Narodowy Jawor

Strona główna » Historia (Strona 2.)

Archiwum kategorii: Historia

JAK POLACY STWORZYLI IZRAEL

AUTOR ! DK (71)

… – Irgun tworzyła palestyńska klasa średnia, w większości polskiego pochodzenia – mówi dr Laurence Weinbaum, historyk z Instytutu Żabotyńskiego w Tel Awiwie, który w książce „Marriage of convenience, New Zionist Organization and Polish Government 1936–1939” przytacza opinię słynnego pisarza Artura Koestlera: „dowództwo Irgunu stanowili młodzi polscy intelektualiści wychowani w rycerskiej tradycji romatycznych zrywów niepodległościowych i rewolucyjnych”. To pokrewieństwo poglądów widać było także w Andrychowie.
– Polscy instruktorzy widzieli w nas nowy rodzaj Żydów, naprawdę cieszyli się, że biorą udział w tworzeniu armii żydowskiej – wspominał cytowany przez Weinbauma uczestnik szkolenia Yaakov Meridor…

Lipiec roku 1954 był wyjątkowo gorący w Governador Valadares. Doktor Apoloniusz Zarychta, właściciel nieźle prosperującej firmy handlującej w Belo Horizonte kamieniami szlachetnymi, od kilku tygodni pocił się w brazylijskim mieście, próbując zorganizować wydobycie cennych kruszców. 19 lipca dotarł do niego list, przesłany przez centralę firmy z Belo. Ze stempla i znaczków wynikało, że przesyłkę nadano w Tel Awiwie w Izraelu. – My, Żydzi Polscy w Izraelu, czujemy, że pomoc przez Rząd Polski udzielona naszej sprawie wolnościowej jest perłą w koronie Polski, dowodem, że to, czegośmy się w ławkach szkolnych uczyli o Kościuszce i Mickiewiczu, nie jest frazesem, tylko tradycją – pisał autor listu Benjamin Gepner, którego trudno posądzać o tani sentymentalizm. Gepner spędził całą II wojnę światową w szeregach osławionego Gangu Sterna, wojując z brytyjskimi siłami okupacyjnymi w Palestynie i wycinając w pień arabskie wioski. Polski poszukiwacz ametystów znad Rio Doce, przed wojną związany z neopogańskim i nacjonalistycznym pismem „Zadruga”, był jak najbardziej właściwym adresatem listu, pisanego przez byłego żydowskiego terrorystę.

Doktor Zarychta, kiedyś oficer Wojskowej Służby Geograficznej, poznał Abrahama Sterna, gdy jako przedwojenny szef departamentu emigracyjnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej koordynował supertajny plan pomocy Żydom walczącym o powstanie państwa Izrael. Sanacyjna Polska stała się przed wojną centrum werbunkowym i szkoleniowym dla prawicowych syjonistów Władimira Żabotyńskiego, wojujących z Brytyjczykami i Arabami w Palestynie.

Terroryzm jako dyscyplina naukowa

czy-wsrod-zamachowcow-k_b7acc6e503Wiosną 1939 roku beskidzkimi lasami w okolicach Andrychowa raz po raz wstrząsały eksplozje i strzelaniny. W tajnej operacji brało udział 25 młodych mężczyzn, którym zakazano utrzymywania jakichkolwiek kontaktów z okoliczną ludnością. Przez cztery miesiące przybysze pod okiem instruktorów Wojska Polskiego uczyli się technik walki partyzanckiej i sabotażu, szkolili się w organizowaniu ataków terrorystycznych i zamachów bombowych, poznawali też podstawy konspiracji. Jak wspominał po latach jeden z biorących udział w szkoleniu: „Polacy potraktowali kurs terroryzmu jako dyscyplinę naukową, poznaliśmy matematyczne formuły na demolowanie konstrukcji z cementu, żelaza, drewna, cegieł i ziemi”.

Czteromiesięczny kurs zakończył się suto zakrapianą imprezą z udziałem dowódcy armii „Karpaty” generała Kazimierza Fabrycego i pułkowników Józefa Smoleńskiego i Tadeusza Pełczyńskiego, którzy reprezentowali słynną Dwójkę, czyli Oddział II Sztabu Generalnego, jak nazywano przedwojenny wywiad wojskowy. Gdy panowie oficerowie już sobie trochę popili, generał Fabrycy zapytał komendanta szkolonej grupy, skąd pochodzą uczestnicy kursu. – Z całego świata, ten np. jest z Chin – odpowiedział dowódca, wskazując na młodego oficera, który urodził się w Harbinie w Mandżurii. – Jakoś mi nie wygląda na Chińczyka – stwierdził generał i obaj się roześmiali, bo uczestnicy kursu rzeczywiście nie mieli nic wspólnego z Chinami. Kurs w Andrychowie przeznaczony był dla oficerów Irgunu, podziemnej armii założonej przez lidera syjonistycznej prawicy Władimira Żabotyńskiego do walki o państwo żydowskie w Palestynie. Tropieni przez Brytyjczyków bojownicy w tajemnicy przedostali się do Polski z Palestyny w małych grupach, samolotami LOT, kursującymi między Hajfą a Warszawą, albo liniowcem Polonia, który łączył Palestynę z rumuńskim portem w Konstancy, a stamtąd pociągiem do Krakowa. Poza nielicznymi wyjątkami wszyscy mówili po polsku.

– Irgun tworzyła palestyńska klasa średnia, w większości polskiego pochodzenia – mówi dr Laurence Weinbaum, historyk z Instytutu Żabotyńskiego w Tel Awiwie, który w książce „Marriage of convenience, New Zionist Organization and Polish Government 1936–1939” przytacza opinię słynnego pisarza Artura Koestlera: „dowództwo Irgunu stanowili młodzi polscy intelektualiści wychowani w rycerskiej tradycji romatycznych zrywów niepodległościowych i rewolucyjnych”. To pokrewieństwo poglądów widać było także w Andrychowie.

– Polscy instruktorzy widzieli w nas nowy rodzaj Żydów, naprawdę cieszyli się, że biorą udział w tworzeniu armii żydowskiej – wspominał cytowany przez Weinbauma uczestnik szkolenia Yaakov Meridor

Kurs w Andrychowie to efekt umowy zawartej jeszcze w 1936 r. między Żabotyńskim a władzami polskimi. Zakładała ona pomoc polskiej armii w szkoleniu bojowników żydowskich, walczących o państwo Izrael w Palestynie. Etap wstępny stanowiły paramilitarne obozy dla młodzieży syjonistycznej, organizowane pod patronatem Ministerstwa Spraw Wojskowych latem 1936 i 1937 r. Pierwsza grupa ok. 40 żołnierzy Irgunu pojawiła się w Polsce latem 1938 r., prowadząc regularne szkolenia wojskowe w Zofiówce na Wołyniu i w Podębinie pod Łodzią. Kurs w Andrychowie miał być kulminacją współpracy. Szkolenie kadrowej grupy ekspertów, którzy potem podzielili się zdobytą wiedzą z setkami żydowskich żołnierzy w Palestynie, nadzorował sam Abraham Stern, urodzony w Suwałkach komendant Irgunu.

„Jego szczupła postać mówiła o skupionej energii, jak w sprężynie, a przelatujące błyski oczu, gdy mówił o walkach, miały w sobie coś z agresywności i zaciętości szerszenia” – tak zapamiętał go Apoloniusz Zarychta, który pilotował szkolenia bojowników syjonistycznych z ramienia polskiego MSZ.

Zabawy ze swastyką

– Mieliśmy przed sobą człowieka idei, jak nasz Piłsudski, jego słowa o konieczności walki i ofierze krwi dla zdobycia wolności były nam bliskie, bo mało kto z nas nie brał udziału w walkach niepodległościowych – tak pisał Apoloniusz Zarychta o pierwszym spotkaniu z Władimirem Żabotyńskim, do którego doszło w MSZ w Warszawie 9 września 1936 roku. Zarychta niewiele się mylił. Konspiracyjna bibuła piłsudczykowskiego podziemia z czasów rozbiorów była podstawą funkcjonowania Irgunu, który w Palestynie stanowił ramię zbrojne syjonistów Żabotyńskiego.

– Polacy nigdy nie rozumieli socjalizmu Ben Guriona. Żabotyński i Stern przemawiali językiem szabli i to się w Polsce bardzo podobało – mówił po wojnie Israel Scheib Eldad z założonej przez Żabotyńskiego organizacji młodzieżowej Betar, zaplecza Irgunu. Zwolennicy Żabotyńskiego nigdy nie kryli się z fascynacją Piłsudskim. W 1935 r. delegacja Betaru umieściła nawet ziemię z grobu swojego patrona Josepha Trumpeldora na kopcu Piłsudskiego.

Kiedyś prawa ręka założyciela syjonizmu Teodora Herzla, Władimir Żabotyński wziął w dwudziestoleciu międzywojennym rozbrat z ruchem syjonistycznym, bo nie wierzył, że uda się wynegocjować z Brytyjczykami zgodę na pokojową kolonizację Palestyny i powstanie państwa Izrael. Nawołując do walki zbrojnej o Izrael, Żabotyński założył organizację syjonistów rewizjonistów i wzorem Józefa Piłsudskiego przystąpił do budowy kadr wojskowych przyszłego państwa.

Powołał do życia młodzieżową organizację Betar, która stawiała na szkolenie wojskowe i ideologiczne młodych syjonistów.

– Betar to dzieci, igrające z żydowską swastyką – mówił o bojówkach Żabotyńskiego lider Światowej Organizacji Syjonistycznej Chaim Weizmann, a David Ben Gurion złośliwie nazywał lidera rewizjonistów Władimirem Hitlerem.

Rzeczywiście Żabotyński gotów był sprzymierzyć się z samym diabłem, o ile przybliżałoby go to do celu, jakim było wywalczenie dla Żydów własnego państwa. W 1934 roku rewizjoniści uzyskali poparcie Benito Mussoliniego, który zgodził się na przyjęcie do szkoły marynarki wojennej w Civitavecchia 136- -osobowego oddziału ochotników Betaru.

Mussolini, który znany był ze swojej niechęci do nazistowskiego antysemityzmu, cenił i szanował przywódcę rewizjonistów. – Aby syjonizm mógł odnieść sukces, potrzebujecie żydowskiego państwa z żydowskim językiem i żydowską flagą – mówił Duce.

Gdy dwa lata po uruchomieniu szkolenia Betaru w faszystowskich Włoszech Żabotyński pojawił się w Warszawie, nad Żydami w Europie wisiały już czarne chmury. Naziści wprowadzili rasistowskie ustawy norymberskie, wywołując prawdziwy exodus Żydów z Niemiec. W Polsce po śmierci Józefa Piłsudskiego ton życiu publicznemu zaczął nadawać Obóz Zjednoczenia Narodowego, który wykluczył przyjmowanie Żydów w swoje szeregi, promując jednocześnie wojnę handlową z przedsiębiorcami żydowskiego pochodzenia i stwarzając atmosferę sprzyjającą wprowadzeniu getta ławkowego na polskich uczelniach.

Tymczasem przedwojenna Polska z liczącą ponad 3,5 miliona społecznością Żydów (10 proc. obywateli II RP) była demograficznym centrum świata żydowskiego w Europie. Tylko w USA diaspora żydowska była liczniejsza, a tylko w Palestynie Żydzi stanowili większy niż w Polsce odsetek mieszkańców. Syjonistyczna lewica oskarżała Żabotyńskiego o to, że nawołując do emigracji, sprzyja antysemitom, którzy chcą się pozbyć Żydów z Europy.

Lider rewizjonistów po prostu wyczuł panujące wówczas nastroje. Tylko w latach 1937–1939 do organizacji żydowskich pomagających w finansowaniu emigracji do Palestyny wpłynęło 180 tys. wniosków z Polski. Wraz z rodzinami autorzy tych wniosków stanowili 700-tysięczną armię potencjalnych emigrantów, których Żabotyński chciał wywieźć z Polski. Główny problem polegał jednak na tym, że Brytyjczycy panicznie bali się żydowskiej kolonizacji Palestyny, ponieważ mogła wywołać rewoltę Arabów, dojrzewających do przyjęcia protektoratu III Rzeszy.

Żydzi na Madagaskar

– Jest obowiązkiem rządu polskiego śledzić z uwagą i szczególną sympatią rozwój żydowskiej siedziby narodowej w Palestynie, realizującej odwieczne marzenie narodu żydowskiego – mówił na jesiennej sesji Ligi Narodów w roku 1936 dr Tytus Komarnicki, apelując w imieniu Polski do Wielkiej Brytanii, by nie zamykała mandatowej Palestyny dla żydowskiej emigracji. Ponieważ starania te skazane były z góry na niepowodzenie, rząd Polski domagał się od Ligi Narodów przyznania Polsce terytoriów zamorskich, które mogłyby posłużyć jako obszar kolonizacyjny. Starania te zostały dostrzeżone przez Światowy Kongres Żydów w Paryżu, który wydał oświadczenie w związku z polskim wystąpieniem w Lidze Narodów: „Wszelkie wysiłki zmierzające do otwarcia granic krajów emigracyjnych winne być przyjęte przychylnie i poparte. Nadanie zagadnieniu emigracji charakteru międzynarodowego i przedstawienie go organom Ligi może mieć wielkie znaczenie”.

Problem polegał na tym, że nie było dokąd emigrować. W 1936 roku uzyskano wstępną zgodę Francji na wykupienie pod osadnictwo polskie sporych obszarów Madagaskaru. Na wyspę wysłano ekspedycję badawczą pod kierunkiem majora Mieczysława Lepeckiego. Wyniki oględzin były pozytywne, ale wszystko ostatecznie rozbiło się o pieniądze. – Po co nam ten Madagaskar? – pytał minister skarbu Kwiatkowski Apoloniusza Zarychtę, gdy ten wnioskował o fundusze na zakup ziemi.

– Żebyśmy wszyscy mieli się gdzie podziać – odpowiedział urzędnik, który po latach, już w Belo Horizonte, napisał w jednym listów do Benjamina Gepnera takie oto słowa: „przypomniałem sobie o tej rozmowie we wrześniu 1939 roku w Rumunii, gdy spotkałem Kwiatkowskiego, odpoczywającego w przydrożnym rowie”.

Wśród syjonistycznej lewicy sporą popularnością cieszył się równie egzotyczny, co Madagaskar, pomysł kolonizowania Birobidżanu w syberyjskiej części ZSRR. Stalin obiecywał tam Żydom świetlaną przyszłość w internacjonalistycznym raju robotników i chłopów. Polski MSZ bezbłędnie rozpoznał jednak tę propagandową pułapkę i odmawiał wydawania wiz powrotnych dla chętnych do wyjazdu do ZSRR. Naiwniacy, którzy dali się nabrać Stalinowi, przepadli w łagrach jeszcze w czasie Wielkiej Czystki 1938 roku.

Głównym celem emigracji pozostawała zatem Palestyna, która do wybuchu powstania arabskiego w 1936 roku przyjęła ponad 100 tys. ludzi z Polski. Gdy Brytyjczycy zamknęli terytoria mandatowe, jedyną szansę na dostanie się z Polski do Hajfy czy Tel Awiwu dawał przemytniczy szlak, którego centrum stanowił rumuński port w Konstancy. Nielegalna emigracja, wspierana i współfinansowana przez rząd Polski, prowadzona była pod pozorem ruchu turystycznego. Popyt na „wakacje” w Palestynie był tak duży, że PKP utrzymywała regularne połączenia kolejowe głównych miast Polski z Konstancą. Należący do gdyńskiego armatora liniowiec „Polonia”, którego koszerna kuchnia dostosowana była do potrzeb pasażerów, zapewniał stałe połączenie między Konstancą a Hajfą. Po wejściu na pokład wielu emigrantów niszczyło polskie paszporty, by w razie wpadki uniknąć deportacji. W 1937 roku szlak morski został przez LOT uzupełniony o połączenie lotnicze z Hajfą. Do wybuchu wojny z Polski do Palestyny przeszmuglowano pod okiem Anglików ponad 13 tysięcy ludzi. Zanim hitlerowcy wkroczyli do Polski, szlakiem przez Konstancę bojownicy Irgunu zdążyli jeszcze przemycić z Polski do Palestyny tysiące sztuk broni, która bardzo przydała się w walce o Izrael.

Gdy Yaakov Meridor wkroczył wiosną 1939 roku do magazynu przy ul. Ceglanej 8 w Warszawie, nie mógł uwierzyć własnym oczom. – Stały tam setki skrzynek z bronią i amunicją, chciałem całować każdą z nich – wspominał po latach bojownik Irgunu i uczestnik kursu w Andrychowie. Wszystko to przeznaczone było na szmugiel do Palestyny, który odbywał się pod pozorem pomocy dla osadników. Karabiny wysyłano jako koce, broń maszynową jako buty, a amunicję jako cement. Zakupy finansował w części rumuńsko-francuski milioner rewizjonista o nazwisku Simon Marcovici. Do zakupu broni dorzucił się polski rząd.

Mauser od rządu RP

W archiwach zachowało się pismo szefa rewizjonistów, skierowane do Zarychty. „Pożyczkę udzieloną naszym przyjaciołom traktuję jako dług honorowy, który postaramy się jak najszybciej zwrócić” – pisał Żabotyński.

Współpraca z rządem polskim przysporzyła mu kolejnych wrogów wśród rodaków, dla których kolaboracja z „reakcyjnymi” władzami sanacyjnej Polski służyła jedynie usprawiedliwianiu antysemickiej polityki. Niełatwa była też sytuacja władz polskich, które zabiegały przecież o skierowany przeciw Niemcom sojusz z Londynem i za wszelką cenę starały się ukryć fakt pomocy Żydom, walczącym z brytyjskim panowaniem w Palestynie.

By ukryć pochodzenie szmuglowanej z Polski broni, starannie zatarto numery seryjne i oznaczenia producenta uzbrojenia, które stanowiło standardowe wyposażenie polskiej armii. W magazynie na Ceglanej zgromadzono 20 tys. karabinów Mauser i setki karabinów maszynowych, w tym 200 ckm Hotchkiss. Pierwsze partie arsenału dla Irgunu wysłano przez Rumunię i Bułgarię jesienią 1938 i wiosną 1939 roku.

Abraham Stern, który nadzorował szkolenie żołnierzy Irgunu w Polsce, wrócił do Palestyny latem 1939 roku, gdy Brytyjczycy całkowicie zamknęli terytoria mandatowe dla emigracji z Europy i wprowadzili zakaz kupowania przez Żydów ziemi w Palestynie. Stern miał świadomość, że dla tysięcy ludzi, zagrożonych przez terror III Rzeszy w Europie, decyzja ta była równoznaczna z wyrokiem śmierci. Brytyjska blokada Palestyny pchnęła Niemców w kierunku zbrodniczego planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej w Europie.

Gdy wybuchła II wojna światowa, Władimir Żabotyński nakazał oddziałom Irgunu w Palestynie taktyczne zawieszenie walk z Brytyjczykami. Stern wyłamał się z tego rozkazu i założył własną organizację Lehi, którą brytyjska prasa szybko ochrzciła mianem Gangu Sterna. Dowodząc przeszkolonymi w Polsce specami od terroryzmu, Stern siał postrach wśród brytyjskich garnizonów w Palestynie. Brytyjczycy jednak bezlitośnie przestrzegali zakazu przyjmowania uchodźców. Statki z uciekinierami były zawracane przez brytyjską flotę. Zdesperowani bojownicy Irgunu zatapiali statki u wybrzeży Palestyny, licząc, że rozbitkom uda się przedostać na ląd, jednak Brytyjczycy wyłapywali ich i wysyłali do obozu internowania na Mauritiusie.

By ratować rodaków z rąk nazistów, Stern nie wahał się zaproponować Niemcom antybrytyjskiego sojuszu na Bliskim Wschodzie. Oferta Sterna pozostała bez odpowiedzi, bo od garstki bojowników Lehi Niemcy woleli sojusz z Wielkim Muftim Jerozolimy, który aspirował do roli duchowego przywódcy muzułmanów. Amin al-Husseini, który był śmiertelnym wrogiem żydowskiej kolonizacji Palestyny, oferował III Rzeszy usługi tysięcy islamskich janczarów od Bałkanów po republiki ZSRR, a na Bliskim Wschodzie był gotów rozpętać przewroty pronazistowskich wojskowych arabskich od Iraku po Egipt.

Nieudane próby kolaboracji Sterna z Hitlerem nie uszły uwadze Anglików. Wielka Brytania nie mogła tolerować żydowskiej dywersji na Bliskim Wschodzie w sytuacji, gdy Afrika Korps Rommla podbijały Afrykę Północną. W lutym 1942 roku brytyjski policjant Geoffrey Morton zastrzelił bezbronnego Sterna, aresztowanego w konspiracyjnym lokalu w Tel Awiwie. Jego ludzie nie poszli jednak w rozsypkę. Do Palestyny 22 lipca 1942 roku przybyły kolejne posiłki z Polski w postaci tysięcy żołnierzy żydowskich, ewakuowanych z Rosji razem z armią Andersa.

II Korpus palestyński

W szeregach formowanej w ZSRR polskiej armii nie zabrakło zwolenników Żabotyńskiego. Dzięki ogłoszonej przez Stalina amnestii dla Polaków do armii Andersa trafił m.in. przedwojenny szef Betaru Mieczysław Biegun, znany potem pod hebrajskim nazwiskiem Menachem Begin. Anders miał problem z przyjmowaniem do II Korpusu polskich Żydów, gdyż Rosjanie uznali za sowieckich obywateli wszystkich mieszkańców ziem polskich, wcielonych do ZSRR po 17 września 1939 roku. Wyjątek robili jedynie dla obywateli narodowości polskiej.

Czekiści wyłapywali Żydów, Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, Tatarów, Ormian i przedstawicieli innych nacji z Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej i zawracali ich w czasie ewakuacji armii Andersa do Iranu. Z drugiej strony życie tych, którym udało się zaciągnąć do wojska, nie było usłane różami. Zdarzały się antysemickie wyzwiska, dochodziło także do bijatyk. 14 listopada 1941 r. interweniował w tej sprawie sam generał Sikorski.

„Zakazuję stanowczo okazywania żołnierzom wyznania mojżeszowego niechęci w formie krzywdzących przezwisk lub uchybiania godności ludzkiej. Za przestępstwa w tym względzie będę surowo karał. Naczelny Wódz Sikorski”

Jednym ze sposobów na rozładowanie napięcia był forsowany przez rewizjonistów Żabotyńskiego pomysł powołania legionu żydowskiego w ramach wojsk polskich, dowodzonego przez żydowskich oficerów. Plan poparła część oficerów z gen. Tokarzewskim na czele, jednak Brytyjczycy, którzy planowali ewakuację armii Andersa na Bliski Wschód, naciskali na Sikorskiego, by porzucić ten projekt. Rząd Jego Królewskiej Mości, toczący w Palestynie podjazdową wojnę z pogrobowcami Abrahama Sterna, nie mógł znieść myśli, że kilka tysięcy żołnierzy trafiłoby do Jerozolimy w zwartych oddziałach, dowodzonych przez syjonistycznych oficerów.

Niezależnie od incydentów, pojawienie się polskiej armii w Palestynie zostało dobrze przyjęte przez żydowskie podziemie. Wśród stacjonujących tam Polaków nie brakowało ludzi, którzy przed wojną brali udział w szkoleniu żołnierzy Sterna w Polsce. Był wśród nich Wiktor Drymmer, przed wojną szef departamentu konsularnego MSZ, który wraz z Apoloniuszem Zarychtą organizował kursy dla bojowników Irgunu. W Palestynie Drymmer poprzez Menachema Begina błyskawicznie nawiązał kontakt z Irgunem i ludźmi Sterna, którzy poradzili polskim żołnierzom w brytyjskich mundurach znakowanie pojazdów tak, by terroryści, atakując siły kolonialne, nie zrobili przypadkiem krzywdy „swoim”.

Begin kontra Ben Gurion

premier-ben-gurion-zdecy_9187f429f1

W czerwcu 1948 roku dowodzący Irgunem Menachem Begin próbował wcielić w życie niezrealizowany plan desantu morskiego na Izrael. Do Tel Awiwu przypłynął z Europy wyładowany bronią statek z tysiącem rewizjonistycznych żołnierzy. Na cześć nieżyjącego od 1940 roku Władimira Żabotyńskiego okręt nazwano jego konspiracyjnym pseudonimem „Altalena”. Premier David Ben Gurion zażądał oddania broni Haganie, ale na to rewizjoniści nie mogli się zgodzić. W końcu to oni przez całą wojnę toczyli nierówną wojnę z Brytyjczykami.

Wyszkoleni przed wojną w Polsce kadrowcy Sterna, zasileni dezerterami z armii Andersa, siali terror wśród Arabów i Brytyjczyków. W 1944 r. dwaj zamachowcy Gangu Sterna zabili w Kairze brytyjskiego ministra lorda Moyne’a, który odmówił pomocy w ewakuacji tysięcy węgierskich Żydów, zagazowanych później w hitlerowskich obozach koncentracyjnych pod koniec wojny. Właśnie wtedy do walki z Brytyjczykami powrócił kierowany już przez Begina Irgun, łącząc się z Gangiem Sterna. Matematyczne formuły, wkuwane w Beskidach, przydały się do wysadzenia 22 lipca 1946 r. hotelu King David w Jerozolimie, gdzie mieściło się dowództwo sił brytyjskich w Palestynie. W marcu następnego roku szkoleni przez polską Dwójkę spece od zamachów wypróbowali sposoby demolowania konstrukcji metalowych, wysadzając w powietrze brytyjską rafinerię w Hajfie. W kwietniu 1948 r. w odwecie za ataki na żydowskich osadników żołnierze żydowscy spacyfikowali arabską wioskę Deir Jassin, zabijając 254 mieszkańców. Ostatnim ich wyczynem było zabicie w 1948 r. hrabiego Folke Bernadotte’a, który z ramienia ONZ przybył do Palestyny mediować między walczącymi Żydami i Arabami. Nie pomógł mu fakt, że w czasie wojny uratował on ponad 11 tys. Żydów.

Begin chciał wykorzystać przywiezioną na „Altalenie” broń i ludzi do zdobycia Jerozolimy, która decyzją ONZ znalazła się poza granicami Izraela. Ben Gurion, ten sam, który nazywał Żabotyńskiego Władimirem Hitlerem, obawiał się utworzenia przez rewizjonistów armii niezależnej od rządu nowo powstałego Izraela. Gdy Begin odmówił oddania broni, Ben Gurion kazał swoim oddziałom otworzyć ogień do zakotwiczonego statku. Trafiona kilkoma pociskami „Altalena” zaczęła płonąć, zgromadzona w ładowniach amunicja groziła eksplozją. Żołnierze Irgunu skakali do wody, jednak izraelska armia nie przerwała ostrzału. Na plaży w Tel Awiwie zginęło kilkunastu ludzi Begina, 200 kolejnych aresztowano na rozkaz Ben Guriona. Incydent na całe lata zepchnął prawicowych rewizjonistów na margines życia politycznego w Izraelu. Ben Gurion długo odmawiał zgody na sprowadzenie do Izraela ciała Władimira Żabotyńskiego. – Potrzebujemy żywych, a nie martwych Żydów, nie widzę sensu w mnożeniu grobów w Izraelu – napisał w 1959 roku premier, uzasadniając odmowę. Ostatecznie lider Nowej Organizacji Syjonistycznej spoczął na Górze Herzla w 1964 roku. Menachem Begin musiał czekać aż do 1977 roku, by zostać premierem kraju. Jednak dziś rządząca Izraelem prawicowa partia Likud jest w prostej linii spadkobierczynią syjonistów Władimira Żabotyńskiego, polityka, któremu nie zabrakło determinacji i wyobraźni, by zaciągnąć w Polsce dług honorowy. Dług, który zaważył na losach państwa żydowskiego w Palestynie.

Jakub Mielnik

Źródło: http://www.focus.pl/histo…li-izrael/nc/1/

 

FORT 13

FORT 13

Zamieszczamy historię opublikowaną w książce pt. Twierdza Przemyśl Jana Różańskiego

Legendy i tajemnice fortów

Od czerwca 1915 r. zniszczone forty przemyskie nie przedstawiały już dla Austrii prawie żadnej wartości strategicznej. Wobec zaistniałych kłopotów z zaopatrzeniem w metale nierdzewne, w państwach centralnych i na zajętych przez nie terenach przystąpiono do zbiórki i konfiskaty metali kolorowych. Pomyślano wówczas także o demontażu fortów twierdzy przemyskiej. Na złom zabrano wszystkie działa forteczne i wiele metalowych części z wyposażenia. Akcję tę przerwał dopiero koniec wojny. Po przejęciu Przemyśla przez władze nowo powstałego Państwa Polskiego część fortów, najmniej zniszczonych, przeznaczono na magazyny amunicyjne. Wkrótce wśród żołnierzy pełniących wartę na poszczególnych fortach zaczęły krążyć tajemnicze pogłoski. W forcie VIII („Łętownia”) zawsze o północy na wale okalającym fort zjawiał się podobno – jak utrzymywali „naoczni” świadkowie – żołnierz austriacki w pełnym uzbrojeniu. W kilkanaście lat po przedstawionych w tym tomiku wydarzeniach, w roku 1931, grupa oficerów przechadzających się bez celu po terenie fortów siedliskich dokonała ciekawego odkrycia. Było pogodne popołudnie i w pewnej chwili promienie słońca wpadły w szczelinę wysadzonego muru pod takim kątem, że jeden z oficerów dostrzegł ludzkie szkielety. Byli to żołnierze austriaccy, przyciśnięci betonową ścianą, która pod wpływem czasu lekko się odchyliła. Odkrycie to sprzyjało powstawaniu i szerzeniu się nowych pogłosek o duchach i zjawach, pojawiających się nocą na terenie poszczególnych fortów. Strażnicy forteczni z fortu V (Grochówce) opowiadają, że do 1930 r. przy jego obchodzie nogi ich często zapadały się powyżej kostek w zbutwiałych szczątkach ludzkich, pogrzebanych przed laty płytko, tuż pod powierzchnią Do najciekawszych jednak należy tajemnica fortu XIII („San Rideau”) w Bolestraszycach, jednego z najlepszych i najbardziej nowoczesnych. Po raz pierwszy podana ona została do publicznej wiadomości w 1926 roku przez W. Kohutnicką, która zamieściła na ten temat w czasopiśmie Naokoło Świata specjalny artykuł (Tajemnica fortu nr 13). Artykuł ten przedrukowano w wiele lat później, w roku 1961, w publikacji pt. Tysiąc lat Przemyśla, wydanej z okazji obchodów milenijnych. W 1964 roku sprawę tę podjął także ukazujący się w Moskwie radziecki miesięcznik wojskowy Sowieckij Wojn (Nr 11). A oto powtórzona za W. Kohutnicką – z nielicznymi tylko zmianami i skrótami – sensacyjna relacja z niecodziennego odkrycia: Chcąc zwolnić tereny, zajęte przez bezużyteczne, zniszczone forty, rząd zezwolił prywatnym firmom na ich rozbiórkę. Do rozbiórki fortu XIII („San Rideau”) przystąpiono latem 1923 roku. Za pomocą ekrazytu rozsadzane były jedno piętro po drugim, a wydobywane z nich żelazo i stal – według umowy – szły na korzyść przedsiębiorcy. Tak powoli dobrano się po dwóch tygodniach do parteru. Kiedy korytarz został oczyszczony, robotnicy ujrzeli we wnęce żelazne drzwi, których na planie wcale nie było. Kierownictwo robót zbytnio się tym nie zdziwiło, bo tego rodzaju niespodzianki zdarzały się często. Przypuszczając, że drzwi prowadzą do kanału, kazano robotnikom je wyjąc. Następnie jeden z nich, wiedziony ciekawością, zaopatrzywszy się w latarkę, samotnie zszedł po schodach w dół. Raptem rozległ się jego stłumiony krzyk, tak przejmujący i pełen grozy, że pozostali robotnicy odruchowo rzucili się do drzwi podziemia, gotowi nieść pomoc ciekawemu chłopcu, który mógł wpaść do jakiegoś dołu. Zdarzało się to bowiem innym. Wielkie było jednak ich zdumienie, gdy ujrzeli go na schodach, tuż przy wejściu: leżał bez czapki, z rozwichrzonymi włosami, twarz miał bladą i wykrzywioną w strasznym grymasie, w ręku kurczowo ściskał zbitą latarkę. Wyniesiony na powietrze i ułożony na trawie, zemdlał. Po długich zabiegach i oblewaniu wodą ocknął się na chwilę, wrzasnął i znowu zemdlał. Powtarzało się to kilka razy. Wreszcie przestał mdleć, ale zakrywszy twarz rękami, tarzał się po ziemi i żałośnie skowyczał. Z jego mamrotania i wykrzykników dało się zrozumieć tylko parę słów: „Jakie to straszne, jakie to straszne”. Więcej nic nie mówił. Wszyscy byli przekonani, że nagle postradał zmysły. Został więc wsadzony do samochodu i odwieziony do szpitala. W pół godziny później kierownik robót wraz z czterema robotnikami zeszli do podziemia, by zbadać, jaka była przyczyna przerażenia młodego robotnika. Chłodna mgła gęstniała z każdym stopniem stromych schodków, po których stąpali gęsiego z latarkami w rękach. Na dole ciągnął się długi korytarz, z szeregiem drzwi po obu stronach. Po ich otwarciu stwierdzili, że były to małe celki, nisko sklepione, o potężnych, betonowych ścianach. Wiało z nich pustką, w jednej tylko leżał zardzewiały kociołek i trochę zgniłej słomy. Jakie było przeznaczenie tych pomieszczeń – wówczas jeszcze nie wiedziano. Korytarz kończył się obszerną halą, ze studnią. Stąd wybiegały dwa korytarze, tworząc łącznie z poprzednim literę Y. Robotnicy przeszli do jednego z nich. Tu rozkład był nieco inny, a sale większe, pełne zwojów kolczastego drutu i armatnich łusek. Powietrze było tu jeszcze cięższe, pachniało zgnilizną i amoniakiem. Po obu stronach korytarza było czworo drzwi. W pierwszej sali, najobszerniejszej ze wszystkich, stał szereg stelaży z resztkami prowiantów, całą masą puszek od konserw, butli, skrzynek i worków ze spleśniałymi sucharami. Wszystko to, zmieszane razem i cuchnące, walało się w straszliwym nieładzie, jakby po pogromie. Wśród tych rupieci uganiały się szczury wielkości kotów. W drugim pokoju znajdowały się resztki starego umundurowania i pościeli. Trzecie drzwi były zamknięte. Po ich wyłamaniu, gdy we dwóch weszli do wnętrza sali, zaciekawieni, co tu zastaną, zdrętwieli z przerażenia. W krwawym blasku latarni, na tle szarego betonu, pośrodku beczek, skrzyń i śmieci, stała mara okropna, upiorna, nagi kościotrup, obrośnięty masą splątanych siwych włosów. Nie wiedząc, z kim mają do czynienia, ze zjawą, żywym człowiekiem czy jakimś potworem, nie mogli złapać tchu ani wykrztusić jednego słowa. Dopiero po chwili, gdy z następnej sali nadeszli pozostali robotnicy, krzycząc, że znaleźli w niej ludzki szkielet, upiór na głos ludzki drgnął, podniósł ręce do uszu, skrzywił się, zaczął rytmicznie chwiać się w prawo i w lewo, wydając przy tym chrapliwe jęki. Przybyli robotnicy, dostrzegłszy upiora, z wrzaskiem rzucili się do panicznej ucieczki: za ich przykładem poszli pozostali. Po wyjściu na zewnątrz fortu i uspokojeniu się kierownik robót powiadomił o dokonanym odkryciu policję. Pod wieczór przyjechał ciężarowy samochód, szczelnie wypełniony policją. Byli także żołnierze z oficerem i sędzia śledczy. Zachowując środki ostrożności, ruszyli na miejsce niewiarygodnego odkrycia. Fort został otoczony przez posterunki wartownicze. W niespełna kwadrans ekspedycja wywlokła na światło dzienne owo „monstrum”, trzymając je mocno, żeby nie uciekło. Był to nie upiór, lecz żywy człowiek, tak słaby, że ledwie trzymał się na nogach. Drżał całym ciałem, oczy miał zamknięte, przy każdym dźwięku chwytał się za uszy i jęczał, widocznie cierpiąc bóle. Mówić już nie mógł, wydawał tylko stłumione śpiewne dźwięki i jakieś szmery. Na próżno biedził się sędzia śledczy, usiłując dowiedzieć się jego imienia, nazwiska i wieku. Odwieziono go do szpitala, gdzie tejże nocy skonał. Cała ta niejasna, tajemnicza historia dała powód do różnorodnych i fantastycznych gadek. Opowiadano, że duchy zabitych na wojnie żołnierzy bronią dostępu do fortu, ze wypłoszono szajkę zbójecką, że zjawił się prorok i cudotwórca, który pokutował w podziemiach fortu itp. Dochodzenia policyjne i sądowe wykryły prawdę, nie mniej fascynującą, niż ludzkie wymysły. Skrupulatne badania podziemia wykazały, że dostęp do niego był możliwy tylko przez jedyne drzwi – te, które zostały zawalone w 1915 roku. W momencie wybuchu znajdowało się tam dwóch ludzi, o których prawdopodobnie zapomniano w chaosie dramatycznej walki. Dzięki sprzyjającym warunkom jedna ofiara zdołała utrzymać się przy życiu w ciągu przeszło ośmiu lat i w końcu została nawet „uratowana”. Tyle wykazało śledztwo. Kim byli ci ludzie? Jak żyli, zamknięci w grobowcu? Co cierpieli? Jaki los spotkał tego, po którym znaleziono tylko szkielet? Czy stlał jak świeca? Czy padł ofiarą silniejszego towarzysza? Czy może sam skończył swoje smutne życie? Spośród najrozmaitszych rupieci jeden z robotników wywlókł skrzynkę od konserw, którą rzucił na dziedziniec, wysypując jej ubogą zawartość: nóż, zapałki, ołówek i zeszyt. Z owego zeszytu wypadła fotografia. Była to wyblakła podobizna młodej kobiety. Na odwrotnej stronie ocalało kilka słów dedykacji w języku rosyjskim: …strzeże Bóg i moja miłość… wszędzie z Tobą… zawsze Twoja… 25/VII – 1914. Zeszyt w ceratowej okładce był księgą austriackiego podoficera prowiantowego, gdyż kilkanaście jego stron zajmowały rachunki żywnościowe, tabele i odpisy dotyczące rozkazów. Dalej jednak zaczynały się zapiski w języku rosyjskim. Z początku ładny, wyrobiony charakter, stopniowo przechodził w okropną bazgraninę. W dodatku wskutek wilgoci – zeszyt zapisano chemicznym ołówkiem – stronice zrobiły się podobne do map geograficznych, miejscami prawie nieczytelne. To, co z wielkim trudem udało się odczytać, ułożone w porządku chronologicznym brzmi jak następuje:

„Nie wiem już, ile dni upłynęło od tego nieszczęśliwego ranka, kiedy najniespodziewaniej dostaliśmy się do austriackiej niewoli – ja i sztabskapitan Nowikow. Te dziwne warunki, w których obecnie żyjemy, uniemożliwiają mi wszelką rachubę czasu. Zanotuję więc bieg wypadków w ich kolejności. Po tradycyjnym zbadaniu i obrabowaniu nas zostaliśmy umieszczeni w małej celce podziemnych katakumb fortu. Nie upłynęła doba prawdopodobnie, bo dostaliśmy tylko dwa razy jeść, gdy stało się coś, czego dotychczas nie rozumiem. Oto w pewnej chwili rozległy się straszliwe pioruny, zatrzęsło się i zatrzeszczało całe nasze podziemie… Fort widocznie rozpadał się. Rzucony na chłodny beton i pewny już śmierci, nie żałowałem życia i ludzi, tylko… …ziemia jęknęła jak wielkie zwierzę i później przeciągle huczała. Cierpi ból – a ludzie nie wiedzą – przemknęła mi myśl, szybka, ostra i jasna jak błyskawica. Czułem, że to ostrze potrafi wszystko przeniknąć i dlatego myśl jest prawdziwa. Długo jeszcze rozlegały się grzmoty i drżenie ziemi, ale już dalekie i obce. Wsłuchując się w te niesamowite dźwięki, snuliśmy najrozmaitsze domysły, zaczynając od ewentualności wulkanicznych wybuchów i trzęsienia ziemi, a kończąc na bombardowaniu fortecy przez lotników Ententy. Byliśmy zgodni co do tego, że musiało zajść coś poważnego, tym bardziej że nikt do nas nie zaglądał przez tyle czasu i nie dochodziły nas żadne odgłosy. Znękani głodem i pragnieniem, wyłamaliśmy drzwi w naszej celi, usiłując wydostać się na wolność lub przynajmniej przypomnieć o swoim istnieniu, ale na próżno.. Żelazne drzwi nie ustępowały, a wołanie było bezskuteczne. Błądząc po omacku w poszukiwaniu innego wyjścia, natrafiliśmy w podziemiu na studnię i dość bogate magazyny: prowianty i mundury, widocznie dla załogi fortu. Oprócz rozmaitych wiktuałów w konserwach znaleźliśmy rum, tytoń, świece i zapałki. Używamy tego po trochu, obawiając się austriackich władz, ale. trudno, same winne, pozostawiwszy nas tu bez żadnej opieki. Sądząc z zarostu twarzy, musiało upłynąć jeszcze ze dwa tygodnie. Cały ten czas spędziliśmy na najrozmaitszych próbach wydostania się z więzienia. Niestety, ani żelazne drzwi, ani betonowe ściany nie uległy naszym dziecinnym narzędziom, zrobionym z blachy i mosiężnych łusek. Kaleczyliśmy tylko ręce, padaliśmy ze zmęczenia, przeklinaliśmy w najstraszliwszy sposób, płakaliśmy jak dzieci. Wreszcie doszliśmy do wniosku, że nie wydostaniemy się sami, lecz musimy spokojnie czekać, przecież przypomną sobie o nas… Żyjemy tylko nadzieją… Opowiedzieliśmy sobie wszystkie tajemnice swego życia, rzeczywiste i urojone, skrytykowaliśmy wszystkie czytane książki i dzieje świata, graliśmy w najrozmaitsze gry, urządzaliśmy przedstawienia teatralne, polowaliśmy na szczury, walcząc o rekord, wreszcie znienawidziliśmy się… Nie mamy ani dnia, ani nocy… Jednostajność wrażeń… wieczna ciemność i cisza, mdły zapach, wilgotne ściany i konserwy. Przygniatający bezwład czasu… …chwila i miesiąc niczym się nie różnią, zawierają jednakową treść, pustka, nicość… Znaleźliśmy zajęcie. Nowikow pije na umór, a ja pracuję przy swoim zegarze. Zrobiłem go sam: ustawiłem na beczce kocioł, nalałem doń wody i wydrążyłem w dnie otworek, zacząłem rachować własny puls, przyjmując każde 70 uderzeń za minutę. W miarę tego jak obniżał się poziom wody w kotle zaznaczałem na ścianach kwadranse i godziny. Kiedy wszystka woda wyciekła, obliczyłem kreski i przekonałem się, że cała operacja zajęła mi jedną i pół doby. Odtąd wciąż czuwam nad swoim zegarem, słucham plusku kropelek, śledzę poziom wody i przelewam ją z beczki do kotła: cieszę się myślą, że dokonywam pracy, choć pozornie jednakowej, ale różnej w swojej tajemnej treści. Wylałem 90 beczek wody, a Nowikow wypił wszystek rum. Trzeźwy i ponury chodził po korytarzu. Obliczył rozchód sucharów i bluznął cyniczną prawdę, przed którą broniliśmy się prawie dwa lata: w tym grobie nie ma żadnej nadziei, czeka nas głodowa śmierć, obłęd… Był bez litości dla mnie, bo nie miał jej dla siebie: blachą poderżnął sobie gardło i długo rzęził, miotając się we własnej krwi. Zamknąłem trupa w sali. Pozostałem sam. Słuchałem, jak gra cisza niby organy kościelne… …latały języki światła, a później… …blask, dzwony i chór. Nie spałem, cisza dźwięczy, a ciemność świeci… …405 beczek. Śniło mi się, że byłem w swoich rodzinnych stronach, matka, siostra… ciepły słoneczny dzień, zapach kwiatów… daleko horyzont nieba… tyle cudnych barw i ona mówiła, że nie zapomniała i kocha. 530 beczek. Znowu śniłem piękne obrazy świata, wolności i ludzi. Nie chciałbym budzić się ze snu: wolałbym pozostać zawsze w szczęśliwym świecie złudy, niż zgrzytać zębami na jawie. 702 beczki… Przestawiam porządek świata, w obronie życia: sen jest moją rzeczywistością, a rzeczywistość – ciężkim snem. Nie znoszę go, bo dręczy mnie, ale ciało ma swoje wymagania, zresztą jem i piję bardzo mało… Zasypiam natychmiast, kiedy tylko o tym pomyślę. 1001 beczka ciszy i ciemności dały mi więcej, niż może dać ludziom tyleż arabskich nocy. To, co kiedyś układało się dowolnie w migawkowe obrazy podczas snu i gorączki, widzę teraz plastycznie, na jawie. Moja świadoma wola tworzy nowe kształty, wśród których obcuję. Niczym nie kalałem teraz mojej grobowej ciszy i ciemności, nie przelewam wody w swoim zegarze, nie jem, nie piję i nie odczuwam żadnego pragnienia. Jestem panem przestrzeni i czasu: mknę w przestworzach z gwiazdy na gwiazdę, rozkazuję żywiołom, wchłaniam wszystkie dźwięki, barwy i aromaty oświata, zmieniam kształty, ginę i rodzę się. Nie znam żadnych granic i zakazu, bo wszystko ulega mojej woli, której jestem panem. Błogosławię mury mego grobowca, bo w nich zaznaję najwięcej wolności i życia. Radość rozsadza mi piersi, próżno silę się ująć uczucie w słowa, które są dalekim echem. Ale już gaśnie moja ostatnia świeca”.

Na tych słowach kończy się pamiętnik, a zarazem relacja autorki Tajemnicy fortu nr 13.

fort fort1

Ponary – Litewskie ludobójstwo

Chcę przypomnieć Ponary jako miejsce o którym nie wiele się mówi, a wielu w ogóle o nim nie słyszało. Ku pamięci tam pomordowanych Polaków. Zawsze staram się przypominać o Ponarach gdy mówi się o Katyniu. Tak to już jest że we współczesnej Polsce jedne zbrodnie na Polakach się nagłaśnia bo jest to politycznie poprawne a inne zostawia w zapomnieniu po przez zamilczenie, bo te nie wpisują się w politpoprawność. Do tych przemilczanych o których się nie chce mówić na pewno nalezą litewskie Ponary i ukraińskie ludobójstwo. Trzeba tez zaznaczyć wielki wkład w sprawę Ponar Heleny Pasierbskiej.

http://www.youtube.com/watch?v=OLmdY_F0_iQ

„Tylko dlatego, że byliśmy Polakami”
12 maja – Dzień Ponarski

ponary

Doły śmierci

Obok kłamstwa katyńskiego istniało też kłamstwo Ponar – największego miejsca kaźni Polaków na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej. Jednak o ile każdy z Polaków zna grozę dołów katyńskich, o tyle zbrodnia ponarska zupełnie nie istnieje w świadomości narodowej, a kolejne rządy po 1990 r. bardzo mało zrobiły w tej sprawie. A przecież doły ponarskie są jeszcze bardziej przerażające, bo umierali w nich nie tylko dorośli mężczyźni, lecz także kobiety, dzieci i młodzież.
W 1940 r. Sowieci zaczęli w Ponarach pod Wilnem budowę bazy paliw płynnych dla samolotów. Zrobili pięć ogromnych wykopów. W okresie okupacji niemieckiej nad te doły Litwini spędzali ofiary – Polaków i Żydów – i rozstrzeliwali je z broni maszynowej. Od lipca 1941 r. do lipca 1944 r. zamordowano w ten sposób około 100 tysięcy ludzi! Życie straciło kilkanaście tysięcy niewinnych Polaków, prawdopodobnie około 20 tys. – zginęli tylko dlatego, że byli Polakami.
Ludobójstwa w Ponarach dokonywał podległy niemieckiemu gestapo litewski Ochotniczy Oddział Strzelców Ponarskich, zwany Ypatingas Burys. Rekrutował się głównie z członków paramilitarnej organizacji nacjonalistycznej Lietuvos Szauliu Sajunga (Związek Strzelców Litewskich), której liczebność w 1940 r. osiągnęła 62 tysiące. Polacy nazywali ich w skrócie szaulisami – od litewskiego słowa „s~Jaulis” – strzelec.
Mordy na Polakach dotyczyły najwartościowszych przedstawicieli społeczności polskiej: inteligencji, duchowieństwa, żołnierzy i oficerów Armii Krajowej oraz innych organizacji niepodległościowych. Szczególna gorliwość Litwinów – budujących chore wizje „wielkiej Litwy” pod parasolem „tysiącletniej Rzeszy” – w mordowaniu Polaków wynikała z antypolskiej propagandy nacjonalistycznej, wspieranej umiejętnie przez Niemców. Społeczność litewska w przedwojennym Wilnie stanowiła zdecydowaną mniejszość: niewiele ponad 2 proc. W zbrodniczych umysłach zrodził się więc straszny plan: wystarczy zabić część Polaków, pozostałych zastraszyć i zmienić im nazwiska, a miasto stanie się „czysto” litewskie. Informowały o tym na bieżąco raporty Delegatury Rządu RP na Kraj: „Litwini zawiedzeni w swych nadziejach przez Niemców jeszcze bardziej pragną zemsty nad pokonanymi Polakami. Stale grożą, że po wymordowaniu Żydów przyjdzie kolej na Polaków” (maj 1942). „Wileńszczyzna w dalszym ciągu jest terenem najcięższego na obszarze ziem wschodnich Rzeczypospolitej terroru politycznego, w którym Litwini prześcigają się z Niemcami” (sierpień 1942).

Ponary1

Polacy mordowani w Ponarach przechodzili najpierw okrutne śledztwo, najczęściej w więzieniu na Łukiszkach lub w areszcie gestapo przy ul. Ofiarnej w Wilnie. Stamtąd przewożono ich ciężarówkami na miejsce zbrodni. Zachowane relacje budzą do dziś lęk i grozę. Na przykład grupie polskich harcerek kazano rozebrać się do naga, następnie puszczono psy, by rozszarpały ofiary, które potem dobijano nad dołami ponarskimi.
Przez dziesięciolecia komunizmu budowano pracowicie w Związku Sowieckim gmach kłamstwa ponarskiego. Stawiano pomniki, z których wynikało, że ofiarami zbrodni byli obywatele sowieccy!
Na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie mieszkają tysiące Polaków. To im przede wszystkim należy się pełna prawda o Ponarach i jasne stanowisko władz litewskich wobec tej zbrodni. Tu nie ma miejsca na „politykę”. Prawda o Ponarach musi też trafić do polskich podręczników szkolnych i stać się częścią narodowej świadomości. To nie jest tylko sprawa Stowarzyszenia „Rodzina Ponarska” i dzielnej strażniczki pamięci – pani Heleny Pasierbskiej-Wojtowicz z Gdańska.
Mamy nadzieję, że strony ponarskie „Naszego Dziennika”, publikowane w Dniu Ponarskim – ustanowionym na pamiątkę największej egzekucji polskiej młodzieży 12 maja 1942 r. – przyczynią się do tego dzieła.
Szczepan Surdy

——————————————————————————–

Oddali życie za Boga i Ojczyznę
Relacja Piotra Wróblewskiego, więzionego na Łukiszkach alumna Wileńskiego Seminarium Duchownego

„Któregoś dnia, wiedziony z kolegami do łaźni mijałem się z grupą chłopców potwornie skatowanych. – To uczniowie gimnazjum Mickiewicza i Słowackiego – usłyszałem czyjś głos obok. Jeden z nich ledwie się poruszał, pochylony z twarzą poranioną i opuchniętą. Jego ręce omalże sięgały ziemi. (…) – Nie boicie się śmierci? Nie żal wam życia? Kim ty jesteś? – pytałem. Padło nazwisko, bodajże Kowalewicza i głos po chwili milczenia spokojnie, odważnie przekazywał dalej coś w rodzaju testamentu: ‚Słuchaj, kimkolwiek jesteś, wiedz, że wyrok śmierci nie pokonał żadnego z nas. Solidarni i świadomi wagi chwili oddajemy życie za Boga i Ojczyznę. Wierzymy, że to, o co walczyliśmy, nie zginie. Sprawę podejmą inni… Polska powstanie wolna i niepodległa… Powiedz to innym… Nie załamał się nikt. Wierzymy, że naszym życiem, naszą śmiercią rozporządza Opatrzność, więc jesteśmy spokojni i ufni'”.

Fragment dziennika Kazimierza Sakowicza, oficera Armii Krajowej, który od lipca 1941 r. do śmierci 5 lipca 1944 r. (został śmiertelnie raniony przez litewskich policjantów) prowadził zapiski dotyczące zbrodni w Ponarach

„17 września – piątek, 1943 r. Około 8 rano dowiaduję się, że na bazę zajechała przed chwilą ciężarówka, szczelnie zakryta. Idę na przejazd. Koło bramy na bazę stoi gestapowiec. Na bazie cicho. Wkrótce jednak pada salwa (gdzie jama Rudzińska). Znów cicho, znów salwa; czas mija. Ogółem 5 salw. Słyszę, że pracuje motor; aha, to znak, że koniec i że wracają. Wkrótce ciężarówka mija przejazd; z tyłu widać, jak Litwini oglądają rzeczy skazańców. Przysypani zostali bardzo nieznacznie, tak że pod cienką warstwą żółtego piasku wyraźnie rysowały się tułowia zamordowanych. (…) Po pewnym czasie z bazy wracają 2 szaulisi. Zaczyna się rozmowa. Cóż okazuje się, że strzelali ‚polskich adwokatów i doktorów’! Strzelano po dwóch naraz, rozebranych. Trzymali się fajnie, nie płakali i nie prosili, tylko żegnali się ze sobą i przeżegnawszy się – szli. Łachy prawie wszystkie pojechali, zostały się m.in. buty ‚eleganckie, długie buty’ i jeszcze coś trochę – informuje szaulis, bratanek Kułaskis ze Skorbucian, zaufanego Litwina, stałego odbiorcy rzeczy pomordowanych, którego brat rozstrzeliwuje”.

——————————————————————————–

Jeśli zapomnimy o nich… Doktor Kazimierz Pelczar
Profesor Konrad Górski napisał: „Ktokolwiek mówiłby o Kazimierzu Pelczarze rzeczy nie tylko dobre, ale najlepsze z możliwych, nie powinien być posądzony o przesadną idealizację…”.

15 września 1943 r. został zastrzelony w Wilnie, z wyroku sądu specjalnego Armii Krajowej, niejaki Marianas Padabas – inspektor policji litewskiej, konfident gestapo, odpowiedzialny za śmierć wielu młodych polskich konspiratorów. Wydarzenie to zostało wykorzystane przez Niemców i współpracujących z nimi Litwinów do akcji specjalnej skierowanej przeciwko polskiej inteligencji w Wilnie. Aresztowano 100 osób jako zakładników. Już 17 września dziesięciu z nich Litwini zamordowali w Ponarach. Byli to: Mieczysław Engiel (adwokat), Eugeniusz Biłgorajski (kapitan WP), Kazimierz Iwanowski (por. WP), Kazimierz Antuszewicz (inżynier), Włodzimierz Manrik (urzędnik), Mieczysław Gutkowski (profesor USB), Stanisław Grynkiewicz (urzędnik skarbowy), Tadeusz Lothe (urzędnik), Aleksander Orłowski (technik budowlany) oraz Kazimierz Pelczar.
Doktor Kazimierz Pelczar był wybitnym lekarzem, zajmującym się m.in. nowotworami złośliwymi. Znany i szanowany w świecie lekarskim w całej Europie, doktoryzował się na UJ w Krakowie, w Berlinie i w Paryżu. Utworzył w Wilnie Zakład Leczniczo-Badawczy dla Chorych na Nowotwory, „który był jakby jego darem dla najbiedniejszych z biednych, chorych na różne postacie nowotworów, skazanych w owym czasie na zagładę, okrutnie cierpiących” (L.J. Kłoniecki). Znany był także w świecie medycznym z licznych publikacji poświęconych gruźlicy, gośćcowi, dusznicy bolesnej i cukrzycy. Po wybuchu wojny otrzymał propozycje wyjazdu m.in. do Londynu. Odmówił. Zorganizował, korzystając ze swych kontaktów zagranicznych, znaczącą pomoc dla poszkodowanych, zwłaszcza dzieci, w ramach Komitetu Polskiego Pomocy Ofiarom Wojny oraz Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Współpracował ze służbami sanitarnymi Okręgu Wileńskiego AK. Pośpiech, z jakim go zamordowano kilka godzin po aresztowaniu, trudno racjonalnie zrozumieć: umiejętności i kompetencje medyczne dr. Pelczara mogły być przydatne także Litwinom. Przeważyła jednak nienawiść do doktora jako Polaka. W chwili śmierci miał 49 lat.
psz

——————————————————————————–

Jeśli zapomnimy o nich…Ksiądz Romuald Świrkowski
5 V 1942 r. zamordowano w Ponarach ks. Romualda Świrkowskiego, proboszcza parafii Św. Ducha w Wilnie, przedstawiciela Kurii Arcybiskupiej w Okręgu Wileńskim ZWZ-AK. Przed wojną był sekretarzem Akcji Katolickiej w archidiecezji wileńskiej.

Od 1911 r. ks. Świrkowski był proboszczem parafii Rukojnie, potem w Szczuczynie, Miorach i Słonimie. Wszędzie służył z wielkim sercem. Poza obowiązkami duszpasterskimi rozpowszechniał prasę katolicką, zakładał biblioteki parafialne, organizował teatrzyki amatorskie, prowadził kursy, wycieczki, imprezy sportowe. Pomagał zdolnej młodzieży i organizował akcje charytatywne.
W 1936 r. został sekretarzem archidiecezjalnym Akcji Katolickiej i kapelanem Sióstr Wizytek przy kościele Najświętszego Serca Jezusowego i św. Franciszka Salezego przy Rossie. Podczas okupacji sowieckiej w mieszkaniu księdza odbywały się spotkania konspiracyjne.
Tuż przed wkroczeniem Niemców do Wilna ks. Świrkowski został proboszczem parafii Św. Ducha obejmującej centrum miasta. Dalej brał udział w działalności konspiracyjnej i pomagał Żydom z pobliskiego getta. Za to został aresztowany 15 stycznia 1942 r.
W więzieniu na Łukiszkach siedział w jednej celi z ks. Stanisławem Bielawskim, który wspominał: „Kilka dni po aresztowaniu wzięto go na badanie, po którym wrócił skatowany. Oskarżono go o przynależność do kierownictwa wileńskiego AK”.
Ksiądz Romuald Świrkowski został rozstrzelany razem z dużą grupą młodzieży. Na miejscu kaźni ukląkł i modląc się, zwrócony twarzą ku przywiezionym razem z nim chłopcom, czynił znak krzyża. W takiej pozycji dosięgły go kule litewskich szaulisów.
Kilka dni później na plebanię kościoła Św. Ducha przyniesiono portmonetkę, a w niej kartkę ze słowami: „Wiozą nas na Ponary – ks. Świrkowski”. Wyrzucił ją w czasie drogi na stracenie, by dać znak. Później dostarczono przyjaciołom skrwawioną i przestrzeloną stułę kapłana, znalezioną w Ponarach.
psz

——————————————————————————–

Wierni Polsce
W ponarskich dołach mordowani byli nie tylko pojedynczy Polacy, ale również całe rodziny, prześladowane za swą patriotyczną postawę przez wszystkich okupantów, którzy kolejno w latach II wojny światowej rządzili Wilnem: Litwinów, Sowietów, Niemców. Oto losy jednej z nich.

Wileńska historia rodziny Warachowskich, pochodzącej z centralnej Polski, z okolic Płocka, gdzie posiadali majątek Zegartowice, utracony w okresie powstań w XIX w., to przede wszystkim historia trojga rodzeństwa mojego dziadka Adama Warachowskiego: jego dwóch sióstr i brata, oraz ich najbliższych.
Przemysław Warachowski był najmłodszym bratem Adama. W czasie okupacji sowieckiej, a później niemieckiej prowadził działalność konspiracyjną w szeregach Armii Krajowej. Był oficerem, przyjął ps. „Witeź”. Również jego dwie siostry: Bożenna Gortowa ps. „Goplana” i Stanisława Tobjaszowa, a także jej mąż Józef Tobjasz ps. „Niemirycz” należeli do AK.
Najwcześniej, bo już jesienią 1939 roku rozpoczął działalność konspiracyjną mąż Bożenny, Toedor Gorta. Był dyrektorem Liceum Handlowo-Administracyjnego, wielu jego uczniów i uczennic składało na jego ręce przysięgę akowską, m.in. siostrzeniec Stefan Tobjasz, zamordowany przez Niemców. Po wkroczeniu wojsk sowieckich do Wilna w 1940 roku Teodorem zainteresowało się NKWD. Wczesną wiosną 1941 roku wuj został aresztowany i uwięziony na Łukiszkach. Stamtąd wywieziono go na wschód, gdzie ślad po nim zaginął.
Bożenna Gortowa kontynuowała działalność konspiracyjną razem z bratem Przemysławem Warachowskim i szwagrem Józefem Tobjaszem. Prowadziła m.in. ewidencję żołnierzy AK. Dom rodzinny Gortów i Tobjaszów przy ul. Połockiej 9 na Zarzeczu był ważnym miejscem kontaktowym, punktem odpraw łączników z Wilna i z terenu (m.in. Bolesława Skoczkowskiego zamordowanego później w Ponarach), kolportażu prasy podziemnej; tu odbywały się też konspiracyjne narady.
Za swoją działalność niepodległościową Bożenna Gortowa od 13 czerwca do 30 listopada 1942 roku była więziona na Łukiszkach.
Przemysław Warachowski ps. „Witeź”, urodzony w 1907 roku, ukończył w Wilnie Instytut Nauk Handlowo-Gospodarczych. Pracował w Dyrekcji Lasów Państwowych w Białowieży. Uciekając jesienią 1939 r. z żoną i trzema synkami przed bolszewikami, zatrzymał się u swojej siostry Bożenny Gortowej w Wilnie. Podjął działalność konspiracyjną w szeregach ZWZ-AK, współpracując najściślej z Józefem Tobjaszem.
Józef Tobjasz, urodzony w 1905 roku w Mińsku Litewskim, pracował jako nauczyciel, studiując jednocześnie na Wydziale Prawa i Nauk Społecznych na Uniwersytecie im. Stefana Batorego. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku. Dostał się do niewoli sowieckiej do obozu w Kozielsku. Został jednak zwolniony, gdyż nie posiadał stopnia oficerskiego. Wrócił pieszo do domu na początku grudnia 1939 roku, krańcowo wyczerpany i zagłodzony. Od września 1940 roku był wychowawcą klasy maturalnej w Gimnazjum Ojców Jezuitów przy ul. Wielkiej. Uczniowie lubili go i cenili. 21 czerwca 1941 roku, w przeddzień wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, Józef Tobjasz wraz z prof. Ananiaszem Rojeckim w pośpiechu zwołali radę pedagogiczną dla zatwierdzenia zdanych egzaminów i wystawienia świadectw. Pośpiech okazał się uzasadniony – parę godzin później na Wilno spadły pierwsze bomby niemieckie.
Józef Tobjasz został bez pracy. By utrzymać rodzinę, razem z jednym z wykładowców Uniwersytetu im. Stefana Batorego podjął się piłowania drzewa.
Dnia 23 kwietnia 1942 r. Niemcy aresztowali Józefa Tobjasza, a sześć dni później, 29 kwietnia – Przemysława Warachowskiego. Zostali uwięzieni na Łukiszkach i poddani torturom w celu wymuszenia zeznań i podania nazwisk członków AK. Szczególnie Przemysław był bity do nieprzytomności, po przesłuchaniach dwaj strażnicy zaciągali go nieprzytomnego do celi. Ani on, ani Józef nie wydali nikogo.
Dnia 3 grudnia 1942 roku o świcie Józef Tobjasz i Przemysław Warachowski, wraz z 15 innymi żołnierzami AK (m.in. J. Cebrowskim i A. Guzińskim), zostali zamordowani w Ponarach. Przemysław miał lat 37, Józef – 39.
Bożena Bargieł

——————————————————————————–

„Tak bardzo chciałabym, by młodzi Polacy poznali uczucia swoich rówieśników sprzed lat, by choć przez chwilę byli z nami…” W pełnym świetle prawdy
Rozmowa z Heleną Pasierbską-Wojtowicz

Wykonała Pani ogromną pracę dla upamiętnienia patriotów polskich zamordowanych w Ponarach: książki i inne publikacje, liczne tablice pamiątkowe w kościołach; jest Pani założycielką i prezesem Stowarzyszenia „Rodzina Ponarska”. Od ponad 20 lat zbrodnia ponarska stała się głównym tematem Pani życia.

– To prawda, od wielu lat żyję wspomnieniami o tych, którzy umierali nad dołami ponarskimi. Wiele z tych osób znałam osobiście – przede wszystkim ludzi tak jak ja wówczas bardzo młodych. Nie mogę się pogodzić z myślą, że mogliby zostać kiedyś zapomniani. Aż się prosi, by zacytować w tym miejscu Adama Mickiewicza: „Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie…”. Przecież te słowa też odnosiły się do młodzieży wileńskiej, tyle tylko że z początków XIX wieku. Mam przed oczyma twarze, gesty, strzępy słów. Słyszę ciągle kazanie ks. Hlebowicza w kościele św. Anny i słyszę nasz wspólny śpiew: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie…”. Tak bardzo chciałabym, by obecni młodzi Polacy poznali uczucia swoich rówieśników sprzed lat, by choć przez chwilę byli z nami. Przede wszystkim jednak pragnę, by zbrodnia ponarska była postawiona w pełnym świetle prawdy, bez światłocieni: „Niech słowa wasze będą tak za tak, nie za nie…”. Boli mnie, że Episkopat Litwy, wyrażając w imieniu narodu litewskiego skruchę za zbrodnię ponarską, pomija słowo „Polak”, ograniczając tę skruchę tylko do ofiar żydowskich. Boli mnie, gorszy i oburza, że w niektórych środowiskach litewskich zbrodniczy kolaboranci Hitlera przedstawiani są jako postacie „tragiczne” lub wręcz jako bohaterowie narodowi!

Niektórzy mają Pani za złe, że pomniejsza Pani znaczenie ofiar żydowskich w Ponarach.

– Tak mogą mówić tylko ci, którzy nie znają moich książek i nie chcą zrozumieć tego, co nieustannie od lat powtarzam: Żydzi w Ponarach ginęli w ramach zbrodniczej akcji zagłady prowadzonej w całej Europie. To są ofiary niemieckiego szaleństwa, zasługujące na głębokie współczucie i pamięć – tym bardziej że byli obywatelami Rzeczypospolitej. Liczbę zamordowanych w Ponarach Żydów szacuję na 56 tysięcy. Poświęciłam im rozdział w swej książce o Ponarach pt. „Wileńskie Ponary”. Mówi o nich cały świat. A kto się zajmie kilkunastoma tysiącami Polaków, którzy ponieśli tam męczeńską śmierć, przeszedłszy przedtem przez śledztwo na Łukiszkach? W polskojęzycznej encyklopedii multimedialnej (onet.pl) hasło „Ponary” objaśnia się następująco: „Miejscowość na Litwie, w pobliżu Wilna. W okresie od lipca 1941 do lipca 1942 Niemcy zamordowali tu 70-100 tysięcy Żydów, głównie z Wilna i okolic”. Tylko tyle! Nikczemność czy głupota? A przecież internet to wspaniałe narzędzie, którym zainteresowana jest młodzież. Gwoli sprawiedliwości dodam, że – na szczęście – fatalna notatka w encyklopedii multimedialnej nie jest jedyną internetową wzmianką o Ponarach.

Pani mogła też podzielić los zamordowanych Polaków w Ponarach… Zrządzeniem Opatrzności po siedmiu miesiącach śledztwa na Łukiszkach wyszła Pani na wolność. Czym Pani tłumaczy swoje ocalenie?

– Widocznie nikt mnie nie wsypał w śledztwie, nie potwierdził mojego udziału w konspiracji, a podczas aresztowania nie znaleziono przy mnie żadnych „dowodów”. Od początku powiedziałam sobie, że bez względu na okoliczności nie przyznam się i nie dam się nabrać na obietnice: „Przyznaj się, to cię wypuścimy”. Wprowadził mnie do konspiracji Przemysław Warachowski „Witeź”. Zanim zamordowano go 3 grudnia 1942 r., przeszedł okrutne śledztwo. Nikogo nie wydał. Może więc to jemu zawdzięczam ocalenie? A może po prostu Pan Bóg ocalił mnie, bym mogła teraz wypełnić swą misję? Tym bardziej muszę zrobić teraz wszystko dla tych, którzy poszli na śmierć.

Co szczególnie zapamiętała Pani ze śledztwa na Łukiszkach?

– To byłby temat na osobną, długą rozmowę. Pamiętam twarz doc. dr Wandy Rewieńskiej, geografa z USB, i słyszę do dziś głos litewskiej strażniczki: „Rewieńska do księdza!”. Po powrocie ze spowiedzi powiedziała: „Jadę na Ponary. Na śmierć…”.
Więźniów przesłuchiwali Litwini i Niemcy, mnie wyłącznie Litwini. Pytali nieustannie o przynależność do organizacji, kontakty, nazwiska. Byli brutalni i prymitywni. Mój śledczy był ciągle pijany.

Jak Pani myśli, skąd brała się u tych ludzi taka nienawiść do Polaków i Żydów?

– Wiele razy zadawałam sobie pytanie, gdzie leży przyczyna tylu zbrodni i niegodziwości. Po latach dochodzę do wniosku, że Litwini byli święcie przekonani o ostatecznym tryumfie Hitlera. Postawili na niego i na swoją przyszłość u jego boku. A ponieważ zwycięzcy nie muszą się z niczego tłumaczyć, nie spodziewali się, że kiedyś przyjdzie czas rozliczeń. Żydzi zabierali ze sobą w drodze do Ponar wszystko, co mieli najcenniejsze. Nie wiedzieli, że idą na śmierć. Zabijano ich nagich (podobnie jak Polaków). Był więc dodatkowy motyw morderczej gorliwości – rabunek.

Założyła Pani Stowarzyszenie „Rodzina Ponarska” i jest Pani jego prezesem. Jakie są cele „Rodziny”?

– Jak pan wie, działa w Polsce „Rodzina Katyńska”. To piękna, mądra idea. Czym różni się dół ponarski od katyńskiego? Tym, że jest jeszcze bardziej przerażający, bo umierali w nim nie tylko mężczyźni – wojskowi, gotowi zawsze na śmierć (choć nie tak haniebną). „Rodzina Ponarska” skupia ludzi bliskich Polakom zamordowanym w Ponarach: rodzeństwo, córki i synów, krewnych, przyjaciół. Chcemy zebrać jak najwięcej dokumentów i relacji dotyczących zamordowanych Polaków. Mimo upływu tylu lat ciągle otrzymuję nowe materiały, więc nie uważam swej misji za zakończoną. W nowych wydaniach moich książek pojawią się nowe treści. Ponadto za swoje zadanie uważamy upamiętnianie ofiar. Dzięki staraniom „Rodziny Ponarskiej” mamy już tablice w warszawskim kościele dominikanów przy ul. Freta, w bazylice NMP (kaplica Ostrobramska) w Gdańsku, w kościele Św. Ducha w Białymstoku, w kościele Ojców Dominikanów w Lublinie i Poznaniu, w Sanktuarium Nowych Męczenników (kaplica ks. Jerzego Popiełuszki) w Bydgoszczy, w kościele MB Ostrobramskiej w Olsztynie, w kościele garnizonowym we Wrocławiu, w kościele NMP przy ul. Świętojańskiej w Gdyni, w kościele św. Jacka w Słupsku, gdzie pomogło nam Towarzystwo Miłośników Wilna i Grodna. To samo Towarzystwo ufundowało tablicę w Toruniu (kościół Ojców Jezuitów). Wileńscy akowcy ufundowali tablice w Szczecinie (ul. Słowicza) i w Łodzi.

To bardzo dużo. Dlaczego więc, Pani zdaniem, tylko co dziesiąty zapytany na ulicy człowiek wie cokolwiek o Ponarach?

– Jest pan optymistą. Byłoby dobrze, gdyby wiedział co dziesiąty… Połowa z tych, którzy cokolwiek wiedzą, ma takie o Ponarach pojęcie jak autor cytowanego hasła z encyklopedii multimedialnej. O Ponarach nie mówi się w szkołach na lekcjach historii. To zasadnicza przyczyna ignorancji. Na przeszkodzie stoją źle, powierzchownie rozumiane tzw. stosunki dobrosąsiedzkie z Litwą. A przecież milczenie przynosi dokładnie odwrotny skutek: Litwini nas nie szanują i są wobec nas nieufni. Ile razy trzeba powtarzać, że tylko prawda nas wyzwoli? Czy można budować na kłamstwie i przemilczeniach? Czy domaganie się oficjalnego „przepraszam” jest żądaniem „antylitewskim”?

Jak Pani ocenia zaangażowanie oficjalnych polskich czynników w ujawnianiu okoliczności zbrodni ponarskich i upamiętnieniu ofiar?

– Oceniam je jako dalece niewystarczające. Co prawda przed trzema laty postawiono w Ponarach nowy krzyż i zbudowano kwaterę polską z nazwiskami niektórych zamordowanych, a ówczesny premier napisał, że „obok kłamstwa katyńskiego istniało też kłamstwo Ponar”, że to „trudna sprawa między narodami Polski i Litwy”, ale „nie możemy udawać, że zbrodni tej dokonali ‚nieznani sprawcy’; większość z nich jest znana, i to z nazwiska”. Na tym się jednak skończyło. Od dwóch lat IPN prowadzi niezakończone jeszcze śledztwo, z którym wiążemy pewne nadzieje. Wiążemy też nadzieje z działalnością edukacyjną, popularyzatorską IPN. Spodziewamy się, że konferencja w Gdańsku, która odbyła się 9 maja 2003 r., jest dopiero jej początkiem.

W jaki sposób można pomóc w działalności „Rodziny Ponarskiej”?

– Czekamy na przyjaciół popierających naszą działalność. Nie tylko rodziny ofiar mogą być z nami. Zapraszamy do Stowarzyszenia i do wspierania nas – czy to przez uczestnictwo w konferencjach, w uroczystościach, czy przez składkę na działalność – każdego Polaka, któremu leży na sercu, by prawda o Ponarach zajaśniała pełnym blaskiem. Zainteresowanych proszę o kontakt telefoniczny: (58) 556 61 59. Apeluję też do wszystkich, którzy mogliby pomóc w skompletowaniu zdjęć i dokumentów dotyczących zamordowanych w Ponarach Polaków lub mogliby jeszcze złożyć relacje na ten temat.

Swoje książki wydaje Pani własnym sumptem. Pewnie dlatego mają niewystarczający nakład i są niedostępne w księgarniach.

– Pierwsze wydanie książki „Ponary – wileńska Golgota” sfinansowałam sama. Potem pomagała mi Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, za co wyrażam jej w imieniu „Rodziny Ponarskiej” wielką wdzięczność. W czerwcu ukaże się nowe, poszerzone wydanie „Wileńskich Łukiszek”, także subsydiowane przez Radę. Niestety, tylko w nakładzie 500 egzemplarzy. 200 egzemplarzy otrzymają biblioteki, 100 egzemplarzy trafi do Wilna. Gdyby znalazł się ktoś – osoba czy instytucja – kto wsparłby finansowo nowe wydanie „Łukiszek” lub „Ponar” w większym nakładzie, byłaby szansa na upowszechnienie prawdy o zbrodni. Książka w większym nakładzie dotarłaby też do nauczycieli i uczniów zainteresowanych historią najnowszą, na czym szczególnie mi zależy.

Dziękuję za rozmowę. Proszę przyjąć wyrazy głębokiego uznania i szacunku dla Pani szlachetnej misji.

http://hamburgpol.w.interia.pl/ponary.htm

http://www.dlapolski.pl/P…na-art2013.html


http://wiadomosci.onet.pl…h,kioskart.html

Ostatnio powszechnie i bez powodu szermuje się pojęciem antysemityzmu. Należałoby zastanowić się nad intencjami osób, które nadużywają tego słowa. Czy wmawianie Polakom antysemityzmu nie spowoduje autentycznego zniechęcenia do Żydów?

Tak było na Kresach

Przed wojną wśród młodego pokolenia, do którego należałam, nie było przejawów antysemityzmu, przynajmniej na Wileńszczyźnie. W gimnazjach, m.in. w Gimnazjum im. E. Orzeszkowej w Wilnie, uczyły się i przyjaźniły ze sobą zarówno uczennice Polki, jak i Żydówki. Do dziś te kontakty przetrwały, np. Sima Kaganowicz zamieszkała w Tel Awiwie, przyjeżdża na spotkania „Orzechówek” do Polski. Tak wspomina czasy wileńskie: „Kresy w szerszym znaczeniu tego słowa stanowiły duży ośrodek żydowski… Stanowiły dla Żydów przez wiele lat takie centrum, jakim był Babilon…” („Wilno i Wileńszczyzna jako krajobraz i środowisko wielu kultur”, Białystok 1992). To samo utrzymuje Rachela Margolis, przebywająca obecnie tak w Izraelu, jak i w Wilnie – przez sentyment.
Tymczasem Izrael Gutman – prof. historii na Uniwersytecie Hebrajskim, rodem z Polski, autor wielu prac naukowych, uważa, że „był antysemityzm, kiedy żyli w Polsce Żydzi i jest antysemityzm również dzisiaj” (rozmowa D. Rosiaka z I. Gutmanem, „Życie” 4.07.1999). Prawda jest inna. Społeczność żydowska nie była lojalna względem państwa polskiego. Żydzi stanowili trzon Komunistycznej Partii Polski – prowadzącej akcję wywrotową, a więc wrogą naszemu Narodowi. A gdy wkroczyła na ziemie polskie Armia Czerwona, Żydzi witali ją radośnie z czerwonymi flagami i czerwonymi opaskami na rękawach.
Do końca życia nie zapomnę takiej sceny: ulicą na przedmieściu Wilna idzie polski żołnierz w luźnym szynelu, bez pasa, zgnębiony po klęsce wrześniowej. Podbiega do niego młody Żyd i uderza go w twarz.
Kiedy zaczęły się wywózki Polaków przez Sowietów w głąb ich przepastnego imperium, zadanie było ułatwione przez Żydów, którzy zawczasu przygotowali wykazy polskiej inteligencji. Przykładem moja rodzina Horodniczych z miasteczka Kościeniewicze.
Według I. Gutmana, serdeczne powitanie przez Żydów wojsk sowieckich wynikało z wiary, że „pod okupacją tą istniała większa szansa przeżycia niż pod Niemcami…” (rozmowa D. Rosiaka z I. Gutmanem, „Życie” 4.07.1999). Ależ we wrześniu 1939 r. większość Żydów nie zdawała sobie sprawy z rozmiarów zaplanowanego holokaustu. Antypolonizm był w nich zakodowany od dziesiątków, jeśli nie od setek lat. Pogarda dla „goja”, przechytrzanie go to cecha nieodłączna mentalności żydowskiej. Świadczyło o tym powiedzenie „wasze ulice – nasze kamienice”.
Jak stwierdza brytyjski historyk Norman Davies: „…była irracjonalna nienawiść części Żydów do Polaków”. Należy dodać: znacznej części!
Teraz, nie bacząc na sześć tysięcy drzewek zasadzonych w Izraelu dla Polaków, którzy ratowali życie Żydów, nie licząc, ilu z tych ratujących postradało własne, Żydzi mają czelność twierdzić, że miały miejsce „jawne akty agresji ze strony AK. Rząd na emigracji, a przede wszystkim Delegatura w Polsce robiła niewiele dla ratowania Żydów” (rozmowa D. Rosiaka z I. Gutmanem, „Życie” 4.07.1999). A pomoc dla powstańców w getcie warszawskim, a ukrywanie dzieci żydowskich przez zgromadzenia zakonne, np. Sióstr Szarytek w Wilnie, itd. Wszystkiego mało i mało!

Kto ma przepraszać

To nieważne, że różne narody: Francuzi, Brytyjczycy, a przede wszystkim sami Żydzi, głównie amerykańscy, podczas wojny nie starali się ratować swoich braci. Obecnie oskarża się Polaków na cały świat, posługując się nawet szantażem, o zbrodnię mordowania Żydów w Jedwabnem, bez czekania na wyniki śledztwa.
Tymczasem w kwietniu 1944 r. we wsi Koniuchy na dawnej Wileńszczyźnie został dokonany zbiorowy mord na tamtejszej ludności przez oddział partyzantów sowieckich, złożony w znacznej mierze z Żydów zbiegłych z gett. Pisze o tym Chaim Lazar z Izraela w książce pt. „Destruction and Resistance” (New York, 1985) dla przydania chwały „dzielności” swych pobratymców… „Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń [ze zrzutów z Moskwy – dop. H.P.] wyruszyło w stronę wsi Koniuchy. Między nimi było około 50 Żydów, którymi dowodził Jaakow Prenner. O północy dotarli w okolice wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nikomu nie darować życia. Nawet bydło i nierogacizna miały być wybite… Przygotowanymi zawczasu pochodniami partyzanci palili domy, stajnie, magazyny… Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali uciec. Ale zewsząd czekały ich śmiertelne pociski. Wielu z nich wskoczyło do rzeki, aby przepłynąć na drugą stronę, ale tam też spotkał ich taki sam los… 60 gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt” (J. Urbankiewicz „Jedwabne i Koniuchy”, „Wiano” nr 5/138, Łódź).
Jaka była przyczyna tej masakry? Otóż w Koniuchach chłopi nachodzeni przez bandy sowiecko-żydowskie, obrabowywani przez nie z żywności, zorganizowali samoobronę. W końcu byli już pozbawieni podstawowych środków do życia.
Obecnie sprawą mordu w Koniuchach zajmuje się Instytut Pamięci Narodowej. Ciekawe, kogo będą przepraszały nasze władze?

Litewski wstyd

I jeszcze jeden aspekt problemu rzekomej współwiny Polaków w dziele zagłady Żydów w czasie II wojny światowej, bzdurnie lansowanej przez niektóre kręgi żydowskie. Bo jeśli chodzi o Niemców, to dla współczesnych Izraelczyków są to powojenni przyjaciele. Odbywają się spotkania wśród młodzieży, podejmowane są wspólne przedsięwzięcia itp. Także „w Europie zachodniej praktycznie nie ma antysemityzmu… Tylko w Polsce jest inaczej” (Rozmowa z I. Gutmanem, „Życie”, 4. 07.1999). Teraz i dziesiątki lat wstecz.
A dlaczego niedalekiej przeszłości nie wypomina się np. Litwinom? Przecież wymordowali ochotniczo praktycznie całą społeczność żydowską w swoim kraju – ok. 240 tys. osób. Nie trąbi się na cały świat o bestialskiej zagładzie kobiet i starców, strącanych żywcem do dołów w lesie ponarskim? Dla dzieci litewscy szaulisi żałowali kul, roztrzaskiwali więc ich główki po prostu o drzewa.
W tej „rzeźni ludzkiej” – jak określił Ponary Józef Mackiewicz – zostało zamordowanych około 70 tysięcy Żydów. A w Kownie Litwini samorzutnie, zanim Niemcy wydali jakiekolwiek zarządzenia, urządzili istny pogrom. Dlaczego o tym cicho, sza? Wprawdzie Efraim Zuroff – dyrektor Centrum Szymona Wiesenthala z Jerozolimy – określa skandalem fakt, że w ostatnim czasie spośród dziesięciu faszystów litewskich, wydalonych ze Stanów Zjednoczonych, sądzić usiłowano tylko jednego. Aleksandras Lilejkis, winien śmierci 35 tysięcy Żydów, spacerował sobie swobodnie ulicami Wilna, aż po paru latach… zmarł. E. Zuroff stwierdza: „Ani jeden z przestępców nie spędził choć jednego dnia w więzieniu. A są to ludzie oskarżeni o masowe zbrodnie. To jest oburzające” (Rozmowa Dawida Warszawskiego z E. Zuroffem „Gazeta Wyborcza” 15.07.1999).
Charakterystyczne jest, że oprawcy wywodzili się ze wszystkich grup społecznych, nie byli więc marginesem przestępczym, zdarzającym się w każdym kraju. Poza tym w tym czasie, kiedy to się działo, nie było wśród Litwinów głosów potępiających ów koszmar. Nawiasem mówiąc, w tej największej kaźni ziem północno-wschodnich II Rzeczypospolitej – w Ponarach – zamordowano tysiące Polaków – przeważnie akowców, przywożonych z więzienia po wielomiesięcznym, okrutnym śledztwie, prowadzonym przez litewskie służby bezpieczeństwa, współpracujące z gestapo. To także wynik antypolonizmu.

Helena Pasierbska

Autorka od lat zajmuje się tematem martyrologii Polaków na Litwie w czasie II wojny światowej. Wydała książkę „Wileńskie Ponary”, której drugie wydanie ukazało się w maju 2001 r.

Henry Ford

Nie wątpliwe Henry Ford jest wybitną postacią w świecie biznesu , przemysłu i wynalazków. Ale był nie tylko fabrykantem który zastosował jak na tamte czasy nowoczesne metody produkcji wyprzedzające swoja epokę, ale był też człowiekiem który rozumiał robotników. Wprowadził tygodniowy 48 godzinny czas pracy. Nie akceptował związków zawodowych, a te jak wiadomo w Ameryce są opanowane przez mafie. Rozumiał też prawa rządzące gospodarką, podaż i popyt, dla tego zarobki robotników w jego zakładach były najwyższe w całej Ameryce czemu sprzeciwiało się żydostwo i inni czołowi finansiści chcący Forda puścić za wszelka cenę z torbami. Ford także był literatem i napisał kilka książek , jednak najbardziej mu zaszkodziła książka opisująca międzynarodowe mechanizmy którymi rządzą żydzi pod tytułem – „Międzynarodowy żyd”. Ford popierał Adolfa Hitlera i to co proponował narodowy socjalizm podziwiając jak ludzie pracy i państwo mogą się wzajemnie uzupełniać tworząc nowa jakość życia narodu. Ford był wegetarianinem i pacyfistą, Adolf Hitler wielokrotnie tez wypowiadał się o pokoju i tez był wegetarianinem.
Henriego Forda oskarża się nie tylko o antysemityzm ale i o rasizm, ale czy nim może być człowiek który w dobie światowego kryzysu zatrudniał Murzynów. Zbudował dla nich osobne miasteczko, które nazwał Inkster, co tłumaczy się jako Atramentowo. Dla jednych to będzie dowód rasizmu , dla innych wręcz przeciwnie ! Poniżej zamieszczam zlepek różnych artykułów i cytatów tworzących jakby działy. Kończę słynnym powiedzeniem FORDA – „W tym kraju panuje wolność – każdy może sobie wybrać taki samochód, jaki mu odpowiada, pod warunkiem, że będzie to czarny Ford T.” Henry Ford

henry-ford

* Henry Ford wynajął kiedyś eksperta w dziedzinie wydajności pracy, żeby ocenił jego firmę. Po paru tygodniach ekspert wrócił do Forda. Jego ocena była nadzwyczaj pochlebna, z wyjątkiem jednego słabego punktu. – To tamten człowiek w hali – naskarżył ekspert – Kiedy przechodzę przez jego gabinet, widzę, że leży on wyciągnięty z nogami na biurku i zażywa drzemki. On marnuje pańskie pieniądze, panie Ford. – Ach, ten człowiek – odpowiedział Ford – Kiedyś wpadł na pomysł, dzięki któremu zaoszczędziliśmy miliony dolarów. A jego nogi znajdowały się wtedy dokładnie w tym samym miejscu co teraz.

http://www.youtube.com/wa…feature=related

HENRY FORD & ADOLF HITLER

Jedynym Amerykaninem jakiego Hitler opisuje z sympatią w „Mein Kampf” był przemysłowiec Henry Ford.

Ford wykorzystywał profity dla propagandy swojego antysemityzmu wśród zatrudnianych robotników. W tym celu założył Dearborn Publishing Company, które wydawało gazetę The Dearborn Independent. Gazetę wykorzystywał do antysemickiej propagandy drukując serie artykułów pt. „Międzynarodowy Żyd, najważniejszy problem świata” („The International Jew, the World’s Foremost Problem”). Artykuły były przedrukowywane jako pamflety i rozprowadzane po świecie. Zwróciły one uwagę Adolfa Hitlera, dla którego Ford stał się inspiracją. Po dojściu do władzy Hitlera, obaj zostali przyjaciółmi (Ford miał zwyczaj dawać urodzinowy prezent Hitlerowi – czek na 100 tysięcy marek, a Hitler odznaczył go wysokim orderem III Rzeszy – Orderem Orła Niemieckiego). Łączyła ich wspólna niechęć do Żydów. Jest bardzo prawdopodobne, że Ford finansował NSDAP w latach 20 (działo się to potajemnie – możemy tak wnioskować za sprawą relacji „świadków”).

Co ciekawe, równie bardzo jak antysemityzm, Ford propagował pacyfizm. Był także przeciwnikiem związków zawodowych – uznał je w swoich zakładach dopiero w 1941 po strajku w fabryce River Rouge i po kilku procesach sądowych.

*****************************************************************

Żydowska potęga pieniężna – Henry Ford

Poniższy tekst jest fragmentem artykułu H.Forda zamieszczonego w Dearborn Independent w 1920 roku. Mimo upływu 90 lat nic nie stracił na swojej aktualności…

Wyższe sfery finansów żydowskich nawiązały po raz pierwszy kontakt ze Stanami Zjednoczonymi za pośrednictwem Rothschildów. Co więcej, można powiedzieć, że Stany Zjednoczone założyły podwaliny pod fortunę Rothschildów. A jak się to często zdarza w historii bogactw żydowskich, fortunę tę zrodziła wojna. Pierwsze dwadzieścia milionów dolarów, jakie mieli Rothschildowie do spekulacji, były to pieniądze zapłacone im za wojska heskie, które walczyły przeciwko koloniom amerykańskim.

Od czasu tego pierwszego pośredniego kontaktu z Ameryką, Rothschildowie często brali udział w pieniężnych sprawach naszego kraju, choć działali zawsze przez ajentów. Żaden z synów Rotschilda nie uważał za potrzebne osiedlić się w Stanach Zjednoczonych. Anzelm pozostał we Frankfurcie, Salomon wybrał Wiedeń, Nathan Mayer udał się do Londynu, Karol zamieszkał w Neapolu, a Jakub reprezentował rodzinę w Paryżu. Byli to władcy wojen w Europie przez więcej niż jedno pokolenie, a dynastię utrwalili ich następcy.

Pierwszym żydowskim ajentem Rothschildów w Stanach Zjednoczonych był August Belmont, który przybył tu w roku 1837 i został prezesem Komitetu Demokratyczno-Narodowego podczas wojny domowej. Belmontowie przyjęli chrześcijaństwo; istnieje do dnia dzisiejszego mauzoleum Belmontów, zwane Kaplicą Wschodnią w nowej katedrze św. Jana Bożego na Morningside Heights.

Potęga Rothschildów rozszerzyła się niebawem przez wejście innych rodzin bankierskich do finansów państwowych tak dalece, że określić ją można już nie imieniem rodu, lecz imieniem rasy. Dlatego też mówi się o międzynarodowych finansach żydowskich, a najważniejsze w tej dziedzinie osobistości nazywamy powszechnie międzynarodowymi finansistami żydowskimi. Zasłona tajemnicy, która w tak znacznej mierze przyczyniła się do wzmożenia potęgi Rothschilda, opadła; majątek zdobyty przez wojnę został nazwany po wszystkie czasy „krwawym bogactwem”; równocześnie zerwano zasłonę czarodziejskiej tajemnicy, otaczającą wielkie transakcje rządów z poszczególnymi jednostkami, co w rezultacie doprowadziło do tego, że posiadacze bogactw stali się rzeczywistymi władcami narodu. W związku z tym ujawniono ciekawe fakty.

Jednakże metoda Rothschildów trwa jeszcze w tym znaczeniu, że instytucje żydowskie są zależne od swych instytucji narodowych we wszystkich krajach zagranicznych. Mamy w Nowym Yorku firmy bankierskie, których związek z firmami we Frankfurcie, Hamburgu i Dreźnie, a także w Londynie i w Paryżu, jest widoczny choćby już tylko z napisów na drzwiach. Są one jednakowe.

Jak twierdzi jeden z najwybitniejszych znawców spraw finansowych, sfera finansów żydowskich jest w tak znacznym stopniu strefą żydowską, że finansista żydowski „jest wolny od wszelkich złudzeń narodowych i patriotycznych”.

Dla międzynarodowego żydowskiego finansisty sprawa wojny i pokoju pomiędzy narodami jest tylko zwyżką lub zniżką na wszechświatowym rynku pieniężnym; i podobnie jak obrót papierów wartościowych jest częstokroć tylko strategią rynku finansowego, tak stosunki międzynarodowe zmieniają się jedynie dla materialnej korzyści.

Wiadomo doskonale, że ostatnia wojna światowa odraczana była kilkakrotnie pod naciskiem międzynarodowych finansistów. Gdyby wybuchła zbyt wcześnie nie wciągnęłaby w wir walki tych państw, które finansiści międzynarodowi pragnęli w wojnę wplątać. Dlatego też władcy złota, czyli władcy międzynarodowi, musieli kilkakrotnie poskramiać zapał wojenny, który wznieciła ich własna propaganda. Jest napewno zupełnie prawdziwym, że, jak twierdzi prasa żydowska, znaleziono list Rothschilda, do cesarza niemieckiego, datowany z roku 1911, odradzający mu usilnie wojnę. W roku 1911 było jeszcze za wcześnie. W roku 1914 nie uważano za stosowne wojny odradzać.

Te zagraniczne związki finansowe nie tylko rzucają ciekawe światło na sprawy czysto narodowe, dotyczące pokoju i suwerenności narodów, ale dążą do stworzenia ekstra-narodowości, lub nad-narodowości. Te związki zagraniczne, umożliwiając bankierom żydowskim dojście do doskonałości w wyższych specjalnych formach finansowych, jak giełdy zagraniczne, dopomagają im równocześnie do zdobycia całkowitej niemal władzy w dziedzinie międzynarodowego ruchu pieniężnego.

Nie ma najmniejszej wątpliwości co do udziału międzynarodowych finansów żydowskich w wojnach i rewolucjach. Nigdy temu nie zaprzeczano w przeszłości; ale jest to równie prawdziwe obecnie. Tak naprzykład liga przeciwko Napoleonowi była żydowską. Kwatera główna ligi znajdowała się w Holandii. Gdy Napoleon wkroczył do Holandii, kwatera główna przeniosła się do Frankfurtu nad Menem. Rzecz szczególna, iluż to międzynarodowych finansistów żydowskich wyszło z Frankfurtu: Rothschildowie, Schiffowie, Speyerowie i wielu, wielu innych. Związki rasowe otaczające świat siecią międzynarodowych finansów są dziś widoczne.

Te stowarzyszenia podsycają wśród żydowskich kół bankierskich stałą dążność do zmonopolizowania pewnych gałęzi przemysłu, utożsamianych z dziedziną finansową. Z reguły, gdy Żydzi osiągają w danej gałęzi absolutną przewagę, wówczas wykluczają wszystkie interesy nieżydowskie. „Żydowskie interesy finansowe rzadko łączyły się z interesami przemysłowymi”, mówi Encyklopedia Żydowska, „za wyjątkiem tych wypadków, gdzie idzie o kamienie drogocenne i metale, gdyż Rothschildowie panują w przemyśle rtęciowym, bracia Barnato i Werner, Beit & Co. w diamentowym, a firmy Braci Lewisohn i Guggenheim ich Synowie rządzą w przemyśle miedzianym, a w pewnym stopniu i w srebrnym”. Do tego możemy oczywiście dodać przemysł wódczany, telegraf bez drutu, teatry, prasę europejską i częściowo amerykańską oraz wiele innych gałęzi. Zanim ukończymy niniejszą serię artykułów, sporządzimy całkowitą ich listę.

„Encyklopedia Żydowska” pisze w dalszym ciągu:

„Wyraźna jednak przewaga finansistów żydowskich ujawniła się w kierowaniu sprawą pożyczek zagranicznych, co zawdzięczać należy, jakeśmy to poprzednio stwierdzili, międzynarodowym stosunkom większych firm żydowskich”.

Dla powstrzymania bezsensownych protestów pewnego odłamu prasy żydowskiej należy zaznaczyć, że powagi żydowskie nie przeczą tej opinii o żydowskiej międzynarodowej władzy finansowej, jakkolwiek twierdzą, że obecnie nie jest ona już tak silna, jak była dawniej. „W ostatnich latach”, – mówi Encyklopedia Żydowska, –„finansiści nieżydzi zaczęli stosować tę samą metodę kosmopolityczną, i na ogół władza żydowska raczej zmniejszyła się niż wzmogła w tej dziedzinie”.

Jest to prawda, przynajmniej w stosunku do Stanów Zjednoczonych. Przed wojną stanowisko wielu przedsiębiorstw finansowych na Wall Street było silniejsze niż obecnie. Wojna wytworzyła nowe warunki, które rzuciły światło na internacjonalizm finansów żydowskich. W okresie neutralności Stanów Zjednoczonych mieliśmy sposobność zaobserwować rozległość stosunków zagranicznych niektórych osobników, mieliśmy także sposobność stwierdzić, że zwykła lojalność narodowa była podporządkowana interesom międzynarodowych finansów. Wojna wywołała koalicję kapitału nieżydowskiego po jednej stronie, przeciwko kapitałowi żydowskiemu, który miał uczestniczyć w grze po obydwu stronach. Stara maksyma Rothschilda„Nie kładź wszystkich jajek do jednego kosza”, przetłumaczona na język narodowy i międzynarodowy, staje się zupełnie zrozumiała. Finansiści żydowscy postępują w ten sposób wobec partii politycznych: stawiają na wszystkie i dlatego nigdy nie przegrywają. W ten sam sposób finansiści żydowscy nigdy nie przegrywają wojny. Ponieważ są po obu stronach, zwycięstwo nie może ich ominąć, a warunki traktatu pokojowego wynagradzają zawsze straty stronie przegranej. To wywołało właśnie tak liczny zjazd Żydów na konferencję pokojową po wojnie światowej.

Wiele przedsiębiorstw żydowskich na Wall Street było pierwotnie filiami amerykańskimi firm z dawna istniejących w Austrii i Niemczech. Te międzynarodowe firmy dopomagały sobie zazwyczaj pieniędzmi i utrzymywały pomiędzy sobą ścisły kontakt. Niektóre z nich wzmocniły istniejące pomiędzy nimi węzły przez małżeństwa. Lecz węzłem najściślejszym i najważniejszym jest rasowa łączność żydowska. Wiele z tych przedsiębiorstw ucierpiało wskutek wojny, ale jest to tylko chwilowe niedomaganie i finansiści żydowscy będą niebawem znowu gotowi do wydania walnej bitwy celem zagarnięcia całej władzy finansowej w Stanach Zjednoczonych.

Przyszłość pokaże, czy im się to powiedzie. Ale dziwna jakaś fatalność ciąży nad żydowską supremacją. W chwili, gdy mają już położyć ostatni kamień sklepienia, gmach się zarysowuje i cała budowla chwiać się zaczyna. Zdarza się to w historii żydowskiej tak często, że sami Żydzi usiłują wytłumaczyć to zjawisko. Oskarżają w tym wypadku najczęściej antysemityzm, lecz nie zawsze. Właśnie w obecnym czasie, gdy łuna pożarów, roznieconych przez wojnę, oświetliła tak wiele rzeczy ukrytych przedtem w cieniu,„antysemityzmem” nazwano zbudzenie czujności ogółu na sprawę żydowską, tłumacząc ten fakt tym, że „po każdej wojnie Żyd staje się kozłem ofiarnym”… Wyznanie bardzo ciekawe. Skłonić by ono mogło każdy mniej skoncentrowany w sobie naród do zadania sobie pytania, dlaczego?

Henry Ford

Henry Ford : „Żydzi zawsze kontrolowali biznes…Wpływ kina amerykańskiego i kanadyjskiego jest pod wyłączną kontrolą moralna i finansowa Żydów, manipulujących umysłami obywateli”!!!

henryford1

MIĘDZYNARODOWY ŻYD

Henry Ford w 1896 roku jako pierwszy zbudował samochód według własnego pomysłu. Szybko odniesiony sukces sprawił, że został najbogatszym człowiekiem na świecie. Po zdobyciu bogactwa zaczął udzielać się w różnych akcjach politycznych, lecz wyniki działalności na tym przyniosły mu rozczarowanie. Energiczne wysiłki na rzecz pokoju, podejmowane na początku I wojny światowej, trafiły w próżnię. Na początku lat dwudziestych Ford zaangażował się w walkę przeciwko bogatym Żydom zamieszczając w prasie cykl artykułów, w których przeciwny był związkom zawodowym w swoich zakładach i publicznie je zwalczał. Ford płacił robotnikom bardzo duże pensje i nie uznawał różnic rasowych.

„Międzynarodowy Żyd” Henry Ford 1920-1921 r.

„Spomiędzy charakterystycznych, umysłowych i moralnych cech Żydów należy wymienić niechęć do ciężkiej i wytężonej pracy fizycznej, silnie rozwinięte uczucie rodzinne i miłość do potomstwa, wybitny instynkt religijny, odwagę raczej proroka i męczennika, niż pioniera i żołnierza, godną uwagi zdolność przetrwania w nieprzyjaznym otoczeniu wraz z wielką zdolnością zachowania solidarności rasowej, zdolność eksploatacji zarówno indywidualnej jak zbiorowej, przebiegłość i chytrość w spekulacji i na ogół w sprawach pieniężnych, wschodnie zamiłowanie do przepychu i przywiązywanie wielkiego znaczenia do potęgi i rozkoszy wypływającej ze stanowiska społecznego, bardzo wysoki przeciętny poziom zdolności intelektualnych”.

„The New International Encyclopedia”

TUTAJ CHĘTNI MOGĄ SOBIE POCZYTAĆ

http://webcache.googleuse…l&ct=clnk&gl=pl

FORD o żydach w swojej książce – Międzynarodowy Żyd tom II

Henry Ford
Nowa, nieużywana, str. 185, wymiar 21cm x 16cm, okładki miękkie, rok wydania 2008
Spis treści:

Tom poprzedni, zawierający pierwsze dwadzieścia artykułów z serii badań nad kwestią żydowską, drukowanych w „Dearborn Independent” od maja roku 1920, zajmował się obszernie teorią żydowskiego programu światowego. Tom niniejszy daje pogląd ogólny na fakty dowodzące istnienia tego programu. Jeśli pierwszy tom posunął o krok naprzód badania nad kwestią żydowską, to książka obecna jest drugim krokiem w tym samym kierunku. Kwestia sama jest obszerna, materiał do niej — olbrzymi, ważnym jest tedy zastosowanie w danym wypadku metody jak najprostszej. Metoda polega też jedynie na obserwacji wydarzeń z życia codziennego i zestawieniu ich z programem, w celu przekonania się, czy się one z nim zgadzają. Dość będzie czasu na podjęcie kwestii autentyczności protokołów, gdy przeprowadzimy porównanie między ich treścią a działalnością przywódców żydowskich.
Artykuły, wydrukowane dotychczas, pozostały bez odpowiedzi. Mówiono o nich i przedstawiono je fałszywie, ale zarzutów w nich zawartych nie odparto. Najulubieńszym wykrętem żydowskich autorów było oświadczenie, że zarzuty stawiane Żydom mogą się odnosić do każdego innego plemienia, i że żadne z nich nie mogłoby odeprzeć ich na podstawie faktów. Ale tych zarzutów nie stawialiśmy żadnemu innemu narodowi i wątpię, czy moglibyśmy to uczynić. Gdybyśmy skierowali je przeciwko, dajmy na to, Węgrom, Polakom, Rumunom, Włochom, Anglikom, Szkotom, Irlandczykom, Rosjanom lub Syryjczykom, to czyż pozostałyby one bez odpowiedzi?
Przekonywającą siłę naszym twierdzeniom daje nie tylko fakt, że niektóre z nich odnoszą się do przywódców żydowskich, lecz że ogół może z łatwością zobaczyć, jak dalece twierdzenia te zgodne są z rzeczywistością. Te same zarzuty skierowane przeciwko jakiejkolwiek innej grupie, musiałyby upaść same przez się, gdyż ogół nie znalazłby dowodów na ich poparcie. Słuchy i pogłoski nie mają żadnej siły przekonywającej. Nie posiadają jej również obelgi. Jeżeli zarzuty zawarte w wymienionych artykułach są fałszywe, w takim razie można je obalić na podstawie faktów. Jeśli nie ma związku pomiędzy pisanym programem protokołów i programem wprowadzanym w życie pod przywództwem Żydów, to niewątpliwie można tego dowieść. Jeśli tego nie dowiedziono, to dlatego, że związek ten istnieje i przywódcy żydowscy wiedzą, że istnieje.
Rozdziały następujące poruszają wiele tematów, głównie zaś omawiają rolę Żydów w wychowawczych i religijnych sprawach większości narodowej; niebezpieczeństwo moralne, wypływające z opanowania przez nich teatru i kinematografu; walkę giełdy nowojorskiej z przewagą żydowską; kwestię, czy miano „Żyd”, jest nazwą „wyznania” czy też plemienia, w świetle źródeł wyłącznie żydowskich; stanowią one także skromny zaczątek badań niewyczerpanego nigdy tematu o wpływie Żydów na wojnę światową. Bernard M. Baruch, będący osobistością drugorzędną w radach czysto żydowskich, przedstawił się w komitecie kongresowym jako „najpotężniejszy człowiek w czasie wojny”, a sprawozdania dowodzą, że był nim istotnie.
Książka niniejsza nie wyczerpuje tematu. Wydajemy ją dla zadośćuczynienia żądaniom nowych czytelników, którzy domagają się artykułów w kwestii żydowskiej od początku. Ponieważ nakład „Dearborn Independent” jest już od dawna całkowicie wyczerpany, przeto przedsięwzięliśmy wydanie niniejszych dwóch tomów, aby umożliwić czytelnikom zaznajomienie się z poruszoną w nich kwestią, począwszy od pierwszego artykułu. Opuszczenie poszczególnych artykułów w wydaniu niniejszym dokonane zostało dla skrócenia całości. Artykuły te zresztą mogą być zamieszczone w innym tomie. Tytuły tych artykułów są „Skarga Żydów na «amerykanizm», z dnia 23 października oraz „Upadek gojów jako warunek urzeczywistnienia nadziei Żydów co do zagarnięcia rządów nad światem”, z dnia 25 grudnia 1920 r.
Henry Ford
Kwiecień, 1921 r.

Spis treści:

1. Jak Żydzi w Stanach Zjednoczonych ukrywają swoją siłę.
2. Opinia Żydów o tym, czy Żydzi są narodem.
3. Żydzi czy nie-Żydzi w nowojorskim świecie finansowym.
4. Wzrost i spadek żydowskiej potęgi pieniężnej.
5. „Amerykański Disraeli” – Żyd nad-władca.
6. Dążność do dyktatury żydowskiej w Stanach Zjednoczonych.
7. Żydowscy „królowie miedzi” zbierają ogromne zyski wojenne.
8. Żydowska władza w teatrze amerykańskim.
9. Powstanie pierwszego żydowskiego trustu teatralnego.
10. Jak Żydzi finansowali protest przeciwko Żydom.
11. Problemat kinematograficzny ze stanowiska żydowskiego.
12. Zwierzchnictwo żydowskie w świecie kinematograficznym.
13. Władza żydowskiego „Kehillah” opanowuje Nowy Jork.
14. Żydzi żądają „praw” w Ameryce.
15. „Prawa Żydów” – w sprzeczności z prawami amerykańskimi.
16. „Prawa Żydowskie” do usunięcia ze szkół pewnych studiów
17. Disraeli, premier angielski, charakteryzuje Żydów
18. Taft raz jeden próbował oprze się Żydom – i musiał ustąpić.
19. Gdy prasa była niezależna od Żydów.
20. Czemu Żydom nie podoba się raport Morgenthau’a?
21. Żydzi za pośrednictwem konferencji pokojowej krępują Polskę.
22. Obecny stan kwestii żydowskiej.

***************************************************************

HENRY FORD BIZNESMEN I PRZEMYSŁOWIEC

W styczniu 1914 roku Henry Ford z dnia na dzień podniósł dwa razy pensje robotnikom we wszystkich swoich fabrykach. Konserwatywny „Wall Street Journal” oskarżył go, że „przenosi ewangeliczne zasady do świata, do którego nie należą”. Reporter „New York Timesa” zapytał go, czy został socjalistą. Ford chciał, żeby robotników było stać na samochody, które produkują (sławny „model T” pracownicy mogli wówczas kupić na raty).

Wybitny przemysłowiec amerykański (1863-1947), twórca masowej motoryzacji.
Urodzony w Deaborn w stanie Michigan. Od 1879 roku przebywał w Detroit, gdzie do 1884 roku pracował jako mechanik objazdowy naprawiając maszyny rolnicze. Od 1889 roku był głównym inżynierem w Edison Illuminating Company.

henryford2

W roku 1896 zbudował swój pierwszy samochód z silnikiem spalinowym. W 1903 roku zorganizował Ford Motor Company, w 1904 roku ustanowił wynikiem 147 km/h światowy rekord prędkości samochodu. W 1909 roku rozpoczął budowę Forda T (wyprodukowanego w 15 mln egzemplarzy). W swojej fabryce zastosował taśmę montażową, co przyspieszyło produkcję o 3500 % w stosunku do 1908 roku, a w rezultacie obniżyło cenę samochodu.
ford
W 1914 roku wprowadził ośmiogodzinny dzień pracy, bardzo wysokie płace (5 $ dziennie) oraz udział pracowników w zyskach przedsiębiorstwa. Płaca robotnika w fabryce Forda trzykrotnie przewyższała średnią pensję robotnika amerykańskiego. Pod koniec I wojny światowej (1917-1918 rok) realizował zamówienia rządowe na samochody wojskowe. W 1918 roku bezskutecznie starał się o fotel senatora.
W następnym roku przekazał prezesurę synowi, by po jego śmierci (1943 rok) ponownie ją objąć. W 1945 roku funkcję tę przejął jego wnuk H. Ford II.
W czasie II wojny światowej założyciel komitetu America First (Najpierw Ameryka), w celu obrony neutralności USA

Henry Ford, który szybko zrozumiał, że liczba bogaczy na Ziemi jest bardzo ograniczona. Postanowił produkować samochody małe ale w długich seriach, tak aby były dostępne dla przeciętnego obywatela. W ten sposób coraz większa liczba rodzin zyskałaby szanse na podróżowanie tam , gdzie pragnie. Produkcja samochodu pieszczotliwie zwanego Tin Lizzie (za sprawą cienkiej blachy ze stali wanadowej) rozpoczęła się w 1908r. Auto wyposażono w trzylitrowy , czterocylindrowy silnik o mocy 20 KM który rozpędzał je do prędkości 65 km/h . Zaprojektowano je tak , by było niedrogie i trwałe. Henry Ford chwalił się, że „ … sposobem na produkcję samochodów jest wytwarzanie identycznych samochodów i my tak właśnie postępujemy” Pierwszy motel T zaczęto składać według koncepcji Forda – mianowicie na linii produkcyjnej, jaka powstała w jego fabryce w Detroit . W 1913 r. swój pomysł zmodyfikował – wprowadził ruchomą linię montażową, zwaną też taśmą produkcyjną. Ceny samochodów zostały wytyczone przez model T – im więcej ich wytwarzano tym były tańsze. Z chwilą podjęcia produkcji wersja podstawowa kosztowała 825 $ , a po kilku latach już 260 $ .
W 1904 roku samochód był mniej kosztowny niż konie. Para koni , w tym pasza , stajnie oraz opieka weterynaryjna w ciągu 5 lat była wydatkiem rzędu 4780 $ . Natomiast typowy nowy samochód kosztował 1500 $, zużyte w ciągu 5 lat paliwo i olej to 750-800 $ i po doliczeniu pozostałych kosztów był tańszy od pary koni o 1000 $
Do Roku 1927 bramy fabryki Forda w Detroit opuściło 15 milionów modelu T.

henryford3

Moje życie i dzieło – Henry Ford

Rada bogatego ojca

Bogaty ojciec zachęcał swojego syna i mnie, byśmy poszerzali granice naszej rzeczywistości i zalecał czytanie biografii osób, które żyły w sposób, w jaki sami chcielibyśmy żyć. Kazał nam, na przykład, czytać zyciorysy Johna D. Rockefellera i Henry’ego Forda.

Często też mówił: Po co coś robić samemu, kiedy można wynająć kogoś, kto zrobi to za ciebie i może to zrobić lepiej? Do tej maksymy pasował Henry Ford. Oto jedna z opowieści o nim:

Grupa tzw. intelektualistów postanowiła napiętnować Forda jako „ignoranta”. Twierdzili, że tak naprawdę niewiele wiedział. Ford zaprosił ich do swojego biura i kazał im zadawać jakie chcą pytania, a on na nie odpowie. Zebrał się zespół najbardziej wpływowych przemysłowców i zaczął zadawać mu pytania. Ford słuchał ich pytań i gdy skończyli, sięgnął po kilka telefonów znajdujących się na jego biurku, zadzwonił do swoich inteligentnych asystentów i poprosił ich o danie zespołowi odpowiedzi, której oczekiwano. Zakończył spotkanie mówiąc, że lepiej zatrudnić mądrych, wykształconych ludzi, by uzyskać od nich odpowiedzi, a swój umysł zaangażować do wykonywania ważniejszych zadań. Takich zadań, jak „myślenie”.

Robert Kiyosaki

Henry Ford w swojej autobiografii jest stanowczy, bezkompromisowy, trzyma się faktów:

O ludziach bez wyobraźni…

Na świecie można się spotkać z dwoma pokrojami ludzi niemądrych. Jednym jest milioner, wyobrażający sobie, że gromadząc pieniądze, skupia w swym ręku prawdziwą władzę, a drugim reformator, bez grosza, wierzący, że gdy tylko uda mu się odebrać pieniądze jednej klasie, by dać drugiej, uleczy wszystkie bolączki świata. I jeden, i drugi osadzeni są na fałszywym tropie. Mogliby równie dobrze wykupić wszystkie szachy i domina świata, łudząc się, że przez to skupują niebywałą umiejętność tych gier.

O biznesie…

Myślano dotychczas, że biznes istnieje wyłącznie dla zysku. Tymczasem prawdą jest, że biznes istnieje dla świadczenia usług. Biznes jest zawodem i jako taki musi mieć uznaną etykę zawodową, której naruszenie poniża człowieka. Biznesowi potrzeba więcej ducha zawodowego, dążącego do zawodowej uczciwości wynikającej nie z konieczności, lecz z osobistej godności.

O Tobie…

Nie bój się przyszłości, a nie czcij przeszłości! Ten, kto boi się przyszłości, potencjalnego niepowodzenia, sam ogranicza swoją działalność. Niepowodzenie jest tylko sposobnością do inteligentniejszego rozpoczynania na nowo. Nie ma wstydu w uczciwym niepowodzeniu; wstydem jest bać się niepowodzenia. To, co minęło, jest użyteczne tylko o tyle, o ile wskazuje drogi i sposoby postępu.

O faktach…

Każdy człowiek spacerujący po ulicy Bagley 58 w Detroit późną nocą 4 czerwca 1896 roku był świadkiem dziwnej sceny: Henry Ford z siekierą w ręku rozbijał ścianę z cegieł swego wynajętego garażu. Właśnie odpalił swój nowy, zasilany paliwem samochód, ale ten okazał się zbyt duży, aby przejechać przez drzwi. Ford wielokrotnie opowiadał historię tej krótkiej przejażdżki w deszczu przez Grand River Avenue do Washington Boulevard. Zawsze dodawał, że stworzenie swego „czterocykla” zajęło mu 7 lat.

Henry Ford – CYTATY

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Skocz do: nawigacji, wyszukiwania
Henry Ford

Henry Ford (1863–1947) – amerykański przemysłowiec, założyciel Ford Motor Company.

* Ale czyż jest co bardziej godnego politowania, niż biedny, ciasny umysł, trawiący najpiękniejsze swe dni i lata na ściskaniu w garści kilku marnych kawałków metalu? Cóż może być pięknego w obcinaniu aż do krwi potrzeb życiowych?

* Ambicją pracodawcy, jako przywódcy, powinno być płacenie lepszych zarobków, niż w którymkolwiek podobnym przedsiębiorstwie, a ambicją robotnika powinno być umożliwienie tego.

* Bacz wpierw na oddawanie usług zanim spojrzysz na zysk.

* Bardziej niż cokolwiek innego – przygotowywanie się jest sekretem do sukcesu.

* Celem wykształcenia nie jest napełnienie umysłu człowieka faktami; zadaniem jest nauczyć go, jak ma używać umysłu do.. myślenia. A często zdarza się, że człowiek lepiej umie myśleć, nie będąc krępowany wiedzą przeszłości.

* Chciwość pieniędzy jest największą przeszkodą w otrzymywaniu ich.

* Chciwość jest tylko odmianą krótkowidztwa.

* Ćwiczenia to bzdura. Jeśli jesteś zdrowy nie potrzebujesz ich, jeśli jesteś chory zaszkodzą Ci.
o Exercise is bunk. If you are healthy, you don’t need it, if you are sick you should not take it. (ang.)
o Opis: Komentarz Forda do propagowanego w jego czasach zdrowego typu życia i wykonywania gimnastyki.

* Dawać – łatwo, trudniej uczynić dawanie niepotrzebnym By dojść do tego, musimy wzrok przenieść z jednostki na przyczyny jej niedoli, nie zwlekając naturalnie z pomocą tymczasową.

* Duch Stanów Zjednoczonych jest chrześcijański w najszerszym tego znaczeniu i przeznaczeniem jego jest pozostać chrześcijańskim.

* Firma, która zajmuje się wyłącznie zarabianiem pieniędzy to kiepska firma.

* Firmy, które rosną dzięki rozwojowi i ulepszeniom, nie zginą. Ale kiedy firma przestaje być twórcza, kiedy uważa, że osiągnęła doskonałość i teraz musi tylko produkować – już po niej.

* Gdybym na początku swojej kariery jako przedsiębiorcy zapytał klientów, czego chcą, wszyscy byliby zgodni: chcemy szybszych koni. Więc ich nie pytałem.

* Henry Ford zapytany o źródło sukcesu legendarnego modelu Forda T odpowiedział „nie korzystaliśmy z badań marketingowych – gdybyśmy zapytali klientów czego potrzebują, to powiedzieliby, że szybszego konia, ponieważ nie wiedzieli czym właściwie jest samochód”.

* Historia to bzdura. To tradycja. Nie chcemy tradycji. Chcemy żyć w czasie dzisiejszym…
o History is more or less bunk. It’s tradition. We don’t want tradition. We want to live in the present… (ang.)
o Źródło: wywiad w Chicago Tribune, 25 maja 1916

* Interes, który nic poza pieniędzmi nie przynosi, jest złym interesem.

* Jeden pomysł na raz – to właśnie tyle, ile możesz zdzierżyć.

* Jednym z największych odkryć jakie uczynił człowiek, i jedną z największych dla niego niespodzianek, jest odkrycie, że może on uczynić to, o czym ze strachem sądził, że nie potrafi uczynić.

* Jesteś biedny i nieszczęśliwy nie dlatego, że Bóg tak chciał, ale dlatego, że twój ojciec wpoił ci, że tak musi być.

* Jeśli człowiek ma zamiar do końca życia pozostać pracownikiem fizycznym, to powinien równo z wybiciem godziny szesnastej zapominać o swojej pracy. Natomiast jeśli zamierza piąć się wzwyż, wówczas wybicie godziny szesnastej powinno być dlań sygnałem do myślenia.

* Jeśli jest coś, czego nie potrafimy zrobić wydajniej, taniej i lepiej niż konkurenci, nie ma sensu, żebyśmy to robili i powinniśmy zatrudnić do wykonania tej pracy kogoś, kto zrobi to lepiej niż my.

* Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.

* Jeśli uważasz, że coś potrafisz lub że czegoś nie potrafisz, na pewno masz rację.

* Jeśli wymagasz od robotnika, by ci poświęcił czas i energię ustal jego płacę tak, by nie miał kłopotów finansowych. To się opłaca.

* Jeżeli istnieje jakiś jeden sekret sukcesu, to jest to umiejętność przyjmowania cudzego punktu widzenia i patrzenia z tej perspektywy z równą łatwością jak z własnej.

* Jeżeli ludzie w kraju rozumieliby naszą bankowość i system monetarny, wierzę, że przed jutrzejszym rankiem wybuchłaby rewolucja.

* Każda porażka jest szansą żeby spróbować jeszcze raz, tylko mądrzej.

* Każdy, kto przestaje się uczyć jest stary, bez względu na to, czy ma 20 czy 80 lat. Kto kontynuuje naukę pozostaje młody. Najwspanialszą rzeczą w życiu jest utrzymywanie swojego umysłu młodym.

* Kura znosząc jaja gdacze wniebogłosy. Kaczka siedzi cicho. I cały świat je jaja kurze.

* Młodzi, którzy mogą rozwiązać kwestię pieniędzy, zrobią więcej dla świata, niż wszyscy zawodowi żołnierze w historii.

* Moim najlepszym przyjacielem jest ten, który wydobywa ze mnie to, co jest we mnie najlepsze.

* Może sobie pan zażyczyć samochód w każdym kolorze, byle by był to czarny.
o Any customer can have a car painted any color that he wants so long as it is black. (ang.)

* Myślenie to najcięższa praca z możliwych i pewnie dlatego tak niewielu ją podejmuje.

* Nic nie jest szczególnie trudne do zrobienia, jeśli tylko rozłożyć to na etapy.

* Nie bój się przyszłości, a nie czcij przeszłości. Kto boi się przyszłości, kto boi się niepowodzenia, sam ogranicza swoją działalność. Niepowodzenie jest tylko sposobnością do inteligentniejszego rozpoczynania na nowo. Nie ma wstydu w uczciwym niepowodzeniu; wstydem jest bać się niepowodzenia. Co minęło, jest użyteczne tylko o tyle, o ile podaje drogi i sposoby postępu.

* Nie jeden przedsiębiorca dziękuje niebu za biedę, która ma wykazała, że najlepszy kapitał ma w swojej głowie, a nie w pożyczkach bankowych.

* Nie jest rzeczą złą być wariatem dla idei prawości.

* Nie oglądaj się na konkurencję.

* Nie sądzę, by ktokolwiek był na tyle mądry, aby ocenić, co jest możliwe, a co nie.

* Nie uznaję niemożliwości.

* Nigdy nie ma popytu na rzecz nową.

* Oszczędność jest regułą umysłów gnuśnych. Jest ona bez wątpienia lepszą od rozrzutności, ale też nie ma wątpliwości, że nie jest tak dobra, jak użytek.

* Otrzymaliśmy kilka swoich najlepszych wyników, pozwalając szaleńcom biegać tam; gdzie nawet aniołowie stąpać się bali.

* Patrząc zawsze przed siebie, myśląc o tym, jak zrobić jeszcze więcej, osiągniesz stan umysłu, w którym nie ma rzeczy niemożliwych.

* Płace mają w sobie coś uświęconego – wszak przedstawiają ognisko domowe, rodziny i los rodzin.

* Pomysły nadchodzą do nas z wszystkich stron. Polscy robotnicy z wszystkich cudzoziemców zdają się być najsprytniejsi w tym względzie. Polak, nie umiejący mówić po angielsku, pokazał, że osadzenie narzędzia w jego maszynie pod innym kątem może podwyższyć trwałość narzędzia, które zużywało się po czterech czy pięciu cięciach. Miał słuszność i mnóstwo pieniędzy oszczędziło się na ostrzeniu. Inny Polak … .

* Potrzeba mi wielu ludzi, którzy dysponują nieograniczonymi zasobami niewiedzy na temat rzeczy niemożliwych.

* Potrzeba nam pewnej ilości ludzi, którzy za nic w świecie nie uwierzą, że coś jest niemożliwe.

* Prawie wszystko jest ponad potrzebę skomplikowane.

* Prędkie podniesienie płac czasem zwiększa tylko chciwość.

* Przedsiębiorcy upadają ze swoimi przedsiębiorstwami, bo tak umiłowali stare sposoby, ze nie mogą zdobyć się na zmiany. Widzi się ich wszystkich dokoła – tych ludzi, którzy nie wiedzą, że dzień wczorajszy minął, i którzy obudzili się dziś rano z najnowszymi pomysłami z zeszłego roku. Można by prawie zapisać jako regułę, że ktoś zaczyna myśleć, iż w końcu znalazł właściwą swoją metodę, wtedy powinien lepiej rozpocząć jak najdokładniej badanie siebie samego, by się przekonać, czy któraś część jego mózg nie zasnęła.

* Wiem, że połowa mojej reklamy to wyrzucone pieniądze. Nie wiem tylko, która to połowa.
o Zobacz też: reklama

* Więcej ludzi marnuje czas i energię roztrząsając problemy niż rzeczywiście próbując je rozwiązać.

* Wola jest jednym z aktywów naprawdę ważnym w życiu. Zdecydowany człowiek uzyskać może prawie wszystko.

* Wstań i walcz – jałmużna dla niedołęgów.

* Wszystko można robić lepiej, niż robi się dzisiaj.

* Wykształcenie, składające się z drogowskazów niepowodzeń i złudzeń przeszłości byłoby na pewno bardzo użyteczne.

* Z chwilą, gdy ktoś popadnie w stan umysłowy „rzeczoznawcy”, wiele rzeczy staje się niemożliwe.

* Zabarwienie płacy dobroczynnością jest rzeczą zawsze niefortunną.

* Żadna szkoła nie powie nam, co świat zdziała w przyszłym roku, ale można nauczyć się paru rzeczy, które świat próbował zdziałać w przeszłości i, gdzie nie podołał, a gdzie mu się powiodło.

* Życie jest ciągiem doświadczeń, z których każde czyni nas silniejszymi, mimo, że czasem trudno nam to sobie uświadomić.

BIOGRAFIA

Genialny twórca masowej motoryzacji. Swoim pomysłem na samochód dla wszystkich zrewolucjonizował rynek motoryzacyjny – który tuż po jego śmierci zadrżał w posadach.

Początki wynalazcy…

Ford był synem farmera, urodzonym 30 lipca 1863 w Deaborn, Micheagn ( USA). Od młodzieńczych lat interesował sie mechaniką, choć nie od początku mechaniką samochodową. Od zawsze za to interesowała go produkcja niskobudżetowych produktów, na które mógłby pozwolić sobie każdy amerykański robotnik. Zaczynając od analizowania masowej produkcji tanich zegarków Ford zrewolucjonizował system produkcji aut, wprowadzając ruchomą taśmę produkcyjną i trzyzmianowy dzień pracy.

W 1907 stworzył Model T- samochód osobowy o prostej konstrukcji, ograniczając produkcję to jednego modelu i koloru. Słynny do dziś slogan reklamowy Modelu T – „Możecie mieć Model T w dowolnym kolorze – pod warunkiem, że jest to kolor czarny”.
Jego innowacyjny projekt umożliwił zasiedlenie przedmieść wielkich miast oraz zapomnianych terenow Stanow Zjedonoczonych, wpłynął na uklady eknomiczne, tym samym zmieniając juz na zawsze oblicze Ameryki.

Kariera polityczna…

Znany z kontrowersyjnych pogladów manifestował antysemityzm i pacyfizm. Wykorzystał swoją pozycje wraz z profitami na propagowanie skrajnych poglądów anytsemickich. Wykupił gazetę „Dearborn Independent” – na łamach której drukował serie artykułów pt. „Miedzynarodowy Żyd, najważnieszy problem świata”. Poglady Forda zwrociły uwagę Adolfa Hitlera, ktory zaprzyjaźnił sie z genialnym konstruktorem, odznaczajac go wysokim orderem III Rzeszy – Orderem Orła Niemieckiego.

Jako pacyfista sprzeciwiał sie udziałowi stanów Zjednoczonych w II wojnie światowej – założył komitet Najpierw Ameryka (America First), w celu obrony neutralności USA.
Polityczna kariera Forda niestety nie okazała sie takim sukcesem jak jego dorobek w branży motoryzacyjnej.

Człowiek businessu…

Opinie o Fordzie były tak skrajne jak i jego poglądy:

„Ekonomiczna zbrodnia!” – czołówka „The Wall Street Journal” Styczeń 1914r.
“Bohater ludu” – krzyczały tłumy.

Tak reagował świat na zmianę plac w fabryce Forda. Dniówka wzrosła z 2,34 dolara do 5, skrócony czas pracy – te zmiany zatrzymały uciążliwa rotacje pracowników, jednoczenie spotykając się z dezaprobatą świata businessu. Praca dla mistrza nie była jednak sielanką, znany z autokratyzmu i wybuchów wściekłości, nie był najłatwiejszy we współpracy. Słynny incydent w fabryce River Rougue, kiedy to Ford wstrzymał całą produkcję, żeby wszystko dokładnie posprzątać naraził firmę na ogromne starty. W 1931 r. upór i bezkompromisowość Forda doprowadziła firmę do utraty pierwszego miejsca na światowym rynku motoryzacyjnym.

Czas zmian…

Ford zmarł w wieku 83 lat, 7 kwietnia 1947 w Fair lane w Deaborn. Jego śmierć spowodowała niepokój w całej branży motoryzacyjnej, ponieważ sam od początku zarządzał firmą, jednocześnie będąc jedyną osoba decyzyjna w sprawach nowych technologii i produkcji. Sytuacje uratował jego wnuk Henry II który doprowadził do centralizacji przedsiębiorstwa , jednocześnie podkupując pracowników konkurencji oferując im wyższe wynagrodzenie – zasada wyższych stawek Forda przetrwała do dziś próbę czasu.

Wynalazca, polityk, antysemita, pacyfista, autokrata, pedant ….– cokolwiek byśmy o nim nie powiedzieli z całą pewnością wpisał sie w historię i pozostanie on w pamięci jako osobowość, której pomysły oraz podglądy wprowadziły rewolucje nie tylko w świecie motoryzacji.

Henry Ford zmienił nasze życie dzięki praktycznym samochodom po przystępnych cenach. Dziełem jego pomysłu jest ruchoma linia montażowa oraz techniki masowej produkcji, które ustanowiły standardy światowej produkcji przemysłowej w pierwszej połowie XX wieku.

******************************************************

Henry Ford urodził się w Springwell Township w hrabstwie Wayne w amerykańskim stanie Michigan 30 lipca 1863 jako pierworodny z szóstki potomstwa Williama i Mary Fordów. Dorastał na dość bogatej farmie rodzinnej, spędzając dnie w małej jednoizbowej szkółce i pomagając na farmie w drobnych pracach. Już w młodym wieku wyraźnie interesował się mechaniką. Wiele lat później zainteresowanie to rozwinęło się w geniusz, który przyniósł mu chwałę najwybitniejszego człowieka przemysłu na świecie
Nauka Rzemiosła

W 1875 roku dwunastoletni Henry spędzał już większość czasu w małym warsztacie mechanicznym, który samodzielnie wyposażył. Właśnie tam skonstruował swój pierwszy silnik parowy w wieku lat piętnastu, a rok później – w 1879 – opuścił dom i wyjechał do pobliskiego Detroit, by podjąć pracę jako czeladnik u maszynisty. Od czasu do czasu wracał jednak do domu i pomagał na farmie.

Jako czeladnik przepracował następne trzy lata, po czym wrócił do Dearborn. Przez następne kilka lat czas pochłaniało Henry’emu obsługiwanie i naprawa silników parowych, a okazjonalnie znajdował dorywcze zajęcie w fabryce w Detroit. Zajmował się też konserwacją i przeglądem maszyn na rodzinnej farmie. W 1888 ożenił się z Clarą Bryant i utrzymywał swoją nową rodzinę prowadząc tartak.

W 1891 roku Ford został inżynierem w Edison Illuminating Company w Detroit. Awans na stanowisko głównego inżyniera dał mu wystarczająco dużo wolnego czasu i pieniędzy, by poświęcić wiele uwagi swoim prywatnym doświadczeniom z silnikiem spalinowym.
Kwadrycykl
Ford T

Jego eksperymenty zaowocowały w1896 roku skonstruowaniem kwadrycykla – pojazdu o własnym napędzie według pomysłu autora. Pierwszy silnik Forda ujrzał z warkotem światło dzienne i zapisał się w historii na drewnianym kuchennym stole w domu Forda przy Bagley Avenue 58. Następnym krokiem była konstrukcja z silnikiem opartym na ramie, do której umocowane były cztery koła od roweru – tak powstał jego pierwszy Ford. Samodzielność

W 1899 roku Henry Ford zrezygnował z pracy w Edison Illuminating Company i założył własną firmę – Detroit Automobile Company, która niestety zbankrutowała rok później. W tym czasie zaprojektował i skonstruował kilka modeli samochodów wyścigowych. 10 października 1901 roku sam siadł za kierownicą słynnego „Sweepstakes” i pokonał w wyścigu amerykańskiego championa Alexandra Wintona.
Ford Motor Company

Ford Motor Company rozpoczęła działalność w 1903 roku. Henry Ford, właściciel 25,5 % akcji, został wiceprezesem i objął stanowisko głównego inżyniera. Zakłady Forda przy Mack Avenue w Detroit produkowały zaledwie kilka samochodów dziennie. Przy każdym aucie pracowały dwu- lub trzyosobowe załogi robotników, składając je z części wyprodukowanych na zamówienie w innych fabrykach. Pierwszy samochód, który powstał w zakładach Forda sprzedano 23 lipca 1903 roku. Henry został prezesem i przejął kontrolny pakiet akcji w roku 1906.

Henry Ford wcielił w życie swoje marzenie o produkowaniu samochodów dostępnych cenowo, ekonomicznych, a jednocześnie niezawodnych, wprowadzając na rynek w 1908 r Model T. Pojazd ten był zapowiedzią nowej ery motoryzacji dla klientów indywidualnych – Model T był łatwy w obsłudze, utrzymaniu i w prowadzeniu po trudnych drogach. Jego sukces był natychmiastowy.
Nowe pokolenie

W 1919 roku Henry i jego syn Edsel odkupili akcje od wszystkich mniejszościowych udziałowców za 105 568 858 dolarów i zostali jedynymi właścicielami Zakładów Forda. Edsel, który w tym samym roku objął po ojcu fotel prezesa, pozostał na tym stanowisku aż do śmierci w 1943 roku. Wtedy Henry Ford ponownie przejął kierowanie Zakładami
Emerytura

We wrześniu 1945 roku, Henry Ford po raz drugi zrezygnował z funkcji prezesa Ford Motor Company i przekazał stanowisko swojemu wnukowi Henry’emu Fordowi II. W maju 1946 roku, podczas uroczystości Złotego Jubileuszu Automobilizmu Amerykańskiego, Henry’ego uhonorowano za wielki wkład w rozwój przemysłu motoryzacyjnego, a rok później Amerykański Instytut Ropy Naftowej odznaczył go pierwszym w swej historii dorocznym Złotym Medalem za wybitne zasługi dla dobra ludzkości.
Koniec ery

Henry Ford zmarł w swoim domu Fairlane w Dearborn 7 kwietnia 1947 roku o 11.40. Miał 83 lata. W dniu jego śmierci niedawne powodzie i wylew miejscowej rzeki Rouge odcięły prąd. Ustawione lampy naftowe i świeczki upodobniły jego pokój do tego, w którym przyszedł na świat w tym samym hrabstwie 83 lata wcześniej.

artykuł pochodzi z serwisu: sciaga.pl, autor: Josep

http://www.sukceslink.pl/…henry-ford.html

100 FAKTÓW Z ŻYCIA FORDA

Henry Ford jest jedną osobę, która zawsze będzie pamiętany za rewolucjonizuje świat samochodów. Dzisiaj mamy dużo podziękować Henry Ford. Oto kilka faktów na temat Henry Ford, który nie może być znane wcześniej.

Facts On Henry Ford:
1863 Urodził się 30 lipca w Greenfield Township, teraz Dearborn, Michigan. 1878 Ford przyczyniły się swoją pierwszą maszynę parową w wieku 15 lat.
1879 rodzin rolniczych Liście do Detroit, aby pracować w sklepach maszyny.
1888 Poślubia Clara Bryant przenosi się na 80-hektarowej w gospodarstwie, co jest dzisiaj Dearborn.
1891 pozycji Zabezpiecza jako inżynier w Edison Illuminating Company powraca do Detroit.
1893 Ford Edsel Bryant, jedyne dziecko Henry Ford i Klara, ur. 1893 roku zbudował swój pierwszy silnik spalinowy, mały model benzynowy butli.
1896 Kończy swój pierwszy samochód, czterokołowy, a wypędzi ją ulicami Detroit. To był pierwszy mechaniczny przewozu że faktycznie zbudowana. To oznaczone punktem wyjścia do kariery Forda jako biznesmena.
1899 Kończy pracę z Edison do poświęcenia szczególnej uwagi do produkcji samochodów.
1899 Made główny inżynier i partnera w nowo utworzonej Detroit Automobile
1901 Henry Ford Company zorganizowany z Fordem jako inżynier. Ford rezygnuje się spór z bankierami 1902 Henry Ford Motor Company staje Cadillac Car Co
1903 Ford Motor Company jest oficjalnie przyjęta. Model pojawi się na rynku w Detroit.
1908 Ford rozpoczyna produkcję słynnego modelu T. Każdy został sprzedany za 850 dolarów. Solidne, niezawodne i proste w obsłudze.
1910 rozpoczyna działalność w fabryce w Highland Park w stanie Michigan.
1913 wprowadza pierwszą linię montażową w ruchu samochodowym w Highland Park zakład produkcyjny.
1914 Ford Motor Company „zaczyna płacenia swoim pracownikom 5,00 dolarów za osiem godzin day1915 Ford buduje silniki Liberty samolot dla US Army.
1917 rozpoczyna budowę obiektu przemysłowego na Rouge River w Dearborn, Michigan. Ford Motor Co rozpoczęła produkcję samochodów ciężarowych i ciągników.
1918 traci swoją ofertę do Senatu USA.
1919 Edsel B.. Ford, syn Henry Ford, nazywa się prezes Ford Motor Company
1921 Ford Motor Company dominuje produkcja auto z 55 procent globalnej produkcji przemysłu.
1925 Ford kupuje Stout Metal Airplane Company.
1926 lot Maiden samolotów Trimotor Forda.
1927 Przelewy końcowy linii montażowej z Highland Park roślin Rouge.
1927 Produkcja kończy Model T, a model jest wprowadzany.
1930 Ford wiatry się samolot podziału
1937 „Bitwa pod wiadukt” występuje pomiędzy pracownikami Ford bezpieczeństwa i United Auto Workers Unii
1941 Ford Motor Company podpisał umowę z UAW.
1943 Ford Edsel B. zmarł w wieku 49.
1947 Henry Ford zmarł w wieku 83, w Fair Lane, jego Dearborn, Michigan domu

http://www.famouspeoplebi…Henry-Ford.html

Jak stary Henry Ford umarł?

Henry Ford, samochód Mogołów, który założył Ford Motor Car Company, był geniuszem i zapewne lat wyprzedzał swoje czasy.

W ciągu swego życia jest akredytowanym do przyznania 161 patentów. Zrewolucjonizował metod produkcji wprowadzenie koncepcji standaryzacji i masowej produkcji w celu minimalizacji kosztów i maksymalizacji produkcji. Był znany z filozofii pracy, który zmienił całą koncepcję amerykańskiego przemysłu.

Henry Ford zmarł w swoim domu w Dearborn w stanie Michigan, w wieku 83 lat w 1947 roku. Przyczyną śmierci był krwotok mózgowy. Pochowany jest na cmentarzu Ford w Detroit.

Ford urodził się 30 lipca 1863 do William Ford irlandzkiego pochodzenia, i Marii Litogot Ford, córka belgijskiego imigrantów.

Od najmłodszych lat, Ford wyświetlane niezwykłe umiejętności w kierunku inżynierii mechanicznej, którą wykonywał na poziomie hali produkcyjnej. Po i praktykę jako ślusarz, pracował w Edison Illuminating Company, gdzie wzrosła do głównego inżyniera. W tym czasie parał się i opracowali silnik spalinowy, który zakończył się w budynku Ford czterokołowy, prekursora swoją wersję samochodu.

Ford założyli Ford Motor Company w 1903 roku. W 1908 roku firma przedstawiła model T, który na zawsze zmienił oblicze motoryzacji w Ameryce. Kiedy ostatni model zjechał z linii montażowej w 1927 roku ponad 15 milionów zostało sprzedane. Z jego koncepcje produkcji linii montażowej, Ford wykonane samochodu dostępne dla człowieka z ulicy.

Jest również znany z radykalnej polityki pracy, gdzie niemal dwukrotnie płac, wprowadzony 48 godzin tygodniowego czasu pracy i jeszcze dwukrotnie wydajność.

Ford poinformował różnych interesów i na krótko wstąpił do przemysłu lotniczego do Wielkiego Kryzysu zmusiła go do wycofania się.

Żona Clara Bryant, para miała tylko jedno dziecko, syna Edsel.

What Did Henry Ford mieć coś wspólnego z lataniem?

Po wybuchu I wojny światowej, wiele firm samochodowych weszły działalności lotniczej i zdominowana dziedzinie silników lotniczych. To był pierwszy raz na świecie, że samolot był używany w czasie wojny i magnatów samochodowe wyczuł ogromny potencjał gospodarczy w samolocie. W czasie wojny, Ford zbudował „silników Liberty ‚dla samolotów.

Wolności 400 KM (298-kilowat) V-12, chłodzony powietrzem silnik, z drugiej strony, był jednym z wojny najmocniejszych silników i jeden konie wojny. Masy przeznaczone do produkcji z wymiennymi częściami, Liberty stał się standardem wojny silników lotniczych. Służyła ona najczęściej na DH-4, tylko US się samolot, aby przejść do walki na froncie zachodnim. Ponad 13.000 silników schodzi z linii montażowej przed I wojnie światowej, i ponad 20.000 zostały zbudowane w produkcji wojennej zakończył na początku 1919 roku. Oprócz Ford, silniki Liberty były również przez Packard, Lincoln, Ford General Motors (Cadillac i Buick), Nordyke i Marmon.

W 1925 roku Henry Ford kupił Stout Metal Airplane Company. Najbardziej udane samoloty to zbudowany został Ford 4AT Trimotor, zwany „Tin Goose. Samolot oznaczony podobieństwa do Fokker V. VII-3m, które doprowadziło ludzi do wiary, że inżynierowie Forda miał skopiowane samoloty niemieckie. Pierwszego lotu z Trimotor został w czerwcu 1926 roku. Stało się pierwsze sukcesy amerykańskiego samolotu pasażerskiego, który raczej niewygodnie zakwaterowani dwunastu pasażerów.

Podczas Wielkiego Kryzysu sprzedaży spadły drastycznie, więc Ford zamknąć Ford Samolot Division.

Od Henry Ford miał 161 patentów i wynalazków na swoim koncie wiele osób sądzi, że był on odpowiedzialny za wynalazek Czajnik gwizdał herbaty. Jednak nie jest.

Nazywajmy zbrodnię po imieniu

W lipcu minie 70. lat od czasu ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Polakach.

Inicjatywa społeczna Narodowy Jawor  uczci pamięć pomordowanych na Kresach.
Chętnych, którzy chcieliby pomóc przy organizacji rocznicy prosimy o kontakt mailowy narodowyjawor@wp.pl  lub https://www.facebook.com/pages/Narodowy-Jawor/362112050568606?fref=ts

lud.1 lud.2 lud.4 lud.5



Pamięć o tym okrutnym ludobójstwie i jego Ofiarach nie może zginąć.

Polecamy wywiad z  ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim  – rozmawia Aleksander Szycht z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy

W lipcu minie 70. lat od czasu ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Polakach. Dla wielu ocalałych Kresowian będzie to ostatnia okrągła rocznica. Czy w jakiś szczególny sposób Polacy mogą ją uczcić?

 – W lipcu minie 70. rocznica krwawej niedzieli, która była apogeum ludobójstwa trwającego w latach 1939-47. To był dość duży obszar. Nie dotyczyło to tylko Wołynia, ale całych Kresów południowo-wschodnich. Niemniej właśnie data 11 lipca jest datą symboliczną. Przede wszystkim społeczeństwo, a także rodziny pomordowanych liczyły na to, że władze państwowe to zorganizują. Z tego, co widać, już wiadomo, że nie, takich uroczystości nie będzie.

Powtarza się sytuacja sprzed pięciu lat, z 65. rocznicy, kiedy pod wpływem nacisków ambasady ukraińskiej w Warszawie i różnych środowisk proukraińskich, ówczesny prezydent Rzeczypospolitej Lech Kaczyński się wycofał, jak większość przedstawicieli władz państwowych i samorządowych. Obawiam się, że ten scenariusz się obecnie powtórzy, dlatego powstał społeczny komitet obchodów z gen. Mirosławem Hermaszewskim na czele, który jednoczy wszystkie stowarzyszenia, środowiska rodzin pomordowanych, a także sympatyków, przyjaciół. Ten komitet organizuje uroczystości na wielu płaszczyznach.

Przede wszystkim już od maja do września będą uroczystości w różnych miastach – jest przewidzianych około 20 takich wydarzeń, natomiast centralne uroczystości będą 11 lipca w Warszawie. Rozpoczną się spotkaniem w Sejmie o godz. 10, później, o 12 Msza Święta, następnie pochód ulicami Warszawy, złożenie wieńców pod tablicą pamiątkową na Krakowskim Przedmieściu na Domu Polonii i planowany jest koncert.

 Czy na spotkaniu u ministra Kunerta była mowa o pomniku dla ofiar ludobójstwa OUN-UPA?

– Tak. Mowa jest przynajmniej od ośmiu lat. Kiedy pułkownik Jan Niewiński, jeden z ostatnich uczestników samoobrony wsi Rybcza na Wołyniu, wystąpił z taką inicjatywą, ona została storpedowana przez środowiska probanderowskie w Polsce. Wówczas pani Bogumiła Berdychowska zbierała podpisy. Podpisało się wiele osób, w tym Seweryn Blumsztajn z „Gazety Wyborczej”, Andrzej Wajda, Grzegorz Motyka i ta inicjatywa została całkowicie storpedowana.

Dzisiaj nie mamy pomnika poświęconego obywatelom II Rzeczypospolitej, nie tylko Polakom, ale również Żydom, Ormianom, Ukraińcom pomordowanym przez UPA i SS Galizien. Wyjaśnienia ministra Kunerta, no to jak, mówiąc kolokwialnie on „pływa” w tym temacie, nie ma żadnej koncepcji, natomiast pomysł zaproponowany przez niego, że on coś tam zrobi na tzw. Skwerze Wołyńskim na Żoliborzu, został przyjęty jako takie tylko mówienie, bo przecież są cztery miesiące i nic sensownego za ten czas się nie da zrobić.

Poza tym tu nie chodzi o pomnik gdzieś tam w ogródkach działkowych, bo Skweru Wołyńskiego nie ma nawet na mapie Warszawy, to jest nazwa umowna, to jest skwer między ogródkami działkowymi.

 Warszawiacy nawet o nim nie wiedzą…

– Nie wiedzą. Nie mają dojazdu. Nie ma pomysłu do zagospodarowania. To jest fikcja. Ja osobiście nie wierzę, żeby minister Kunert, znając jego podejście do sprawy, cokolwiek zrobił za ten czas. Tu chodzi o pomnik w centrum miasta, nie chodzi o ogródki działkowe.

 Czy zgodzi się Ksiądz, że pomnik taki, jaki miałby powstać, powinien spełniać trzy warunki: być w atrakcyjnym miejscu, (Ksiądz zresztą to powiedział), żeby przychodziło mnóstwo ludzi, mnóstwo turystów, po drugie, żeby ta forma pomnika była na tyle ładna, żeby ludzie zwracali na niego uwagę i chcieli się dowiedzieć, co to jest za pomnik i żeby inskrypcja na tablicy była zgodna z prawdą, czyli żeby było użyte słowo ludobójstwo, przez kogo i na kim?

– Tak. Oczywiście. Taki jest sens stawiania pomników, tak jak jest w Warszawie pomnik pomordowanych Żydów, jednoznaczny pomnik, pomnik tych, co zostali zesłani na Syberię też jest jednoznaczny, więc tu nie chodzi o jakieś sztuczki, czy kamuflaże, bo to nie ma sensu, szkoda wtedy pieniędzy na takie kamuflaże. Poza tym trzeba pamiętać, że w czasie ludobójstwa zginęło 150-200 tys. Polaków.

Oprócz tego zginęło też wielu innych obywateli polskich narodowości żydowskiej, bo nacjonaliści ukraińscy wzięli czynny udział w Holokauście, zabijali polskich Żydów w różny inny sposób i to jest obowiązek państwa polskiego, bo obecna III RP jest kontynuatorką II RP, tak przynajmniej politycy twierdzą. Dlaczego pamiętamy o Katyniu, KL Auschwitz, a nie chcemy pamiętać o krwawej niedzieli?

 Kończąc temat pomnika, warto przypomnieć, że w Małopolsce Wschodniej pomniki sprawców zbrodni są w każdym eksponowanym miejscu, w każdym prawie miasteczku, a u nas władze dotychczas nie doprowadziły do tego, żeby został postawiony pomnik ku czci ofiar ukraińskich nacjonalistów, a jak już wyrażają wstępną zgodę, starają się ten pomnik umieścić w miejscu mało eksponowanym.

– To jest hipokryzja i zakłamanie – to są dwa słowa, które mi przychodzą na myśl, dlatego że nie wyobrażam sobie, żeby w Niemczech stawiano pomniki Adolfa Hitlera czy Heinricha Himmlera, a nie stawiano pomników pomordowanym ofiarom hitlerowców. To jest po prostu skrajna hipokryzja. To przypomina Rosję putinowską, która też próbuje fałszować sprawy.

Ja jeszcze jedną rzecz muszę dodać, bardzo ważną, jako duchowny: że władze kościelne kompletnie też nie wiedzą, czy raczej nie chcą podjąć tego tematu. Miał być przygotowywany list wspólny biskupów rzymskokatolickich i greckokatolickich, pracujących na Ukrainie, i arcybiskup rzymskokatolicki Mieczysław Mokrzycki na Konferencji Episkopatu powiedział, że nie ma takiej możliwości, że projekt przygotowany przez stronę greckokatolicką jest nie do przyjęcia, bo on nie mówi prawdy, mówi rzeczy absurdalne jakoby jedni i drudzy mordowali.

To tak, jakbyśmy powiedzieli, że była wojna niemiecko-żydowska w Warszawie i Niemcy mordowali, ale Żydzi też Niemców mordowali. W projekcie jest sformułowanie „bratobójcza wojna na Wołyniu”. Nie było żadnej wojny bratobójczej na Wołyniu w 1943 roku – jedna strona wyżynała bezbronną ludność, nie żołnierzy, nie partyzantów, ale bezbronną ludność, która ginęła w straszny sposób, więc za pomocą takich kłamstw nie da się po prostu opisać tej sytuacji.

Czyli z jednej strony nie mamy prawa zwracać uwagi nacjonalistycznym Ukraińcom, banderowcom, że stawiają pomniki ludobójcom, ponieważ nie możemy się wtrącać w wewnętrzne sprawy Ukrainy – taka opinia obiegowa panuje – a z drugiej strony nie możemy postawić pomnika ofiarom, ponieważ nie możemy zadrażniać stosunków z Ukrainą. W tym kontekście chciałem przejść do sprawy ewentualnej uchwały sejmowej, rocznicowej. Jakie Ksiądz widziałby warunki tej uchwały?

– Ja nie wierzę w tę uchwałę. Dlatego, że już tyle lat próbowano, żeby powiedzieć prawdę w polskim Sejmie i niestety te dwa największe ugrupowania, czyli PiS i Platforma Obywatelska, które wychodzą ze wspólnych korzeni solidarnościowych, a mówię to z wielką przykrością jako były kapelan Solidarności, nie chcą tej sprawy. Niestety oba ugrupowania są jednakowo winne temu, że do dzisiaj nie było przyjęcia uchwały, która jednoznacznie zawierałaby słowo „ludobójstwo”. To jest też osobista postawa Bronisława Komorowskiego, przedtem marszałka Sejmu, który nie chciał tego przeprowadzić.

 Jak by Ksiądz skomentował fakt, że w roku, na który przypada 70. rocznica mordów dokonywanych przez OUN-UPA w Małopolsce Wschodniej, Związek Ukraińców w Polsce usiłował doprowadzić do potępienia przez parlament operacji „Wisła”?

– Jest to słabość państwa polskiego, słabość jego struktur. Oczywiście dobrze, ze władze przekazują z kieszeni polskiego podatnika dotację na mniejszości narodowościowe, na ich programy edukacyjne czy kulturowe, na podtrzymywanie dziedzictwa narodowego.

Dla przykładu, Związek Ukraińców w Polsce prawie 2 mln zł rocznie. Z drugiej strony wypowiedzi niektórych członków tego związku są skandaliczne. Miałem w TVP Historia panel dyskusyjny z udziałem przewodniczącego Związku Ukraińców w Polsce Piotra Tymy, który na moje pytanie, czy to, co się stało na Wołyniu, było ludobójstwem, odpowiedział do kamer telewizyjnych, że nie.

 Można sobie w tym momencie zadać pytanie, czy Piotr Tyma to nie jest taki ukraiński David Irving?

– Nie wiem. Ja nie mam niechęci do mniejszości ukraińskiej, bo uważam, że Ukraińcy, którzy są w Polsce, mają pewne prawa. Tylko że to polega wszystko na tym, że Ukraińcy w Polsce mają prawa, a Polacy na Ukrainie ich nie mają. To jest chora polityka. To jest błąd.

Zresztą uważam, że jednym z największych błędów III RP, który istnieje już od czasów Okrągłego Stołu, jest brak mądrej polityki wschodniej, nie tylko w stosunku do Ukrainy, ale również Litwy, Białorusi i wielu innych republik. To będzie zawsze jątrzyło i będzie powodem konfliktów i tak też jest w tej chwili.

 A co z mogiłami na Ukrainie, o które w zasadzie nikt nie dba?

– Arcybiskup Mieczysław Mokrzycki w wypowiedzi dla biskupów polskich powiedział, że jest dwa tysiące miejsc, które do tej pory nie zostały upamiętnione. To jest ogromna liczba. Już rodziny nie doczekają się tego. To musiałaby być jakaś gigantyczna akcja, żeby w każdym takim miejscu postawić chociaż zwykły krzyż. I co jest smutne, co muszę jeszcze raz podkreślić: poza takimi osobami, jak wspomniany Mieczysław Mokrzycki, nie widać zainteresowania ze strony władz  Kościoła rzymskokatolickiego.

Osobista postawa poprzedniego nuncjusza papieskiego Józefa Kowalczyka, dzisiaj prymasa i przewodniczącego Episkopatu Józefa Michalika, który jest bądź co bądź biskupem z Przemyśla, jest postawą zamiatania pod dywan, czyli uciekania od tego tematu. Oni nic nie zrobili, żeby upamiętnić na przykład 180 księży, kleryków, siostry zakonne, którzy zostali zamordowani przez banderowców.

 Cierpienie tych męczenników kojarzy się z męczeństwem pierwszych chrześcijan.

– Księża w krwawą niedzielę byli mordowani przy ołtarzu. Ksiądz Karol Baran został przepiłowany piłą na pół w czasie napadu na kościół. To są męczennicy. Trudno nawet o bardziej adekwatne określenie.

 Powstał międzypartyjny zespół ds. Kresów. Czy to oznacza, że jest szansa na zmianę dotychczasowej polityki?

– To, że powstał zespół, to dobra wiadomość. Pytanie zasadnicze, czy będzie on faktycznie działać, czy tylko będzie atrapą, powołaną tylko na chwilę. Po owocach ich poznacie. Temu zespołowi życzę jak najlepiej, jak i wszystkim innym inicjatywom podejmowanym dla upamiętnienia Kresów, niezależnie od etykietki politycznej inicjatorów.

http://gazetaobywatelska.info/news/show/896

Kaźnie UB, a pamięć


jawortablica
644384_3987270814915_1759359333_ndziedziniec

Byłam dzisiaj w Jaworze. Tam gdzie przez wiele lat mieściła się siedziba Zarządu Okręgu Prawa i Sprawiedliwości okręgu legnickiego. Dlaczego tam? Była szefowa Zarządu jest mieszkanką Jawora. 
Poszłam zobaczyć jak wygląda dawne więzienie, gdzie UB zabijało polskość. Dobrze, że wiedziałam gdzie się ono znajduje, bo na tablicy przeczytałam jedynie to co widzicie na zdjęciu. Jak można mówić o patriotyzmie, a zaniedbać takie miejsce ? Tym bardziej, że Pani Poseł jest historykiem. Podszedł do mnie mężczyzna i zapytał czego szukam. Odpowiedziałam, że miejsca kaźni UB, ale zapewne coś pomyliłam, bo na tablicy nie ma wzmianki na ten temat. Owszem jest informacja w trzech językach, że było tam więzienie, ale dla kobiet, dla członków ruchu oporu z Francji i Norwegi, ale nic na temat UB. Powiedział mi, że bardzo dobrze  zlokalizowałam budynek, a jego ojciec przeszedł tam piekło.

Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych

Inicjatywę uchwałodawczą podjął  Prezydent RP- ś.p. Lech Kaczyński i przedłożył ją na miesiąc przed śmiercią. Później środowisko PiS oskarżało Komorowskiego o celową opieszałość w kontynuacji drogi legislacyjnej. Zresztą i słusznie, bo nie było to zadane wymagające rocznego cackania.

Lata szarpania, aby uczcić żołnierzy podziemia.Wystarczy jedno, dwa pisma z biura poselskiego, aby wpis uzupełnić. Kto jak kto, ale posłowie wiedzą po co wprowadzono w kalendarz „Dzień Żołnierza Wyklętego” obchodzony 1 marca.   Oczywiście nie jest dla mnie problematyczne napisanie paru zdań- pierwsze skieruję do IPN i samorządów w Jaworze.

Pani Poseł warto zacząć od siebie, a patriotyzm to nie nr na liście. Dedykuję fragment wspomnień więźnia Jawora:

Wieczorem 18 sierpnia 1950 r. Kowalik przywiózł mnie do Jawora. Zamknęli mnie w
piwnicach PUBP w celi nr 3. Siedziałem sam jeden, w ścisłej izolacji, żebym nie mógł się z
nikim widzieć. Wypuszczano mnie osobno na korytarz do mycia lub po jedzenie. 19 sierpnia
przyszedł do mojej celi dr Borysowicz przeprowadzający kontrolę aresztantów względem
zawszenia. Domyślałem się, że zawiadomi on moją rodzinę, że tu jestem. I tak rzeczywiście
się stało. Tego samego dnia po południu otrzymałem z domu czystą bieliznę. Potwierdziło to
moje przypuszczenia. Byłem pewien, że rodzina wie gdzie jestem. 20 sierpnia przysłano mi
„wtyczkę” tzn. wsadzono do mnie człowieka, który miał wybadać w rozmowie ze mną co
ukrywam i czego się obawiam. Był to taki złodziejaszek, były milicjant, który znał mnie
jeszcze z pracy w referacie wojskowym. Powiedział mi zaraz na początku po co go do mnie
wsadzili. Po kilku godzinach komendant Gawroński zabrał go z celi i wypytywał na korytarzu
czy coś powiedziałem. Zrobił to tak niezręcznie, że wszystko słyszałem. Następnego dnia
zainteresował się mną sam szef PUBP, kapitan, który przyszedł, żeby mnie obejrzeć i od razu
skarcił mnie, że mu się źle zameldowałem. Po kilku dniach przyjechał z Wrocławia kierownik
wydziału śledczego WUBP, major (Żyd), który sam mnie przesłuchiwał w obecności jednego
z ubeków. Trwało to dość długo, aż w końcu oświadczył mi, że czeka mnie trzykrotna kara
śmierci: za udział w wojnie przeciwko bolszewikom, za gnębienie komunistów przed wojną i
za współpracę z hitlerowcami w mordowaniu ludzi podczas okupacji, po czym rozkazał
obecnemu ubekowi, żeby mi zgolono brodę, i odjechał. Następnego dnia komendant
Gawroński zawiózł mnie samochodem do więzienia, gdzie ogolono mi brodę. Skorzystałem z
tej okazji i kazałem sobie też obciąć włosy. Co uczyniono i odwieziono mnie z powrotem.
Zmieniłem się przez to tak, że gdy następnym razem przyszedł do mnie dr Borysowicz nie
poznał mnie wcale, chociaż ze mną rozmawiał. Chcąc się dowiedzieć czegoś o mnie, poszedł
zapytać komendanta Gawrońskiego.
Nastały teraz dla mnie bardzo ciężkie dni. Przesłuchiwano mnie intensywnie, bez przerwy,
dzień i noc. Kiedy opadałem z sił i padałem ze zmęczenia, ubek mówił: „Co, chory jesteś na
serce? Ja nie jestem lekarz i nie muszę się znać na tym”. Wmawiano mi najrozmaitsze rzeczy
i przypisywano mi winę za wszystko, co się w Polsce wydarzyło. Przez cały czas siedziałem
sam jeden w celi nr 3. Trzymano mnie w ścisłej izolacji w celi przeznaczonej dla czterech
ludzi. Prawie całą powierzchnię celi zajmowała drewniana prycza. Przez cały dzień od
pobudki o 5 rano do apelu o 21 trzeba było siedzieć na pryczy. Leżeć nie było wolno, a
spacerować nie było gdzie. W nocy często wyciągano mnie na przesłuchania, które
prowadził przeważnie sam szef – kapitan. Sprawę moją prowadził zastępca szefa porucznik
Boczek, który za to, że nie chciałem się przyznać do niczego, karał  mnie często karczem.
Karzec to była wnęką pod schodami, gdzie wsadzano mnie na noc bez ubrania. Po
przesiedzeniu tam nocy na betonowej posadzce miałem zawsze podwyższoną temperaturę i
trząsłem się z przeziębienia.
Dwa miesiące pobytu tam w piwnicach i forsowne tempo śledztwa wyczerpały mnie zupełnie.
Straciłem pamięć i rachubę czasu. Nie byłem w stanie zliczyć dni w tygodniu, straciłem 60 %
wzroku, jąkałem się i nie potrafiłem odpowiadać bez zacięcia. Przez cały ten czas nie
mówiono do mnie inaczej, jak: „ty w k… p…”. Tu w Jaworze znowu spisano moje zeznania do
protokołu. Spisał je por. Boczek, ale też nie wiem dokładnie co on tam napisał, bo kiedy
byłem u kresu sił, wyczerpany zupełnie, powiedziałem do niego żeby sobie napisał co mu jest
potrzebne, a ja mu to podpiszę. I podpisałem. Myślałem, że zanim dojdzie do rozprawy
sądowej powinien mnie przesłuchać jakiś sędzia, jak to było przed wojną, któremu mógłbym
powiedzieć prawdę obalając to co napisał ten ubek, ale niestety w ludowej sprawiedliwości
jest zupełnie inaczej. Nie dopuszczono mnie przed żadnego sędziego…
Bez dodatkowego komentarza….

http://ewagutek.salon24.pl
zdjęcia: Autor
zdjęcia: Archiwum własne NJ

Metody UPA do zmęczenia Polaków oraz ludobójstwo Polaków na kresach wschodnich

Bez komentarza…

Urszula Ledóchowska

Pamięci Żołnierzy Wyklętych

(…) Walki zbrojne w Polsce nie ustały wraz z podpisaniem kapitulacji przez Niemcy. Ogół społeczeństwa traktował „wyzwolenie” przez Armię Czerwoną i 1 Armię WP, jako faktyczną zmianę okupacji z hitlerowskiej na sowiecką. Wielu polskich żołnierzy podziemia zdawało sobie sprawę, że wkroczenie sowieckiego wojska nie wróży nic dobrego. Postanowili pozostawać w lasach i kontynuować walkę, aż do ostatecznego zwycięstwa.
Partyzanci podziemia wierzyli w rychły wybuch III wojny światowej, która mogłaby Polsce przynieść niepodległość. Cały czas mieli nadzieję na prawdziwe wyzwolenia naszych ziem przez zachodnich aliantów.
Dla instalującej się władzy ludowej partyzanci stanowili poważne zagrożenie. Niełatwo było ich wykryć, a ich działalność skupiająca się na likwidacji sowietów i kolaborujących z nimi polskich komunistów, była znakiem sprzeciwu wobec radzieckiej okupacji.
Jednak sfałszowane wybory w 1947 roku i bierność Zachodu wobec tego faktu zaczęły rodzić w leśnych szeregach „pesymizm i przekonanie o bezsensowności” dalszego oporu. Ujawnieni się partyzantów sprzyjała także ustawa o amnestii wprowadzona w marcu 1947 r.
Faktycznym celem amnestii (nie był to akt dobrej woli i łaski zwycięzców nad zwyciężonymi, jak powszechnie przedstawiano) była likwidacja zorganizowanego oporu przeciwników władzy ludowej.
Obietnic amnestyjnych nie dotrzymano. Zebrana w toku przesłuchań wiedza, posłużyła do późniejszych represji wobec utajnionych i dotarcie do osób nadal prowadzących walkę.
Nie wszyscy jednak postanowili się ujawnić, choć działania propagandy sprawiały, że informacja o amnestii trafiła do większości partyzantów. (…)
Żołnierze Wyklęci nie byli zdrajcami, kolaborantami, tymi, których mamy po wsze czasy wyklinać. Ci młodzi ludzie walczyli o niepodległą Polskę. Ich zryw był ostatnim powstaniem narodowym. Nie dość, że ich mordowano, to jeszcze nie pozostawiono śladów ich pochówków, a do rodzin wysyłano listy, w których stwierdzono, że byli zdrajcami i zostają przeklęci.
Nie mamy grobów naszych bohaterów, dziesiątek tysięcy innych ludzi pomordowanych w więzieniach i aresztach, bo nawet na cmentarzach były tajne pochówki – nie było oznaczonych kwater, nikt nie wiedział, kto i gdzie jest chowany.
Fizyczna eksterminacja żołnierzy antykomunistycznego podziemia nie wystarczyła komunistom. Dobrze wiedzieli, że z ofiary ich życia może w przyszłość powstać mit, z którego nowe pokolenie Polaków będą czerpały siłę do walki z komuną.
Od 2011 roku, dzień 1 marca został ustanowiony świętem państwowym, poświęconym żołnierzom zbrojnego podziemia antykomunistycznego i obchodzony jest jako Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ten pierwszy dzień marca jest dniem szczególnie symbolicznym dla żołnierzy antykomunistycznego podziemia. Tego dnia w 1951 roku w kazamatach mokotowskiego więzienia strzałem w tył głowy zamordowano siedzibie członków IV Zarządu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”.

SALUT RZYMSKI

Jednym z podstawowych elementów wiedzy narodowca, powinna być jego znajomość historii salutu rzymskiego.

Rzym – to właśnie tutaj prawdopodobnie rozpoczyna się historia salutu o którym mówimy i który zyskał właśnie tytuł Rzymskiego. Już starożytni rzymianie podnosili dłoń ku górze pozdrawiając się w ten sposób, gladiatorzy pozdrawiali tym gestem tłum, a Cezar swój lud. Legioniści Cezara witali go natomiast odbijając prawą (zaciśniętą pięść) od klatki piersiowej (z lewej strony). duceWikipedia podaje na temat salutu rzymskiego takie oto informację:„gest oznaczający pozdrowienie, odpowiadający i często towarzyszący zawołaniu Ave (łac. „bądź pozdrowiony”). W starożytnym Rzymie, a także w wielu innych kulturach pochodzenia indoeuropejskiego wykonywano go poprzez wzniesienie wyprostowanej prawej ręki ku słońcu. Bardzo prawdopodobne jest, iż gest ten ma związek z kultem solarnym.„ (http://pl.wikipedia.org/wiki/Salut_rzymski)
W wieku XX w całej europie pozdrawiano się gestem o którym cały czas mowa. Przybierał on różne formy, krzyczano przy tym różne hasła.
W Polsce nie odbijano dłoni od piersi i nigdy nie wykrzykiwano, haseł „sieg heil” czy też „heil hitler” – jak miało to miejsce w III Rzeszy i jest to raczej oczywiste. Unoszono prawą dłoń ku górze wymawiając słowa „Czołem Wielkiej Polsce”, „Chwała Wielkiej Polsce” i temu podobne, dodatkowo narodowcy trzymali kciuk po za dłonią w przeciwieństwie do hitlerowców. Trzeba tutaj jasno powiedzieć, że ludzie którzy pozdrawiali się salutem rzymskim walczyli z okupantem hitlerowskim. Okres XX lecia między wojennego w Polsce jak wiemy był okresem burzliwym, dlatego też gest ten stał się również gestem pokoju. Dlaczego? Otóż kiedy dwie osoby szły w dość sporej odległości od siebie unosiły prawą dłoń ku górze aby pokazać, że nie trzymają tam żadnej broni, witając się tym samym z odległości. Zauważmy, że takie powitanie (na odległość) przetrwało w ludzkiej świadomości do dzisiaj, bo jak inaczej witamy kolegę widząc go z daleka?  Gestem tym w Polsce pozdrawiali się harcerze, piłkarze, wojskowi, politycy… Gestu tego używano w wielu krajach- Polsce, Hiszpanii, Rumunii (…) i nie po to by pozdrawiać Hitlera, lecz po to by pozdrawiać siebie na wzajem. Jeżeli by iść tokiem rozumowania gazety wyborczej (i innych…) należało by stwierdzić, że Polacy mieli rozdwojenie jaźni, bo pozdrawiali się gestem Hitlerowskim i z Hitlerem walczyli. Na szczęście  cechuje nas umiejętność samodzielnego myślenia więc wnioski nasuwają się same.