. Co ciekawe, położenie Polaków na terenach dzisiejszej zachodniej Białorusi poprawiło się wraz z wkroczeniem wojsk niemieckich. Niemało z nich otrzymało nawet pracę w tworzonej administracji komunalnej i lokalnym aparacie gospodarczym.

Lecz okres ten trwał krótko. Wkrótce nastąpiły czystki i prześladowania polskiej inteligencji, areszty i rozstrzeliwanie, wywózki na roboty, podobnie jak na pozostałych ziemiach polskich okupowanych przez Niemców. W 1943 r. okupanci przeprowadzili tzw. akcję polską, w czasie której ostatecznie „oczyszczono” lokalną administrację i aparat gospodarczy z polskich współpracowników. Większość z nich wymordowano i zastąpiono białoruskimi nacjonalistami. W hierarchii ofiar Polacy znajdowali się na Kresach na drugim miejscu po Żydach.

Niemiecki terror wobec Polaków doprowadził do tego, że antysowieckie nastroje zostały dość szybko wyparte przez antyniemieckie. Wpływ na to miała niewątpliwie także umowa między polskim rządem na emigracji w Londynie a Sowietami z lipca 1941 r. Wtedy to Związek Sowiecki przemienił się ze śmiertelnego wroga Polski w sojusznika. Od początku niemieckiej okupacji na Kresach powstawały również struktury polskiego podziemia.

Komendant niemieckiej policji na Białorusi raportował 20 lutego 1942 r.: „O Żydach i Polakach można powiedzieć na podstawie wpływających meldunków sytuacyjnych, że popierają komunizm oraz organizację partyzantki w każdy tylko możliwy sposób”. Podobnych sprawozdań jest wiele. Co ciekawe, również sowieccy partyzanci potwierdzają w swoich relacjach z tego okresu, że Polacy pomagali sowieckim jeńcom zbiegłym z niewoli, że ogólnie nie są nastawieni antysowiecko, lecz antyniemiecko.

Do Moskwy napływały również informacje o pierwszych polskich oddziałach partyzanckich. Mieli oni szukać kontaktu z partyzantami sowieckimi. Ale były i głosy ostrzegające. Iwan Timczuk, partyjny aparatczyk i przywódca partyzancki z okręgu mińskiego, pisał 26 października 1942 r. do Pantelejmona Ponomarienki, szefa Centralnego Sztabu Partyzanckiego: „Polscy nacjonaliści prowadzą co prawda antyniemiecką agitację, ale ograniczają się do tego. Są antyniemieccy, ale nie są naszymi przyjaciółmi”. Timczuk zalecał po leninowsku: „Konieczne jest utworzenie w zachodnich okręgach, obok białoruskiego ruchu partyzanckiego, również ruchu partyzanckiego, który będzie w formie polski, a w istocie bolszewicki”.

Takie i podobne meldunki lądowały na biurku Ponomarienki, a ten przekazywał je dalej do Stalina i jego towarzyszy.

15 grudnia 1942 roku informował Stalina, że polska ludność jest nastawiona antyniemiecko i chce walczyć przeciw okupantowi, że małe oddziały partyzanckie dokonują już napadów na niemieckie koleje i instytucje. Polacy pomagają również sowieckim partyzantom i ogólnie nie są nastawieni antysowiecko. Kilka dni później, 23 grudnia, Ponomarienko przedłożył Stalinowi memorandum o nastrojach wśród Polaków w zachodnich okręgach Ukrainy i Białorusi, wśród których obserwuje się wzrost antyniemieckiego ruchu kierowanego z Warszawy, Krakowa i Wilna. Emisariusze Sikorskiego przenikają na te tereny, organizując tam podziemie, traktują je jako tereny polskie.

Plan Ponomarienki

Miesiąc później, 20 stycznia 1943 roku, Ponomarienko przedłożył Stalinowi kolejne memorandum „O zachowaniach się Polaków i niektórych naszych zadaniach”. Z dokumentu wynika, że w tym okresie jednym z głównych celów Kremla wobec Polski stało się maksymalne osłabienie polskiego podziemia niepodległościowego oraz wyniszczenie społeczeństwa polskiego rękami Niemców. Ponomarienko pisze: „Ludzkie rezerwy Polski należy uznać za dość solidne. (…) W Polsce trzeba koniecznie rozpalić wojnę partyzancką. Oprócz efektu wojskowego spowoduje to sprawiedliwe wydatki ludności na dzieło walki z okupantem niemieckim i spowoduje, że Polakom nie uda się w całości zachować sił”.

Założenie było następujące: wobec akcji partyzanckich niemieccy okupanci, jak zwykli to byli czynić, zastosują zasadę odpowiedzialności zbiorowej na dużą skalę i dokonają zbrodniczych pacyfikacji za wszelkie antyniemieckie wystąpienia. Rozpalić wojnę partyzancką mieli „nasi agenci”, czyli polscy komuniści – pisał Ponomarienko.

Nakreślony przez Ponomarienkę plan został przez Stalina zaakceptowany, co wynika ze słów oraz dalszych działań samego Ponomarienki oraz jego podwładnych. Zanim jeszcze Stalin pod koniec kwietnia 1943 roku zerwał stosunki z polskim rządem emigracyjnym, sowieccy przywódcy partyzantki na północno-wschodnich Kresach otrzymali już instrukcje z Moskwy, aby zwalczać rozwijające się szybko polskie podziemie niepodległościowe. Przypomnijmy: pretekstem do zerwania tych stosunków było odkrycie Polaków pomordowanych w Katyniu oraz żądanie polskiego rządu wyjaśnienia tej sprawy przez Czerwony Krzyż.

W kwietniu 1943 roku dowództwo sowieckiego zgrupowania partyzanckiego Pińsk uzyskało od agentów informację, że w rejonie Łuniniec i Lenin powstają struktury polskiej organizacji podziemnej pod kierownictwem nauczyciela Kozłowskiego. Oddział specjalny zgrupowania otrzymał zadanie ich likwidacji. Nawiązany został kontakt z polskimi konspiratorami pod pozorem omówienia przyszłej współpracy. 9 maja, podczas umówionego spotkania, Polacy zostali podstępnie wymordowani, w sumie zginęło dziewięć osób. O tym „sukcesie” natychmiast zameldowano Ponomarience, a ten zrelacjonował 21 maja Stalinowi przebieg całej akcji.

Wasilij Czernyszew o pseudonimie Platon, którego Ponomarienko wyznaczył w lutym 1943 roku na dowódcę zgrupowania Baranowicze, nie miał już tak łatwo. Czernyszew przybył do Puszczy Nalibockiej w kwietniu 1943 r. wyposażony w odpowiednie wskazówki. Polskie podziemie było tu jednak już zbyt mocne, od początku 1943 r. działało tutaj kilka oddziałów partyzanckich, które bardzo szybko rosły. Sam Czernyszew przed wojną był rejonowym aparatczykiem partyjnym. We wrześniu 1939 roku brał udział w najeździe na Polskę jako politruk w 87. Pułku NKWD, następnie był sekretarzem partii w rejonie Wasiliszki (obwód Grodno), w 1941 został sekretarzem transportu w obwodzie Baranowicze. Po 22 czerwca 1941 roku działał w ruchu partyzanckim, ale nie był wojskowym ani tym bardziej prawdziwym generałem, jak pisze się w literaturze.

To właśnie Czernyszew wydał rozkaz najazdu na Naliboki 8 maja 1943 roku, w trakcie którego sowieccy partyzanci wymordowali 128 mieszkańców tej miejscowości. Masakra ta nie była przypadkowa. 15 maja Ponomarenko przekazał Stalinowi raport Czernyszowa: „W rejonach Lida (…) oraz innych pojawiają się małe, dobrze uzbrojone grupy Polaków. Strzelają oni do partyzantów [sowieckich] oraz prześladują popierających ich mieszkańców. (…) Podjęliśmy kroki, aby grupy te rozbroić i zniszczyć. Polskiej ludności wyjaśniamy, że są to faszystowscy agenci”. Faktycznie w tych rejonach dochodziło do potyczek między polskimi partyzantami a rabującymi i plądrującymi gospodarstwa miejscowej ludności partyzantami sowieckimi.

Dowództwo okręgu AK Nowogródek podjęło nawet wtedy rozmowy z sowieckimi partyzantami. Polska strona proponowała wspólną walkę z niemieckimi okupantami oraz zwalczanie bandytyzmu, ówczesnej plagi tych stron. Podobne rozmowy miały miejsce na Wileńszczyźnie, o czym na bieżąco informowano Ponomarienkę. Klimow, sekretarz obwodu Wilejka, relacjonował 6 maja 1943 r. Ponomarience o polskim podziemiu na tym terenie. Polskie organizacje szukają kontaktów z sowieckim partyzantami, wspomagają ich i proponują współpracę w walce z Niemcami, raportował Klimow. Tym jednak Kreml nie był zainteresowany.

10 czerwca Ponomarienko przedłożył Stalinowi szyfrogram Czernyszewa wskazujący, że polskie organizacje na jego terenie rozwijają się i są coraz bardziej aktywne. W rejonie Stołpców pojawił się oddział (Kacpra) Miłaszewskiego liczący 300 partyzantów. Ich celem jest walka o Polskę. Swój szyfrogram Czernyszew zakończył: „Proszę o rozkaz, jak mamy się obchodzić z tymi formacjami”.

Cztery dni później, 14 czerwca, Stalin przyjął Ponomarienkę w swoim kremlowskim gabinecie. Spotkanie, w obecności Mołotowa i Berii, trwało prawie dwie godziny. Tydzień później, 22 czerwca, Ponomarienko rozesłał tajne pismo do komitetów obwodowych partii na zachodniej Białorusi, w tym do Czernyszewa, „o militarno-politycznych zadaniach w zachodnich obwodach Białorusi”. Pismo zawierało wytyczne dotyczące polskiej kwestii. Ponomarienko pisał m.in.: „W rejonach objętych wpływami naszych oddziałów (…) nie dopuszczać do działalności grup polskich. Kierowników w sposób niedostrzegalny usuwać. Oddziały rozpuszczać i magazyny broni przejmować lub, jeśli będzie taka możliwość, brać takie oddziały pod swoje pewne wpływy”.

Zagłada odziału „Kmicica”

Dwa dni później, 24 czerwca, miało miejsce posiedzenie Biura KC KP (b) Białorusi wspólnie z przywódcami sowieckiego podziemia z zachodnich terenów Białorusi, podczas którego Ponomarienko m.in. nakazał: „Wszystkie powstające organizacje i zgrupowania polskie wykrywać i wszelkimi sposobami wystawiać na uderzenie okupanta niemieckiego. Niemcy nie będą się wahać, by ich rozstrzelać, jeśli dowiedzą się, że są to organizatorzy zgrupowań polskich czy innych bojowych organizacji polskich. (…) Nie krępujcie się w wyborze środków”.

Niemiecka akcja pacyfikacyjna „Hermann” w rejonie Puszczy Nalibockiej uniemożliwiła „Platonowi” zaplanowane zniszczenie oddziału Miłaszewskiego. Wręcz przeciwnie, polscy partyzanci walczyli ramię w ramię z partyzantami sowieckimi, ponosząc ciężkie straty. Inna sytuacja była w rejonie jeziora Narocz. W marcu 1943 r. porucznik Antoni Burzyński, pseudonim Kmicic, zorganizował oddział AK w powiecie Postawy. W czerwcu nawiązał kontakt z Fiodorem Markowem, komisarzem brygady Woroszyłowa, która operowała w rejonie jeziora Narocz. Uzgodniono współpracę w walce przeciwko Niemcom, a polski oddział rozbił swój obóz w pobliżu bazy brygady Woroszyłowa. W lipcu 1943 roku oddział „Kmicica” liczył 300 partyzantów. Do połowy sierpnia polscy i sowieccy partyzanci przeprowadzili wiele wspólnych akcji przeciwko Niemcom oraz litewskim i białoruskim kolaborantom.

„Kmicic” nie podejrzewał, że Markow od początku miał całkowicie inne zamiary niż wspólna walka. Jego celem było, jak pisał później w sprawozdaniu, zdobycie zaufania, rozpracowanie agenturalne, rozłożenie oddziału od wewnątrz przez agentów i ostatecznie przejęcie oddziału. Na początku sierpnia Markow doszedł do wniosku, że konieczna jest zmiana taktyki. Założył „swój” polsko-sowiecki oddział partyzancki pod dowództwem Mraczewskiego, a oddział „Kmicica” postanowił zlikwidować. 16 sierpnia poprosił Ponomarienkę o zezwolenie na likwidację, które pięć dni później otrzymał.

Markow zaprosił dowództwo oddziału „Kmicica” do swojego obozu pod pozorem omówienia dalszej współpracy. 25 sierpnia Polacy z „Kmicicem” na czele zjawili się, nic nie podejrzewając. Zostali natychmiast rozbrojeni i uwięzieni. Równocześnie partyzanci brygady Woroszyłowa oraz brygady Rokossowskiego otoczyli polski obóz, rozbroili około 200 polskich partyzantów i wzięli ich do niewoli. Około 100 partyzantom udało się uratować, nie było ich w tym czasie w obozie.

85 polskich partyzantów zostało rozstrzelanych wraz z „Kmicicem”, 80 rozbrojono i wysłano do domu, a 70 włączono do oddziału Mraczewskiego. I to okazało się błędem, jak raportował Markow: „Mraczewski dowiedział się o rozstrzelaniu Polaków (…). Zwerbował 60 polskich partyzantów i przeszedł na stronę nacjonalistów”. Rozbitków oddziału „Kmicica” zorganizował ponownie rotmistrz Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, który został tam wysłany przez dowództwo AK okręgu Wilno jeszcze przed 25 sierpnia. „Łupaszka” ze swoim oddziałem podjął natychmiast walkę z sowieckimi partyzantami, szczególnie z brygadą Woroszyłowa. Podzieleni na małe grupy, mobilni i znający bardzo dobrze teren, zadawali im dotkliwe straty.

Polski kontratak

Natomiast na początku listopada 1943 roku Czernyszew podjął ponownie plan likwidacji batalionu AK Stołpce pod dowództwem Miłaszewskiego. 15 listopada uzyskał na to zgodę Ponomarienki: „Rozbroić oddział pozwalam, ale ostrożnie”. Czernyszew postąpił według takiego samego schematu jak Markow. Zaprosił polskie dowództwo batalionu na rozmowy, jakich wiele odbyło się wcześniej. 1 grudnia pojawiło się w bazie Czernyszewa dziesięciu polskich oficerów z Miłaszewskim na czele, którzy zostali natychmiast rozbrojeni i aresztowani.

Równocześnie zaskoczono pozostałych partyzantów w ich obozie i wzięto ich do niewoli, co najmniej dziesięciu z nich zostało zabitych. Z dziesięciu zaaresztowanych oficerów pięciu zostało rozstrzelanych na miejscu, a pięciu wywiezionych samolotem do Moskwy. W sumie 290 polskich partyzantów dostało się do niewoli, a następnie zostało wcielonych do różnych oddziałów sowieckich. Część z nich później uciekła (70) lub też została zabita w czasie próby ucieczki (50), wielu innych zostało zamordowanych skrytobójczo strzałami w plecy.

Jednak 70 partyzantom batalionu Stołpce, między którymi był też chorąży Nurkiewicz ze swoimi jeźdźcami, udało się uniknąć takiego losu. I to oni podjęli natychmiast bezpardonową walkę z partyzantami Czernyszewa. Wkrótce też oddział rozrósł się znacznie i liczył w kwietniu 1944 r. około 500 członków. Zadawali oni duże straty sowieckim partyzantom, zwalczali ich na każdym kroku. Zygmunt Boradyn w swojej świetnej i źródłowo wzorowo udokumentowanej książce „Niemen. Rzeka niezgody” z 1999 roku opisał szczegółowo genezę i przebieg tego konfliktu. Niestety, jego praca była w Polsce do niedawna faktycznie ignorowana.

Szczególnie oddział chorążego Nurkiewicza „Noc” dawał się sowieckim partyzantom we znaki. W marcu 1944 r. dowództwo brygady „Żukowa” skarżyło się: „Banda Nurkiewicza wyrządza nam większe szkody niż Niemcy”. Gennadij Budaj, jeden z dowódców zgrupowania Baranowicze, relacjonował później: „W roku 1944 (…) walczyliśmy prawie wyłącznie z polskimi legionistami, wielu ludzi zginęło przez nich”.

Podobnie było na Wileńszczyźnie. 1 marca 1944 r. brygada „Łupaszki” rozbiła sowiecki oddział „Brodacza”, 32 sowieckich partyzantów zginęło, dziesięciu zostało rannych, a sześciu dostało się do niewoli. Monachow, dowódca zgrupowania Wilejka, raportował w marcu: „Nie mam wystarczających sił, aby opanować rejony obwodu Wilejka leżące po drugiej stronie rzeki Wilejka. Rejony te są dosłownie zalane przez polskich bandytów”.

W ten oto sposób Stalin, Ponomarienko i jego partyzanci rozpętali na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie krwawą polsko-sowiecką wojnę partyzancką, której nie wygrali mimo ogromnej przewagi liczebnej oraz w sile ognia. Zadecydowała o tym niemiecka pomoc, którą otrzymali partyzanci polscy. Bowiem jedyną szansą uniknięcia zagłady z rąk sowieckich partyzantów lub też sił niemieckich była współpraca z tymi ostatnimi. I do niej dochodziło.

Niemcy dostarczali amunicję i broń, zezwalali na leczenie rannych w szpitalach, a polscy partyzanci przeprowadzali liczne udane akcje przeciwko partyzantom sowieckim, którzy terroryzowali miejscową ludność. Terror sowiecki w stosunku do ludności polskiej miał bowiem w niektórych rejonach charakter wręcz czystek etnicznych. Miały miejsce nawet wspólne polsko-niemieckie akcje. Lecz takie sojusze miały wyłącznie taktyczny, lokalny charakter. Dowództwo AK surowo ich zabraniało. Jednak bez owego lokalnego polsko-niemieckiego zawieszenia broni oraz aktywnej współpracy polscy partyzanci byliby skazani na zagładę.
Na tej krwawej wojnie partyzanckiej wywołanej przez Stalina i jego partyzantów zyskała wtedy wyłącznie strona niemiecka. Natomiast Stalin i jego propagandyści użyli jej instrumentalnie do dyskredytowania polskiego podziemia niepodległościowego. 1 grudnia 1943 roku w czasie konferencji w Teheranie Stalin żalił się w trakcie rozmowy z Rooseveltem i Churchillem: „Agenci polskiego rządu, którzy znajdują się w Polsce, są związani z Niemcami. Zabijają [sowieckich] partyzantów. Nie możecie sobie wyobrazić, co oni tam wyprawiają”. Ta propaganda jest żywa do dzisiaj, także w Polsce.

Bogdan Musiał

Uścisk ręki z Niemcami

„Położenie, w jakim się znaleźliśmy – pisze „Góra” – było krytyczne. Sowiecki sojusznik stał się naszym najgorszym wrogiem. Zostaliśmy pozbawieni wszystkiego. Przede wszystkim nasze partyzanckie schronienie – las, zostało opanowane przez kilkunastotysięczną partyzantkę sowiecką. Cała nasza broń i amunicja wpadła w łapy bolszewickie, a amunicji potrzebowaliśmy gwałtownie, aby się utrzymać w terenie. Nawiązaliśmy kontakt z konspiracją we wsi Raków. Był tam oddział policji białoruskiej (…), opowiedzieliśmy im o wypadkach ostatnich dni. Byli wstrząśnięci i nie mogli uwierzyć, że bolszewicy pozwolili sobie na tak nikczemny krok”.

To moment kluczowy dla całej historii.

Komendant policji z Rakowa donosi o polsko-sowieckim konflikcie Niemcom z Iwieńca. Jest drugi tydzień grudnia 1943. Dziesięć miesięcy wcześniej feldmarszałek Paulus skapitulował pod Stalingradem. Pięć miesięcy temu Niemcy przegrali na Łuku Kurskim. W szeregach hitlerowskich armii biją się z bolszewikami coraz bardziej egzotyczni sojusznicy: już nie tylko Łotysze, Litwini, Estończycy, Węgrzy czy Rumuni, ale także Rosjanie, Tadżycy, Kałmucy, Hindusi. Na Wołyniu walczy w niemieckich szeregach sformowany z trudem polski batalion SS, który niedawno stacjonował pod Mińskiem.

Dlaczego do antybolszewickiej koalicji nie mogliby dołączyć legioniści „Góry”?

Komendant z Iwieńca – zapewne po konsultacji z szefem SS i policji – proponuje niedobitkom rozejm i dozbrojenie.

Propozycja zostaje przyjęta.

„Napisałem kartkę mniej więcej w tym sensie – wspomni po wojnie „Góra”. – »Ponieważ sytuacja tak się ułożyła, że jesteśmy w stanie wojny z partyzantką sowiecką, przyjmujemy waszą propozycję na dostarczenie amunicji i żebyście się nas nie czepiali«. Kartkę tę posłaliśmy do Iwieńca przez zaprzyjaźnionego sołtysa. Przyniósł nam odpowiedź, że następnego dnia spotkamy się z Niemcami koło wsi Kulczyce”.

Podczas spotkania Polacy nie przyznają, że jest ich ledwo kilkudziesięciu. Stają w terenie tak, aby sprawiać wrażenie zgrupowania przynajmniej kilkusetosobowego. Niemieccy wysłannicy zostawiają akowcom skrzynki z amunicją, uściskiem ręki pieczętują antysowiecki pakt.

Ten „zgniły rozejm” nie był wyjątkiem – napisze potem biograf „Góry” Ryszard Bielański, także akowiec i powstaniec warszawski. „Na terenach wschodnich, za Bugiem, przynajmniej jeszcze dwa oddziały polskiej partyzantki zawarły rozejm z Niemcami”.

Te oddziały to prawdopodobnie jednostki o numerach 301 i 312 podległe wspomnianemu rotmistrzowi Józefowi Świdzie, ps. „Lech”.

200 walk z Sowietami

Efekt rozejmu jest – na krótką metę – korzystny dla akowców. Nie niepokojeni przez okupanta młodzi Polacy z okolic Naliboków, Iwieńca i leżących na południe Stołpc masowo zaciągają się na służbę u legionistów. Przybywają też – na wieść o powstaniu nowego, silnego Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK – uciekinierzy z oddziałów sowieckich, siłą wcieleni wcześniej do leśnych brygad im. Stalina, Kalinina, Żukowa.

Na początku 1944 roku polskie zgrupowanie liczy prawie tysiąc żołnierzy, wśród nich są ułani na koniach, rowerzyści i piechota zbrojna w ciężkie karabiny maszynowe, granatniki, pistolety. Do tego tabory z amunicją, lekarstwami, namiotami, paszą dla koni itd. Przeszło 150 furmanek. Polski Oddział Partyzancki – tak teraz zwie się dawny otriad „Kościuszko” – je dzięki życzliwemu wsparciu polskich właścicieli majątków i chłopów, a za żywność kupuje broń w niemieckich magazynach. Polacy wespół z Niemcami konwojują transporty mąki idące do Mińska. Gdy napadają ich Sowieci – bronią się ramię w ramię.

Gromią Sowietów także na własną rękę. W ciągu pierwszego półrocza 1944 akowcy i partyzanci sowieccy staczają ok. 200 bitew i potyczek. Niektóre trwają wiele godzin, używa się w nich artylerii. Polacy przeprowadzają konne szarże, organizują nocne zasadzki, raz strzelają z moździerzy, innym razem tną szablami. Zdarzają się nawet walki wręcz. Z rąk do rąk przechodzą fury z kartoflami, konie, chłopskie krowy, chutory, wsie, lasy, chwilami całe gminy. Niemcy nie reagują.

„Ponury” robi porządki

Sytuacja na Nowogródczyźnie budzi za to coraz większy niepokój w Komendzie Głównej AK. Rozejm z Niemcami to jedno. Znacznie gorsze jest rozpętanie wojenki z aliantem naszych aliantów – Związkiem Radzieckim.

Warszawa powierza misję zaprowadzenia porządku porucznikowi Janowi Piwnikowi – „Ponuremu”. „Ponury” już wtedy otoczony jest legendą. Przedwojenny policjant, uczestnik kampanii wrześniowej, dowódca baterii artylerii we Francji w 1940 roku. Rok później – cichociemny zrzucony w okolicach Skierniewic. Dalej: członek akowskiej sieci konspiracyjnej „Wachlarz” wsławiony ucieczką z niemieckiego więzienia. Kawaler orderu Virtuti Militari.

Od maja 1943 dowodzi partyzantką AK w Górach Świętokrzyskich. W samym centrum niemieckiej Europy wysadza posterunki żandarmerii, likwiduje agentów gestapo, jego oddział uruchomił nawet produkcję karabinów. Ludność Kielecczyzny uznaje go za władzę. Nad Niemnem zachowuje się podobnie – wydaje „dekret” skierowany do legionistów „Góry” i podwładnych „Lecha”: „…wasza działalność nie odpowiada interesom Narodu Polskiego i Państwa Polskiego, rozkazuję zaprzestać jej. Daję na to termin do 1 czerwca 1944”.

Mimo ultimatum polsko-niemiecki rozejm nie zostaje zerwany. Pilch „Góra” stwierdzi po wojnie, że „po zapoznaniu się z sytuacją na miejscu” sam „Ponury” zmienił opinię o „sojusznikach naszych sojuszników” i zgodził się, iż „kompromis z Niemcami trzeba zachować”.

Ale to chyba nieprawda, bo Komenda Główna AK jednak wytoczyła „Lechowi” proces za ten „kompromis”. Sądził m.in. „Ponury”. Wyrok: śmierć z prawem do rehabilitacji na polu walki. Uwolniony „Lech” zmienia pseudonim na „Kmicic” i rehabilituje się, walcząc na terenie Generalnej Guberni. Po wojnie wyjeżdża do Argentyny. Potem do USA. Umiera w 2004 roku. Do śmierci nie wyjawi ani szczegółów polsko-niemieckiego rozejmu, ani polsko-ruskiej wojny 1943-44.

Wstydliwy epizod wojenny zachowa też dla siebie „Góra”, który większość życia spędzi w Wielkiej Brytanii. Choć napisał książkę „Partyzanci trzech puszcz”, tylko jej uważny czytelnik dowie się, co naprawdę zaszło wtedy na Nowogródczyźnie. Trzeba też uważnie czytać między wierszami, by wydobyć z jego wspomnień szczegóły ostatniego, chyba najbardziej szalonego wyczynu legionistów – rajdu na Warszawę.

Bielscy uciekają z ZSRR

Gdy Armia Czerwona wkracza wiosną 1944 roku na Kresy, mało kto z mieszkańców się cieszy. Dla Polaków to już trzeci bolszewicki najazd – po 1920 i 1939 roku. Nawet pesymiści nie podejrzewają, że to na zawsze.

Dla Białorusinów narodowców to także klęska, dla setek tysięcy ich rodaków współpracujących dotąd lojalnie z Niemcami – dramat. „Wyzwolenie” okazuje się też problemem dla części leśnych Żydów. Tewje, jego bracia i rodziny wpadają w oko NKWD. Dlaczego się uratowali? Czy to prawda, że gromadzili w leśnym obozie kosztowności? Były takie doniesienia podczas wojny. Podobno w ich otriadzie panowały zupełnie niesocjalistyczne obyczaje… Bezpieka najpierw wzywa Tewjego i jego brata Zusa na przesłuchanie do Mińska. Trzeci brat, Asael, zostaje wzięty w kamasze i ginie w broniących się jeszcze Prusach Wschodnich – pod Malborkiem. U Tewjego czekiści robią tymczasem rewizję.

Bielscy uciekają z ZSRR w ostatniej chwili, razem z rodzinami. Przez tworzącą się na nowo Polskę i Rumunię docierają na wybrzeże Morza Czarnego. Dalej statkiem do Palestyny. Prosto na nową wojnę – teraz z Arabami. Na pustyni ani Tewje, ani Zus nie odznaczą się niczym szczególnym. Wyemigrują za chlebem do USA. W Nowym Jorku Tewje będzie taksówkarzem (umrze w 1987), Zus dożyje swoich dni jako drobny przedsiębiorca. Czwarty z braci – Aron – skończy jako sędziwy starzec w więzieniu oskarżony o oszustwa (jego historię opisaliśmy w „DF” z 16.06.2008 w reportażu „Wymazany Aron Bell”).

Tewjego życie po życiu zacznie się, gdy historię jego otriada opisze pod koniec lat 90. badaczka Holocaustu prof. Nechama Tec. Po dziesięciu latach jej książkę wezmą na warsztat specjaliści z Hollywood. Tak powstanie „Opór”, który ma – podobno – przynieść Danielowi Craigowi nominację do Oscara.

Spod Nowogródka do Warszawy

Pilch „Góra” nie ma na razie filmu o sobie. Gdyby jakiś reżyser chciał się podjąć tego zadania, proponujemy zacząć sceną podejścia oddziału „Góry” pod szykującą się do powstania Warszawę. Potem film mógłby pokazać, jak wyruszyli z Puszczy Nalibockiej 29 czerwca, gdy huk armat Armii Czerwonej słychać już było całkiem dobrze. Na czele „Góra” w towarzystwie dziesięciu najważniejszych dowódców i kilku umundurowanych Niemców. Za nimi cztery szwadrony ułańskie, oddział ciężkich karabinów maszynowych i trzy kompanie piechoty. Partyzanckich furmanek prawie dwieście, ciągnących się za nimi wozów z cywilami nikt nie zliczy. „Góra” opisał podróż tak: „…były przypadki, że musieliśmy przecinać główne szlaki drogowe i tory kolejowe. Robiliśmy to bezczelnie. Gdy szosa była na kilka minut wolna, przejeżdżało się ją, a samochody jadące w tym czasie musiały się zatrzymać”.

To możliwe. Na przełomie czerwca i lipca 1944 ucieka na zachód tyle słowiańskich formacji, że trudno się w tym połapać. Cofają się Chorwaci, kozacy z Russkoj Oswoboditielnoj Armii, Ukraińcy z SS-Galizien i inni. Mają na sobie sowieckie mundury z niemieckimi dystynkcjami, sorty armii czeskich, litewskich, łotewskich, są i tacy, którzy wracają z frontu w podartych kufajkach łagierników albo w damskich paltach.

15 lipca „Góra” przekracza Bug, 25 lipca – wiślany most w Nowym Dworze. Dzień później legioniści docierają na skraj Puszczy Kampinoskiej i zajmują kwatery we wsi Dziekanów Polski.

– To, że tu doszliśmy, to nic innego jak tylko błogosławieństwo Boże – mówi swoim ludziom porucznik.

„Góra” staje się „Doliną”

Natychmiast śle do Warszawy kurierów, by odnowić kontakt z kierownictwem AK. Wkrótce przyjeżdża na rowerze kapitan Józef Krzyczkowski „Szymon”.

Stary peowiak, walczył z Rosjanami jeszcze za cara. W konspiracji od początku wojny, niejedno widział. Ale to, co widzi teraz, nie mieści mu się w głowie. 30 kilometrów od rogatek umęczonej, okupowanej stolicy prawie tysiącosobowy uzbrojony oddział polskiego wojska je zupę!

– Skąd wyście tu spadli? – pyta zaskoczony.

Odpowiadają mu tak silnie kresową polszczyzną, że w pierwszej chwili nie rozumie. Tym bardziej że nazwa Puszcza Nalibocka niewiele mu mówi. Szybko dowiaduje się wszystkiego i melduje komendantowi obwodu „Obroża” majorowi Kazimierzowi Krzyżakowi. Major w pierwszej chwili decyduje: oddział rozbroić, oficerów aresztować za zdradę. Ale jak stołeczni konspiratorzy, młodzieńcy z pistoletami schowanymi w kieszeniach marynarek, mieliby rozbroić zahartowanych w boju partyzantów?

Nowa decyzja „Obroży”: sąd wojskowy za zdradę czeka legionistów po wojnie, na razie zaś – za milczącym, acz niechętnym przyzwoleniem Komendy Głównej – mogą wziąć udział w powstaniu. Warunek: natychmiast zerwać rozejm z Niem-cami. Nie opowiadać nikomu o przebytych bojach z Sowietami. Zmienić pseudonimy.

„Góra” będzie się teraz nazywał „Doliną”.

2 sierpnia 1944 razem ze swoimi ludźmi zaatakuje lotnisko na Bielanach.

Ale to już przecież początek nowego filmu.

Jakoby…?

Neguje mordy na AK w przewodniku po Legnicy, by nie urazić Rosjan

kondusza

Rosyjskojęzyczną wersję przewodnika po Legnicy pt. „Śladami Małej Moskwy” zaprezentował wczoraj historyk dr Wojciech Kondusza, autor tej publikacji. Wspomniał m.in. o zmianach w tekście, jakich dokonał na skutek sugestii „Rosjanina z Moskwy”.

– Mój przyjaciel zauważył, że zapisy o areszcie i przetrzymywaniu Polaków przez Rosjan mogą być dla rosyjskich czytelników niezrozumiałe – wyjaśnił dr Kondusza.

Wspomniał, że kiedy tworzył pierwszą, polską wersję, to uwzględnił w niej ustalenia innego legnickiego historyka – Jana Smalewskiego. Dlatego napisał w przewodniku, że do aresztu w Legnicy trafiali akowcy, którzy byli następnie sądzeni za zdradę ojczyzny i wysyłani do łagrów na Sybir.
Za Smalewskim dodał, że Polacy byli w tym areszcie rozstrzeliwani nocą.

Tworząc ostateczną wersję rosyjskojęzyczną, dopisał, że wszyscy mieszkańcy Białorusi i Ukrainy automatycznie stali się podczas II wojny światowej obywatelami Związku Radzieckiego. Polakom z tych terenów też narzucono nowe obywatelstwo. Jeśli zatem zostali zatrzymani za walkę przeciw nowej ojczyźnie, to byli skazywani za jej zdradę. – Smalewski twierdzi, że w legnickim areszcie rozstrzeliwano Polaków – przypomniał dr Kondusza. – Gdy jeszcze raz wczytałem się w jego książkę, zauważyłem, że cytuje tylko wspomnienia Maksa (Antoniego Rymszy, prawej ręki majora Łupaszki – przyp. red.). Dodałem więc w przewodniku przed słowem „rozstrzeliwali” słowo „jakoby”.

Podczas wczorajszej konferencji zapytałam, czy „jakoby” jest ukłonem w stronę Rosjan. Kondusza zdecydowanie temu zaprzeczył. Jego zdaniem słowo „jakoby” jest uzasadnione, gdy jakiś fakt nie został dostatecznie potwierdzony. Dodał, że jest wdzięczny Rosjaninowi za uwagi do przewodnika.

Jan Smalewski nie kryje zaskoczenia takim obrotem sprawy. Twierdzi, że o rozstrzeliwaniu mówił mu nie tylko Rymsza, ale też akowiec o nazwisku Różanowski. – Nie można mylić odnowy kontaktów z Rosjanami z fałszowaniem historii – komentuje zbulwersowany Smalewski. – Dobrze się znamy z Konduszą, więc zapytałem go: Wojtek, kim jest ten Rosjanin? Literatem? Odpowiedział: Nie, to były oficer armii radzieckiej.

Agata Grzelińska
http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/911870,neguje-mordy-na-ak-w-przewodniku-po-legnicy-by-nie-urazic,id,t.html?cookie=1

 

KONKURS FILMOWY „ Młodzi dla historii”

niepokorni

KONKURS FILMOWY „ Młodzi dla historii”

Jesteś uczniem lub studentem? Lubisz historię? Chciałabyś spróbować swoich sił w roli scenarzysty i reżysera? Jeżeli na każde z tych pytań odpowiedziałeś na TAK to mamy dla Ciebie wyjątkową propozycję.

Wszystkich zapaleńców, którzy kochają historię i nie mogą żyć bez swojego telefonu lub podręcznej kamery zapraszamy do wzięcia udziału w KONKURSIE FILMOWYM „ Młodzi dla historii”, który organizujemy już III raz w ramach kolejnego V Festiwalu Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci. Festiwal NNW odbędzie się w
dniach 19-21.09.13 w Gdyni.

Każdy z Was ma szansę zostać laureatem naszego konkursu i zdobyć prestiżową statuetkę „Anioła Wolności”. W ubiegłym roku laureatami naszego konkursu zostali młodzi Polacy mieszkający w Niemczech. Dołącz do nich! Przyjedź na galę festiwalu w Gdyni! Zostań laureatem naszego Festiwalu!

Recepta na sukces jest prosta! Rozejrzyj się wśród swoich najbliższych lub przyjaciół – może ktoś z Twojej rodziny lub ktoś z rodziny Twoich znajomych ma do opowiedzenia historię sprzed lat (brał udział w walkach z komunistami, był w solidarnościowej opozycji) a Ty teraz możesz tę opowieść uwiecznić i podzielić
się nią z całym światem. Film możesz zrealizować sam lub z gronem Twoich znajomych.

Masz czas do końca lipca 2013 na zrealizowanie swego filmu i dostarczenie go do nas!

Szczegóły dotyczące konkursu „Młodzi dla historii” znajdziesz na stronie <http://www.festiwalnnw.pl/> oraz na naszym profilu na FB.

W imieniu organizatorów – ZAPRASZAMY!

za: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=558007950904547&set=a.286650491373629.68894.245679488804063&type=1&theater

URBAŃSKI – GDZIE TE NOWE MIEJSCA PRACY ?

images!!!!!

URBAŃSKI – GDZIE TE NOWE MIEJSCA PRACY ?

Na podstawie art. 37.1 ust.2 pkt f ustawy o finansach publicznych (Dz.U. z 2009 r. nr 157, poz.1241) na miejskiej stronie internetowej podano do wiadomości wykaz osób prawnych i fizycznych oraz jednostek organizacyjnych nie posiadających osobowości prawnej, którym w 2009 roku w zakresie podatków decyzją burmistrza Artura Urbańskiego udzielono ulg, odroczeń, umorzeń lub rozłożono spłatę na raty w kwocie przewyższającej 500 zł. W nawiasie podajemy oficjalny powód decyzji.

Umorzenia podatku dotyczyły następujących osób, firm i instytucji: Wiesław Jarmuła – 1.785 zł (ważny interes podatnika); Agnieszka i Artur Molis – 4.982 zł (ważny interes podatnika); Roman Kuć – 909 zł (porozumienie – ugoda ws. wysypiska odpadów komunalnych); Wiesław i Bożena Wawro – 1.413,90 zł (ważny interes podatnika); Ireneusz Jarząbek – 521 zł (ważny interes podatnika); Maria Wachal – 877 zł (ważny interes podatnika); Andrzej Pala – 2.858 zł (ważny interes społeczny); Krzysztof Dworaczek – 521,40 zł (ważny interes podatnika); Dariusz Durasiewicz – 530,40 zł (ważny interes podatnika); Przedsiębiorstwo Transportu i Maszyn Drogowych w upadłości – 216.471,57 zł (zakończenie postępowania upadłościowego); Spółdzielnia Transportu Wiejskiego – 1.419 zł (ważny interes społeczny); KORPO sp. z o.o. – 40.470 zł (ważny interes społeczny); Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej – 4.502,80 zł (ważny interes społeczny); Inwestycje sp. z o.o. – 6.514 zł (ważny interes społeczny); Zakład Odzieżowy „Renoma” – 9.580 zł (ważny interes społeczny); ROD „Oaza” – 684 zł; ROD im. ”750-lecia Jawora” – 2.172 zł; ROD im. „Piastów Śląskich” – 2.234 zł; ROD im. „Juliusza Słowackiego” – 2.799 zł; ROD „Hefajstos” – 838 zł; ROD „Zielony Jawor” – 1.337 zł; ROD im. „Księcia Bolka I” – 4.005 zł (zwolnienie na podstawie art. 12.2 pkt. 6 ustawy o podatku rolnym); „Pegrol” sp. z o.o – 28.000 zł (ulga inwestycyjna w podatku rolnym). Łącznie wyżej wymienione zwolnienia dają 335.424,07 zł.

Na podstawie uchwały XXVIII/215/2000 Rady Miejskiej w Jaworze z 29 grudnia 2000 r. w sprawie zwolnień od podatku od nieruchomości niektórych podmiotów gospodarczych, zwolniono w 2009 r. z podatku od nieruchomości na kwotę 372.027 zł z tytułu utworzenia nowych miejsc pracy firmę IS Polska sp. z o.o.

Rozłożono na raty lub odroczono spłatę należności z tytułu podatku następującym wnioskodawcom: Jolanta Kurzejewska – kwota 1.790 zł; Edward Janczewski – 18.933,10 zł; PPHU „Rekpol” sp. z o.o. – 58.416,60 zł; Zakład Odzieżowy „Renoma” – 23.520 zł; Kacper Ugniewski – 4.354 zł; Antoni Totczyk – 3.580 zł.
(źródło:Biuletyn Informacji Publicznej)

 

II Wrocławski Kongres Środowisk Narodowych

 

KONGRES (6)

W minioną sobotę, 12 stycznia 2013, odbyła się druga edycja Wrocławskiego Kongresu Środowisk Narodowych. Podobnie jak rok temu, nie jestem osobą która mogłaby napisać rzetelną relację, więc oprócz wklejenia programu i zagadnień, podam odnośniki do opinii uczestników i zdjęć.

Dziękuję wszystkim za przybycie, szczególnie osobom które gościły u nas po raz pierwszy. Jak wiadomo integracja stawiana wysoko w celach naszych spotkań procentuje w przyszłości. Nie obyło się bez tradycyjnej dyskusji, czasami burzliwej, ale w całym przebiegu merytorycznej. A oto poruszane tematy:

 

 

 

Spotkanie z Kornelem Morawieckim z Solidarności Walczącej. Wywiad, dyskusja i pytania od publiczności

 


 

Kornel Morawiecki

 

Urodzony 3 maja 1941 w Warszawie, syn Michała i Jadwigi z Szumańskich. Maturę zdał w 1958 roku, zaś studia, na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Wrocławskiego ukończył w 1963 roku. Podczas pisania doktoratu (uzyskanego, z kwantowej teorii pola w 1970) uczestniczył w strajkach studenckich (1968). Gdy milicja stłumiła protesty, postanowił rozpocząć działania antykomunistyczne.

 

Wraz z kolegami podjął się kolportażu ulotek krytykujących działania władzy, a następnie w 1979 rozpoczął współpracę z wydawanym konspiracyjnie, poza cenzurą periodykiem „Biuletyn Dolnośląski”. Wraz z nim nawoływał do strajków we Wrocławiu, oraz pisał odezwy do radzieckich żołnierzy. Z te działania został aresztowany i sądzony w pierwszym procesie politycznym czasów PRL.

 

Wówczas został delegatem na I Krajowy Zjazd „Solidarności” z Regionu Dolny Śląsk, jednak działalność jawna nie trwała zbyt długo, gdyż 13 grudnia 1981 wprowadzono stan wojenny, zdelegalizowano Solidarność i rozpoczęto masowe aresztowania. Szczęśliwie podczas przeszukania jego mieszkania przewoził sprzęt do drukarni „Biuletynu Dolnośląskiego”, więc uniknął aresztowania. Jeszcze tej samej nocy wraz z członkami redakcji wydrukował nowy numer dziennika „Z Dnia na Dzień”, który już 14 grudnia kolportowany był wśród mieszkańców Wrocławia.

 

W 1982 roku wspólnie z, m.in. Pawłem Falickim postanowił utworzyć unikalną „Organizację Solidarność Walcząca”. Powstała na przełomie maja i czerwca inicjatywa, jako jedna z niewielu jawnie głosiła w swoim programie upadek komunizmu. Za działalność podziemną Służba Bezpieczeństwa aresztowała go 9 listopada 1987 roku. Zmuszony do wyjazdu z kraju 30 kwietnia 1988 udał się do Włoch, podczas próby powrotu ponownie uchwycony i wywieziony do Wiednia, skąd 30 sierpnia 1988 roku konspiracyjnie powrócił do kraju.

 

 

„Nacjonalizm a katolicka nauka społeczna”- Wojtek, Narodowe Odrodzenie Polski

 

Materializm, zanik więzi międzyludzkich, wyzysk ekonomiczny, kosmopolityzm i liberalizm – to bolączki współczesności. Katolicka nauka społeczna i nacjonalizm to idee będące odpowiedzią na ten stan rzeczy. Jakie są główne założenia tych doktryn i czy możliwe jest ich pogodzenie ? Jak kształtowały się relacje tych nurtów dawniej i jakie są perspektywy ich współistnienia ? Czy katolicyzm może stanowić wartość dla nacjonalisty ? Czy nacjonalizm jest do zaakceptowania dla katolika ?

 

 

„Opozycja XXI wieku- motywy, podstawy i obraz współczesnej walki politycznej w Polsce”. Prelekcja połączona z dyskusją- Mateusz, FuckPC

 

Demokracja ma szereg cech, bez których istnieć nie może, a raczej istnieć nie powinna. Jedną z nich jest opozycja. Jest ona nieodzownym elementem debaty, która pozwala dochodzić do głosu wszystkim warstwom i grupom społecznym. Jednak co się stanie jeśli karty zostały już rozdane, a nam się proponuje przystąpienie do gry z tym co odrzucili inni, rozdzielając między siebie co mocniejsze argumenty?

 

Czy w naszym kraju opozycja istnieje, czy jesteśmy jej częścią i czy przy obecnych układach i machinacjach u szczytu władzy możemy cokolwiek zmienić?

 

Czyli Polska scena polityczna XXI wieku i warunki jej krytykowania przez naród.

 

 

Niestety niektórzy z zaproszonych gości nie mogli dojechać, dziękujemy zarzetelne informowanie w sytuacjach kryzysowych. Pogoda tego dnia nas nie rozpieszczała, i poruszanie się po kraju sparaliżowanym przez śnieg i platformę nie było łatwe. Część również odpadła, mimo wcześniejszego potwierdzenia przybycia. Widać że dochodzimy do miejsca w którym lenistwo wpływa negatywnie na kondycję ruchu, dlatego w przyszłym roku postaramy się lepiej rozsyłać zaproszenia. Do zobaczenia za rok i przy podobnych okazjach w całej Polsce!

 

Linki do innych relacji i zdjęć:

 

Autonom

 

Nacjonalista

 

Wrocławianie

Wrocławskie środowiska narodowe znane są w kraju z wielu ciekawych, a niejednokrotnie bardzo oryginalnych inicjatyw patriotycznych. Jedną z nich jest Wrocławski Kongres Środowisk Narodowych, organizowany przez osoby związane z portalem FuckPC.com. 12 stycznia bieżącego roku odbyła się druga edycja tego spotkania.

Głównymi celami, jakie przyświecały organizatorom była integracja różnych grup działających w ramach ogólnie pojętego ruchu, omówienie celów działania dzisiejszych nacjonalistów i sposobów ich osiągnięcia, jak również wymiana doświadczeń.

 

“Osobno możemy być aktywni lokalnie, lub w jakiejś wąskiej dziedzinie naszej działalności. Jednak wyrastając ponad podziały możemy zdziałać znacznie więcej. Inne są realia w województwie dolnośląskim a inne w pomorskim. A jeśli coś się sprawdza w Stalowej Woli to dlaczego by nie spróbować tego w Poznaniu?” – napisali organizatorzy w ulotkach przeznaczonych dla uczestników spotkania.

 

Większość uczestników zebrała się na rynku, by wspólnie przejść do lokalu. Tam o godzinie 11:00 nastąpiło oficjalne otwarcie kongresu i przywitanie gości. Następnie rozpoczął się pierwszy wykład przygotowany przez przedstawiciela Narodowego Odrodzenia Polski, pod tytułem: “Nacjonalizm a katolicka nauka społeczna”. Próbował on odpowiedzieć na pytanie, jakie są główne założenia doktryn Katolicyzmu i Nacjonalizmu oraz czy możliwe jest ich pogodzenie, przedstawiając je w szerokim kontekście historycznym.

 

Kolejnym punktem programu było spotkanie z gościem specjalnym, panem Kornelem Morawieckim, współzałożycielem Solidarności Walczącej. Pan Kornel opowiadał o realiach PRL i swojej działalności opozycyjnej oraz o represjach jakie go za nią spotkały. Następnie odpowiadał na wiele pytań zadawanych mu przez uczestników. Po zakończeniu prelekcji pana Morawieckiego przyszedł czas na krótką przerwę obiadową i pogadanki ze znajomymi lub świeżo poznanymi współuczestnikami.

 

Ostatnim punktem spotkania była prelekcja pod tytułem: “Opozycja XXI wieku- motywy, postawy i obraz współczesnej walki politycznej w Polsce”. Wykład był prowadzony w interaktywnej formie, dzięki czemu praktycznie każdy z obecnych mógł się wypowiedzieć i przedstawić swoje zdanie. Co warte uwagi, dyskusje były prowadzone na wysokim poziomie merytorycznym i pomimo różnych spojrzeń na niektóre kwestie uczestnikom udawało się dojść do konsensusu. Ostatniemu wykładowi przysłuchiwał się z uwagą również pan Morawiecki, który po oficjalnym zakończeniu spotkania rozdał i podpisywał uczestnikom książki “Solidarny Wrocław”.

 

Nie zabrakło również nieoficjalnej części spotkania, która była świetnym sposobem na integrację przybyłych uczestników przy soczku lub piwie. Warto nadmienić, że na kongresie zebrali się przedstawiciele różnych organizacji i środowisk narodowych. Niejednokrotnie kibicujących wrogim sobie klubom sportowym lecz mimo to nie dało się odczuć choćby cienia niechęci, czy napięcia pomiędzy zebranymi.

 

Podsumowując, II Wrocławski Kongres Środowisk Narodowych okazał się spotkaniem bardzo ciekawym i spełnił cele, jakie postawili sobie przed sobą organizatorzy. Można było usłyszeć wiele ciekawych uwag i podzielić się doświadczeniami z własnej działalności. Ubolewać można jedynie nad znacznie mniejszą niż zapowiadana liczbą uczestników. Szkoda, że internetowe deklaracje nie przekuły się dla wielu w realną obecność.

tekst: Mojmir

I Wrocławski Kongres Środowisk Narodowych

ZDJĘCIA ! DK (144)

Jako organizator tego kongresu nie przystoi mi pisać z niego relacji, ale postaram się podsumować i opisać pewne rzeczy ze swojej perspektywy. Wszystkie z założeń programowych udało się zrealizować, jedyną przeszkodą była chwilowa złośliwość sprzętu oraz nieustająca złośliwość służb. Jednak oba te czynniki nie były w stanie zakłócić prawidłowego przebiegu kongresu. Na spotkaniu pojawili się członkowie Narodowego Odrodzenia Polski, przedstawiciele Autonomicznych Nacjonalistów, Organizacji Monarchistów Polskich, Galician White Devils, Młodzieży Wszechpolskiej oraz osoby niezrzeszone. Nikt się nikogo nie pytał o przynależność, tego dnia najważniejsza była jednomyślność w dyskusji o tym co nas łączy a nie dzieli. Jeśli ktoś nie otrzymał zaproszenia niech nie czuje się gorszy lub pominięty, dotarliśmy przede wszystkim do ludzi z którymi mamy już jakieś lepsze kontakty lub znajomości. Z przyczyn oczywistych nie mogliśmy zrobić spotkania otwartego dla wszystkich, chociażby ze względu na liczbę uczestników czy koszta większej imprezy. Oczywiście przyszłość należy do nas i do tego jak rozwiniemy nasze działania, więc trzeba iść za ciosem i kontynuować taką(i inne) formę aktywności. Poniżej zamieszczę wstęp i powitanie uczestników z broszury rozdawanej podczas kongresu, wprowadzenia do referatów i wystąpień prelegentów, oraz linki do relacji i zdjęć z innych źródeł. Dziękujemy za uczestnictwo i zapraszamy ponownie, jeśli jutro ma należeć do nas to pracę trzeba zacząć już dziś.

Witam wszystkich uczestników dzisiejszego kongresu. Jest to drugie tego typu spotkanie, pierwsze miało miejsce w Bytomiu. Niestety w skali 40 milionowego kraju, który poszczycić się może tak bogatą historią i tradycją ruchu narodowego to tylko kropla w morzu potrzeb. Przy rosnących z roku na rok frekwencjach podczas uroczystości narodowych, przy coraz to liczniejszych oprawach meczowych w tonie patriotycznym czy wobec zwiększającej się liczby członków organizacji narodowych, nie jest to powód do zadowolenia. Więc mam nadzieję że i nasze spotkanie zainspiruje kolejne osoby do działania na tym polu, bo bez pracy u podstaw i autoedukacji sami skazujemy się na wchłonięcie przez masy „oświeconych” przez czerwień idiotów. Mając za przeciwników media głównego nurtu, z ich wszechobecną indoktrynacją musimy zacząć stawiać na promowanie naszych prawd w coraz to szerszych kręgach odbiorców. Przeciętny Polak może kupić wyborczą, pójść do kina i dowiedzieć się jak to było za komuny oglądając kłamstwa w filmach takich jak na przykład „80 milionów” czy włączyć zawsze „dobrze” poinformowany tvn. Z naszej strony mało kto może zapewnić mu alternatywę. Oczywiście istnieją już czasopisma czy portale internetowe które idealnie spełniają swoją rolę. Ale stymulacja postawy moralnej wobec kłamstw serwowanych nam przez postkomunę wymaga czegoś więcej. Postaramy się wypełnić tą lukę. Niech to spotkanie będzie dla nas kolejnym poligonem doświadczalnym. Postarajmy się nauczać i rozwijać poprzez integrację różnych środowisk narodowych, spotkania przy referatach i dyskusjach, czy poprzez promocję kina niezależnego. Nie brakuje wśród nas podziałów czy waśni, ale przecież wszyscy mamy w tym wszystkim jeden, wspólny cel, którym jest Wolna Polska. Postarajmy się aby nasz wkład w to przedsięwzięcie nie ograniczał się do haseł i sloganów. Działajmy!

Mateusz
http://www.fuckpc.com

11.11.11– Święto Niepodległości, czas przełomu

11 Listopada 2011 roku przeszedł do historii jako dzień narodowej pamięci. Przybycie do Warszawy tak wielu ludzi z całego kraju, uczestnictwo w uroczystościach około 20 tysięcy osób- to od czasu pogrzebu Romana Dmowskiego w 1939 roku, stanowiło największą manifestację narodową.
Manifestację, jednocząca rodaków, którzy swoja miłośc do Ojczyzny wyrazili na ulicach stolicy.
Była to chwila wolności, czas biało-czerwonych sztandarów, czas dumy i jedności. To był czas prawdziwego przełomu. Fakty mówią same za siebie, czego nawet nie kwestionowała reżimowa propaganda demoliberałów. Jest to również zobowiązanie dla nas- wszystkich tam obecnych patriotów, albowiem pomiędzy tak ważnymi rocznicami istnieje spora przestrzeń, którą musimy twórczo wykorzystać i wypełnić swoją pracą dla zbudowania Wielkiej Polski. Ojczyzna nie potrzebuje słów, które nie znaczą nic, albo znaczą zbyt wiele. Polska potrzebuje naszej pracy, potrzebuje nade wszystko rozwiązań jednoczących Naród w codzienności. Czy 11 Listopada będzie w stanie otworzyć oczy niedowiarkom idei? Spoglądając na Dzień Niepodległości w wymiarze historycznym wyrazamy swój stosunek do czasów dokonanych, do których sentyment nie zawsze idzie w parze z wizją przyszłości. Takie tylko spojrzenie jest nieadekwatne do naszych możliwości twórczych oraz założeń ideowych, albowiem jako nacjonaliści mamy obowiązek wdrażania myśli w czyn. I tylko w ten sposób ta najważniejsza praca przyniesie nam renesans ducha narodowego ducha
Polski dla Polaków.

Tomasz J. Kostyła

Autonomiczny nacjonalizm jako nowy ruch społeczny

Bez wątpienia koncepcja nacjonalizmu autonomicznego lub synonimicznie: niezrzeszonego, zdecentralizowanego bądź niesformalizowanego od momentu wyłonienia się pierwszych tego pokroju grup na polskiej scenie politycznej zdążyła już okrzepnąć. Jednocześnie w pewnym stopniuautonomiczny nacjonalizm zdynamizował polskie środowisko nacjonalistyczne, a korzystając z szerokiej płaszczyzny współpracy zagranicznej przyczynił i nadal przyczynia się do zaadaptowania na rodzimym gruncie niekonwencjonalnych form działania będących w Polsce nadal pewnym novum. Moją intencją nie jest koncentrowanie się tym, co każdy z nas zna z praktyki dnia codziennego (czyli chociażby szeroko rozumianej propagandy), a raczej dostarczenie pewnych konstrukcji pojęciowych i w równym stopniu wyjście naprzeciw problemowi definicyjnemu: czym zasadniczo jest autonomiczny nacjonalizm? Próba odpowiedzi zawarta jest już w tytule mojego referatu, na mocy którego uważam, iż preferowany przez niezależnych nacjonalistów modus operandi mieści się w ramach nowego ruchu społecznego.


Radosław Warszawski

„Jesteśmy w stanie ich zrozumieć”. Obraz zbrodniarzy i
terrorystów lewicowych widziany oczami środowiska Krytyki
Politycznej

Przemilczanie, relatywizowanie i zakłamywanie zbrodniczych czynów dokonanych przez ludzi nie tylko wyznających idee lewicowe (marksistowskie, anarchistyczne, maoistowskie i inne), lecz uzasadniających swe niechlubne działania tymiż ideami, to zjawisko powszechne w świecie nie od dziś. Szczególnie dotyczy to krajów byłego bloku wschodniego, w tym wyrosłej na ugodzie okrągłego stołu III RP. Zjawisko to nasiliło się i przybrało nową formę w latach dwutysięcznych. Pojawienie się Krytyki Politycznej w 2002 roku dopuściło do głosu nowe pokolenie lewicowych aktywistów, które w odróżnieniu od swych bardziej „pragmatycznych” starszych kolegów, zaczęło z dozą pewnego fanatyzmu odważniej głosić „ideały” lewicowe. Włączając w swój obręb niektórych przedstawicieli „starej szkoły”, zaczęli stanowić nową siłę politycznoideologiczną, stawiając coraz odważniejsze tezy. Najbardziej skandaliczne zdaje się usprawiedliwianie przez to środowisko terrorystów i zbrodniarzy.
W swym odczycie chciałbym przedstawić stosunek publicystów Krytyki (zarówno w obrębie wspomnianego czasopisma, jak i na łamach innych publikacji) do zbrodniarzy reprezentujących komunistyczne reżimy państw wieków XX i XXI i powojennych terrorystów lewicowych. Oprę swój referat na archiwalnych numerach Krytyki Politycznej, a także następujących czasopism: Gazeta Wyborcza, Polityka, Uważam Rze, Newsweek, oraz na blogach publicystów Krytyki Politycznej.

Krzysztof A.

„Towarzysz Generał idzie na wojnę”- Pokaz filmu i spotkanie
z Grzegorzem Braunem

Po ‘89 roku zadbano w Polsce o zbudowanie mitu konieczności wprowadzenia stanu wojennego, który rzekomo ochronił Polaków przed sowiecką interwencją militarną. Rozpowszechniona jest opinia, że Jaruzelski, wypowiadając wojnę swojemu narodowi, dokonał wyboru mniejszego zła. Tymczasem dokumenty – szczególnie ujawnione stenogramy z posiedzeń Biura Politycznego KPZR – wskazują, że Sowieci nie planowali zbrojnej interwencji w Polsce, manewry wojskowe były blefem i demonstracją siły, a sowieccy towarzysze dopuszczali „utratę Polski”. Jak to się ma do dzisiejszego przekonania wielu o realnej groźbie interwencji i „trudnej, ale koniecznej” decyzji Jaruzelskiego o
wprowadzeniu stanu wojennego oraz czynienia z niego wręcz bohatera? Film ma odpowiedzieć na pytanie, czy mit interwencji ma podstawy, by go podtrzymywać, czy też jest zwykłym zabiegiem propagandowym niemającym potwierdzenia w faktach i historycznym fałszerstwem, na którego fundamencie opiera się dzisiejszy zakłamany obraz komunistycznego dyktatora, który wypowiedział wojnę narodowi i zaryzykował masakrę ludności, przelew krwi i wojnę domową, tylko by ratować swoją władzę i zbrodniczy system? Kiedy zaczęły się przygotowania do stanu wojennego? Odpowiedź jest szokująca 17 sierpnia 1980 roku! Zanim skończył się strajk, a właściwie po skończeniu się strajku ekonomicznego, który przekształcił się w strajk społeczny, zaczęto pracować nad likwidacją rodzącej się niezależności. Świadczą o tym zachowane dokumenty Komitetu Obrony Kraju. Film – szukając odpowiedzi na podstawowe pytanie o realność zagrożenia interwencją sowiecką – ma przedstawiać proces przygotowywania, wdrażania i realizacji stanu wojennego, czyli opowiadać historię Polski od lata ‘80 do 13 grudnia 1981. Do udziału w filmie zaproszeni zostali historycy zajmujący się tym okresem, m.in.: prof. Andrzej Paczkowski, m.in. autor książki Wojna
polsko-jaruzelska; dr Lech Kowalski, m.in. autor książki Generał ze skazą, specjalista od Komitetu Obrony Kraju; prof. Richard Pipes, doradca prezydenta Reagana ds. Europy Środkowo-Wschodniej; Władymir Bukowski, sowietolog, który zeskanował dokumenty KPZR dotyczące m.in. stanu wojennego; dr Antoni Dudek, dr Grzegorz Majchrzak z Instytutu Pamięci Narodowej, dr Sławomir Cenckiewicz, dr Piotr Gontarczyk z Instytutu Pamięci Narodowej, dr Bogdan Musiał oraz świadkowie
wydarzeń, o których opowiada film.

http://www.fuckpc.com/index.php/ruch-narodowy/280-i-wrocawski-kongres-rodowisk-narodowych

14 stycznia 2012 roku we Wrocławiu odbyło się spotkanie środowisk narodowych. Z inicjatywy redakcji portalu http://www.fuckpc.com spotkali się członkowie Narodowego Odrodzenia Polski, autonomiczni nacjonaliści (w tym redaktorzy portalu Autonom.pl),  przedstawiciele Organizacji Monarchistów Polskich, lokalnego portalu http://www.wroclawianie.info i redakcja Nacjonalista.pl. Przez kilka godzin mieliśmy okazję uczestniczyć w ciekawych wykładach.

Spotkanie rozpoczęło się od prelekcją nt. „Obrazu zbrodniarzy i terrorystów lewicowych widzianych oczami środowiska Krytyki Politycznej”. Kolejny gość wygłosił ciekawe przemówienie dotyczące tematyki autonomicznego nacjonalizmu – „Autonomiczny nacjonalizm jako nowy ruch społeczny”. Ten temat zakończył się długa dyskusją środowiska NOP z autonomicznymi nacjonalistami, dotyczącą działania i podziału ról w aktywności narodowej na płaszczyźnie lokalnej.

Następnie mieliśmy okazję obejrzeć premierę filmu o Marszu Niepodległości, zaprezentowanego przez Tomasza Kostyłę, który został realizowany przez Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy.  Po obejrzeniu filmu nastąpiła dyskusja dotycząca samego Marszu Niepodległości. Wątpliwości kibiców odnosiły się do różnych wypowiedzi organizatorów po 11 listopada w Warszawie, którzy pewne działania tego środowiska określali jako prowokację. Goście na sali będący uczestnikami Marszu Niepodległości, tłumaczyli zachowania części kibiców jako pewien rodzaj wyładowania frustracji, której doświadczają przez wieloletnią nagonkę polityków, mediów i policji, co miało także miejsce w tym dniu.

Na koniec formalne części spotkania odbył się pokaz filmu Grzegorza Brauna i Roberta Kaczmarka – „Towarzysz General idzie na wojnę”, a po jego zakończeniu uczestnicy spotkania mieli okazję zadać kila pytań autorowi. Całość zakończyła się koncertem zespołu Tormentia w jednym z wrocławskich lokali. Organizatorom i osobom przybyły serdecznie dziękujemy za organizację tego wydarzenia.

Narodowcy.net

Wrocławianie.info

Autonom.pl

Droga Legionisty

Nacjonalista.pl

GRH Pancerni Strzegom

 

phoca_thumb_l_SCYZOR-(426)

http://pancerni.eu/

Grupa rekonstrukcji historycznej „GRH Pancerni Strzegom”, jest ugrupowaniem ludzi ze Strzegomia oraz okolic, będących fascynatami sprzętu militarnego, a także historii z okresu II wojny światowej.

Kultywujemy tradycje rodzinne swoich rodziców i uczestników II wojny światowej. Zajmujemy się m. in. odtwarzaniem historii żołnierzy polskich z okresu od 1939 roku, jak również innych armii.

Posiadamy w swoich zbiorach mundury wojskowe, repliki broni, hełmy, kilka typów środków łączności, radiostacje, zabytkowe motocykle oraz pojazdy i wiele wiele innych elementów wyposażenia, a także uzbrojenia.

Członkowie naszej grupy są ludźmi, dla których okres II wojny światowej, jak również historia wojskowości, stanowią życiową pasję. Dzięki temu możemy wiernie rekonstruować te, jeszcze nie tak zamierzchłe czasy, w których przyszło żyć naszym rodzicom i dziadkom.

Aktywnie uczestniczymy w wielu zlotach, eventach i imprezach militarnych, na których chętnie prezentujemy nasze zbiory i dzielimy się zdobytą przez nas wiedzą. Jesteśmy otwarci na współpracę, a także integrację z innymi Grupami Rekonstrukcyjnymi, Stowarzyszeniami czy też osobami indywidualnymi, które mają podobne zainteresowania. Wierzymy, że nasze wspólne zamiłowania i pasje pozwolą nam kultywować i pogłębiać wiedzę na temat historii wojskowości, sprzętu militarnego oraz historii czasów II wojny światowej.

Zainteresowania grupy rekonstrukcji historycznej „GRH Pancerni Strzegom”, tak samo jak prowadzona przez nas działalność i prezentowana strona internetowa nie mają żadnego podłoża ideologicznego i nie powstały w celach propagandowych. Znajdujące się na witrynie treści i symbole ustrojów totalitarnych zostały zamieszczone jedynie w celach poznawczych i stanowią niewątpliwie wartość historyczną i dokumentacyjną.